Nikt mu nie odpowiedział. Wpatrywali się wszyscy w szumiące pośród mroku morze, nad którym stał księżyc w nowiu, otoczony z dala coraz słabiej lśniącymi gwiazdami. Brzask, który niemal od zmroku trwał na wschodzie, rozlał się szerzej. Świat począł szarzeć.
Terteus zawrócił ku ognisku i wydał rozkaz, aby strażnicy, czuwający na przemian przy Angelosie, dawali pilnie baczenie na morze i zbudzili go dostrzegłszy, że wody podchodzą bliżej.
Później, gdy cała niemal załoga usnęła, zasiedli do posiłku; jedli w milczeniu i bez chęci, gdyż trwoga znów ożyła w ich sercach, a na myśl powracały zasłyszane przed odpłynięciem opowieści o potworach, mroźnym końcu świata, czeluści chłonącej wszelkie wody mórz i wiele innych, wysłuchanych jako baśnie, mogące przerazić jedynie dziecko lub głupca, który nigdy nie zaznał żeglugi wzdłuż brzegów odległych krain.
Lecz jakże mieli ukoić niepokój, gdy po posiłku ułożyli się na mokrej ziemi i owinęli w skóry zwierzęce, by usnąć, a dzień, który zaledwie odszedł, znów powstał? Spoglądali wiec z trwogą w błękitniejące niebo i zaciskali powieki, próbując usnąć.
Rankiem zepchnęli okręt na wodę i zwinąwszy żagiel, gdyż wiatr wiał przeciwny, popłynęli wiosłując pod nadbiegające fale, wzdłuż wybrzeża, wymijając gęsto rozrzucone przy nim skaliste i nagie wysepki. Późnym popołudniem brzeg skręcił ku zachodowi. Morze nadal było niespokojne. Angelos ciężko unosił się na fali i opadał w głębokie bruzdy, torując sobie z trudem drogę przez pokryte grzebieniami pian morze. Byli już wielce utrudzeni, gdy wieczorem wpłynęli do nowej zatoki, jednej z wielu, które wchodziły w głąb tego lądu.
Tej nocy Białowłosy wraz z oboma przyjaciółmi nadal czuwał nad snem księcia, lecz nie nastąpiło nic, co by mogło wskazywać, że zabójca pragnie dokonać swego straszliwego dzieła.
Siedzieli kręgiem na niewielkiej łące nadbrzeżnej, mając po jednej ręce wzburzone morze, a po drugiej stronie wznoszące się, 'porośnięte rzadkim lasem zbocze, które przechodziło w poszarpaną ścianę skalną i ginęło w górze. Na brzegu spoczywał Angelos, po raz pierwszy opuszczony przez wszystkich, gdyż załoga cała była zebrana wokół księcia. Oblicza ich były poważne i milczeli wszyscy słuchając.
- Osądziłem - rzekł donośnie bogom podobny Widwojos, powstawszy i podchodząc ku środkowi kręgu - że w chwili tak ciężkiej winniśmy wspólnie zastanowić się, co nam dalej należy czynić. Bowiem brzeg ten nie tylko że nie prowadzi nas już więcej ku południowemu zachodowi, gdzie, jak przypuszczamy, znajdować się winny bramy prowadzące do krain, które opuściliśmy, lecz odchodzi, jak to sami ujrzeliście, ku północy. Wieje nieustannie przeciwny nam wiatr z południa, a widzimy przed sobą jedynie otwarte, wzburzone morze, na które musielibyśmy wyruszyć, walcząc z wysoką falą i wzmagającym się wiatrem, nie wiedząc, gdzie leży brzeg, ku któremu płyniemy, jeśli w ogóle leży on gdziekolwiek przed nami. Dobrze stanie się więc, jeśli wszyscy naradzimy się dziś nad tym, co nam należy od tej chwili czynić. Albowiem, jeśli postanowimy zgodnie cokolwiek, wówczas musimy to wykonać bez względu na niebezpieczeństwa lub przeciwności. Lecz gdybym sam postanowił bez waszej zgody, słusznie moglibyście rzec później, że powiodłem was ku zagładzie, choć można było postąpić roztropniej. Radźmy więc, a niechaj sternik nasz Eriklewes pierwszy wypowie, co sądzi o naszym położeniu, gdyż ma on najwięcej doświadczenia i nieraz już okazał, że radą jego nie wolno gardzić.
