Выбрать главу

    Angeles płynął pośrodku owych mrocznych wód, maleńki jak owad pośrodku jeziora, wymachujący osiemdziesięcioma nóżkami wioseł. Zwinęli żagiel i opuścili, gdyż zwisł w ciszy, która ogarnęła przestworza.

    Zatoka przed nimi rozdzielała się na dwa głębokie wąwozy, z których każdy szeroki był na kilka tysięcy kroków.

    Zbocza nadal były urwiste i nieprzyjazne, lecz dostrzegli w skręcającym na lewo ramieniu wód łagodniejsze, pokryte lasem stoki i tam skierowali się.

    Przybili w pobliżu ujścia strumienia opadającego z głośnym szumem z gór.

    Naprzeciw nich, po drugiej stronie zatoki, stała niebotyczna, prosta niemal, czarna ściana skalna spadająca wprost do morza, lecz tam gdzie Angeles dotknął brzegu, otwierała się pośród gór jak gdyby rozpadlina, szeroka i łagodna, wznosząca się ku górze. Porastał ją las, a bliżej brzegu była wielka, porośnięta trawą i pokryta głazami polana, opadająca tarasami ku wodzie.

    Tu spędzili noc, jeśli mogli tak nazwać ową porę, gdyż niebo nad skałami nie stało się czarne ani na chwilę i nie ujrzeli nad nim gwiazd, choć było bezchmurne.

    Tu przed świtem żeglarz imieniem Kalauros, pełniący straż na granicy lasu, zabił uderzeniem włóczni jelenia o rozłożystych rogach, który zbliżał się do potoku.

    Uznali więc, że lasy owe, wznoszące się nad ich głowami, mogą być pełne zwierzyny, i postanowili wyruszyć na łowy, aby upiec dość mięsa, które, przesypane solą i ugotowane w ziołach, przetrwałoby świeże, póki płynąc na południe nie dotrą do nowego lądu.

    Bogom podobny Widwojos i syn jego, wziąwszy łuki, lekkie oszczepy i miecze, byli już gotowi, wraz z czterdziestoma innymi, do wyruszenia. Postanowiono, że łowcy wyruszą idąc pod górę lasem rozrzuceni szerokim półkolem, którego ramiona wysunięte będą ku przodowi, gdyż spłoszona zwierzyna rzadko biegnie wprost przed siebie, a zwykle ucieka na boki. Ułożono, że gdy łowcy osiągną daleki nagi grzbiet w górze, wówczas zejdą i powracając zbiorą zwierzynę, którą upolowali.

    - Czy ruszysz wraz z nami, Terteusie? -zapytał książę młodego żeglarza, który stał nie uzbrojony przy ognisku.

    - Za twym przyzwoleniem, panie, pragnę wraz z kilkoma innymi oskrobać kadłub okrętu z wszelakich żyjątek morskich, gdyż dostrzegłem, że obrósł już nimi nazbyt, a także chcę obejrzeć go dokładnie i jeśli zajdzie potrzeba, użyć reszty smoły, którą jeszcze mamy, i zatkać szczeliny w dnie, gdyby pojawiły się między deskami. Ciężka bowiem może nas czekać droga przez otwarte morza i źle byłoby, gdybyśmy nie dopatrzyli wszystkiego przed odpłynięciem, mając tyle wolnego czasu, ile go dziś mamy.

    Lecz gdy odstąpiwszy o kilkanaście kroków jeden od drugiego, łowcy weszli w las, Terteus powierzył pracę ową roztropnemu Eriklewesowi, który choć był sternikiem znamienitym, nie władał jednak dobrze łukiem ni oszczepem, a prócz tego wciąż jeszcze nie był w pełni sił, mimo że rana jego zagoiła się. Sam zaś udał się za innymi, którzy zniknęli już w lesie.

    Droga wiodła pod górę przez gęsty świerkowy las przetykany krzewami. Na niewielkich polanach kwitły poziomki i wiele kwiatów, lecz ptaków w gałęziach odzywało się niewiele.

    - Cicho! - szepnął Harmostajos, gdy Białowłosy postawił nogę na suchej gałęzi, która pękła z trzaskiem.

    Harmostajos uniósł się na palcach i wysuwając głowę ponad rosnące gęsto splątane krzewy, usiłował dostrzec księcia i jego syna, posuwających się przed nimi przez las. Ujrzał wreszcie wysoko nad sobą czerwoną wyblakłą tunikę Perilawosa, a nie opodal ciemną Widwojosa. Szli pochyleni, napięte łuki mieli uniesione na wysokość oczu i zdawali się podchodzić ku jakiejś zwierzynie, której Harmostajos, znajdując się niżej, nie mógł dostrzec.

    Białowłosy zbliżył się ku niemu, stąpając ostrożnie. Bez słowa wskazał oczyma w prawo. Harmostajos skinął głową odchodząc w lewo.

    Rozeszli się nieco i poczęli posuwać ku górze za księciem i jego synem, otaczając ich z dwu stron. Lecz nie śledzili ich nieustannie wzrokiem, a oczy ich błądziły po lesie wpatrując się czujnie w poszycie. Terteus wierzył, że jeśli morderca ów zechce uderzyć, dzisiejsze łowy mogą być wielce dogodne dla jego krwawego przedsięwzięcia. Cały obszar, po którym posuwali się myśliwi, był zasłonięty, tak że idący nie dostrzegali się nawzajem. Jeśli więc człowiek ów uderzy niespodzianie z dala, może cofnąć się szybko i niedostrzeżenie i pozostanie bezpieczny.

    Białowłosy wytężał wzrok, nadsłuchując równocześnie. Z głębi lasu dobiegł daleki głos ludzki. Był to krótki triumfalny okrzyk. I znów nastała cisza. Lecz głos ten dobiegł z wielkiej odległości z ust kogoś, kto znajdował się wyżej niźli książę i jego syn. Najwyraźniej komuś udały się łowy.

    Białowłosy obejrzał się, by dostrzec, gdzie jest Harmostajos. Lecz nie ujrzał nikogo. Przyjaciel jego rozpłynął się wśród krzewów. Gdy zwrócił wzrok pod górę, nie dostrzegł także księcia ni Perilawosa. I oni musieli nieco przyspieszyć, choć droga pośród pni, krzewów i leżących na zboczu porośniętych mchem głazów nie była łatwa.

    Ruszył więc, skradając się od drzewa do drzewa, aby idący przed nim nie dostrzegli go. Znowu mignęła mu w górze tunika Perilawosa.

    Białowłosy zatrzymał się, przystanąwszy za pniem wielkiego dębu. Ogarnął go nagle gniew. Lubił łowy, a wiele dni spędzonych na ławie Angelosa wzmogło jeszcze pragnienie zanurzenia się w lesie i cichego podchodzenia zwierzyny. Tymczasem był w lesie i szedł cicho, to prawda, lecz nie śledził za tropami zwierza, a szukał oczyma kogoś, kto zapewne nie istniał wcale, gdyż na dnie duszy chłopiec nie wierzył, aby wśród załogi Angelosa znalazł się nikczemnik mogący przeszyć ciało bogom podobnego Widwojosa lub jego syna. Któż mógłby uczynić rzecz taką, gdy znajdowali się wszyscy na krańcu świata z dala od swoich, a każda para rąk przyjaznych i każde ramię mogące unieść włócznię było jak gdyby ramieniem należącym do wszystkich, gdyż broniąc okrętu każdy walczył nie jedynie o siebie, lecz nastawiał pierś za wszystkich towarzyszy?