Zawrócił i usiadł, a roztropny Ateńczyk powstał i milczał przez chwilę. Później rzekł:
- Rada moja jest krótka. Jeśli dom nasz jest na południu, płynąć musimy na południe. To pojmuje każdy z nas. Lecz że w kierunku owym otwiera się morze, a nie wiemy, jak długo wypadnie nam płynąć, nim napotkamy przychylne brzegi, czekać musimy na sprzyjający wiatr. Nie sposób byłoby płynąć pod wiatr na wiosłach przez wiele dni. Posuwalibyśmy się wolno, a nie wiemy, czy droga przed nami nie jest najdłuższą z tych, które dotąd odbyliśmy od jednego brzegu do drugiego. Musimy więc czekać sprzyjającego powiewu, który nam tę drogę skróci nie odbierając przy tym wszystkich sił. Straciliśmy bowiem wielu towarzyszy poległych w walce z barbarzyńskim plemieniem, wielu innych poniosło rany i moc ich ramion jest nadwątlona. Tak więc płynąć musielibyśmy pod wiatr nie mając nawet kilku ludzi, którzy zmieniliby wyczerpanych wioślarzy. Złym byłbyś przywódcą, boski książę, rzucając wyprawę swą na takie przeciwności dlatego jedynie, że niecierpliwość nie pozwoliłaby ci czekać stosownej chwili. Rada moja jest taka: czekać na sprzyjający wiatr, a gdy nadejdzie, ruszyć na południe. Nim to nastąpi, niechaj ranni wracają do sił, by w dniu wyruszenia byli sprawni jak wprzódy. Należy też upolować dość zwierzyny, abyśmy byli najedzeni i poczynili zapasy na drogę. Bowiem, jak rzekłem, nie wiemy, jak długo przyjdzie nam płynąć przez morze, nie widząc brzegów.
Powrócił ku swemu miejscu i siadł na murawie, a inni osądzili, że słowa jego były słuszne.
Wówczas uniósł dłoń Metalawos o potężnych ramionach na znak, że chce przemówić. Książę wskazał mu miejsce pośrodku kręgu.
- Słusznie radzi roztropny Eriklewes - rzekł Metalawos - lecz miejsce, gdzie znajdujemy się, nie jest sposobnym ani dla wypoczynku, ani dla łowów. Brzeg tu skalisty i wznosi się wysoko przemieniając w poszarpane zbocza, a dalej, jak to widzieliśmy z morza, wznoszą się nagie góry. Jeśli więc, boski książę, pragniesz wysłuchać tego, co sądzę, rzekłbym, że winniśmy popłynąć nieco dalej ku północy korzystając ze sprzyjającego wiatru, który sam nas poprowadzi wzdłuż wybrzeża. Być może znajdziemy tam wkrótce bardziej sprzyjającą okolicę dla spędzenia kilku dni. Bo choć niektórzy towarzysze lękają się, że dotarliśmy niemal do krawędzi świata, rzecz ta wydaje mi się nieprawdziwa. Morze, po którym płynęliśmy, nie dążyło ku otchłani, gdyż prąd jego porwałby nas z sobą, nie widzę też znaków na ziemi i niebiosach, które by o tym świadczyły. To prawda, że słońce zachodzi tu na krótko, lecz wiele krain widziałem od dnia, gdy jako dziecię niemal wstąpiłem po raz pierwszy na pokład kupieckiego okrętu, i wiem, że każda z nich jest inna, a to, co wydaje się przerażającym dla przybysza, jest rzeczą zwyczajną i nie budzącą trwogi u jej mieszkańców. Tak więc rada moja brzmi: skoro wiatr sprzyja, płyńmy wzdłuż brzegów ku północy, póki nie znajdziemy dogodnego miejsca i bezpiecznej zatoki, abyśmy w niej postawili nasz okręt i mogli upolować dość zwierzyny dla całej załogi na długą podróż i tam zaczekali na pomyślny powrót.