- Lecz musi on przecież gdzieś się kończyć! - zawołał Perilawos. - Każda rzecz, choćby najrozleglejsza, ma gdzieś swój kres, ojcze! Rzekłeś już to, lecz nie pojąłem cię wówczas, jak nie pojmuję teraz.
- Zapewne, lecz... - Widwojos zawahał się - być może świat ten jest większy, niż sądziliśmy, żyjąc daleko stąd i nie mając wieści prawdziwych od nikogo, kto dotarłby tutaj. Być może jest on tak wielki, że płynąc przez całą długość ludzkiego żywota nie dotarlibyśmy do owej krawędzi? Albowiem, jeśli bogowie rządzą światem, może wolą ich jest, aby człowiek nigdy nie poznał prawdy do końca i nie dotarł do kresu ich królestwa?
- Może tak być, boski książę, lecz... -Terteus urwał na chwilę i potrząsnął głową - jeśli płynąc przez rok jedynie, dotarliśmy tak daleko, to gdzież dotarlibyśmy płynąc dziesięćkroć dłużej ku północy? Świat jest tu coraz groźniejszy i mniej przychylny człowiekowi. Jakiż musiałby on być tam?! - Wskazał północny widnokrąg, na którym widniały w białej mgiełce nowe wierzchołki dalekich gór. - Czyż nie przypuszczasz, boski książę, że owe szczyty i poszarpane skały są oznaką zbliżania się naszego do kresu ziemi? Gdyż, choć jestem równie nieuczony jak Harmostajos, widok ów budzi w sercu mym niepokój i każe oczom spoglądać czujniej, jak gdybym znajdował się przed obliczem nieprzyjaciela.
- Na szczęście nie dowiemy się nigdy, co kryje się za owymi górami na północy... - Widwojos uśmiechnął się lekko. - Nie dowiemy się więc, kto z nas miał słuszność, ty czy ja, Terteusie. Gdy zawiniemy dziś do przystani, którą wypatrzymy pośród tych skał, zaczekamy tam, aż nieprzychylny wiatr odmieni się i pożeglujemy na powrót, a gdy napotkamy ów przylądek, przy którym płynąc ze wschodu zwróciliśmy się ku północy, skierujemy nasz dziób ku południowi. A przecież wierzysz jak i ja, że po pewnym czasie żeglując ujrzymy ląd, wiemy bowiem, że dom nasz jest na południu i musimy tam powrócić. Kierujmy się więc teraz ku brzegowi i płynąc wzdłuż owych gór szukajmy zatoki, która nas dziś przyjmie!
Terteus zakrzyknął na załogę. Wioślarze z wolna wstawali, kierując się ku wiosłom. Perilawos i Białowłosy przeszli na lewą burtę okrętu, gdzie były ich ławy. Stanęli wyciągając wiosła i patrząc na pełne morze, zwróceni plecami ku lądowi.
Nagle Białowłosy skamieniał z drzewcem w dłoniach. Przez chwilę patrzył szeroko otwartymi oczyma, nie mogąc poruszyć się ani złapać tchu.
Bowiem to, co drzemało w ich umysłach jako wspomnienie zasłyszanych bajek, przerażających opowieści, którymi straszono ich w Knossos i przed odpłynięciem z Troi, opowieści, z których niewiele już sobie robili, a których prawdziwości boski książę przed tak niedawnym czasem zaprzeczył, nagle przemieniło się przed jego oczyma w mrożącą krew w żyłach prawdę!
- Spójrz! - zawołał zduszonym głosem do Perilawosa i puszczając wiosło wyciągnął przed siebie drżącą rękę, nie mogąc poruszyć się z miejsca, jak gdyby stopy wrosły mu w deski dna.
Lecz Perilawos już dostrzegł. Twarz mu poszarzała i cofnął się o krok.
Okręt zamarł. Wszyscy już widzieli. Wszystkie oczy wpatrywały się z grozą w straszliwy widok.
O kilkaset kroków od burty okrętu wynurzyła się z wolna z głębiny wód szara, gładka, podłużna wyspa i nagle przyspieszywszy, jak gdyby nie płynął on pod rozpostartym żaglem, lecz stał w miejscu, minęła go i okrążyła szerokim łukiem, zbliżając się ponownie. Wówczas dostrzegli, że nad przednią jej częścią wytryska obłok wody pomieszanej z parą.
Żaden z nich nie drgnął, gdy zbliżała się coraz prędzej, jak gdyby pragnąc wpaść na Angelosa i roztrzaskać go w drzazgi! Patrzyli, nie chwytając za oręż i nie poruszając się, a nikt nie wydobył z siebie głosu, nie zakrzyknął, nie ukrył twarzy w dłoniach. Zamarli.
I oto wyspa, miast wpaść na okręt, wyminęła go nagłym, lekkim łukiem, zostawiając głęboką bruzdę pośród fal. Wówczas z rosnącą jeszcze trwogą ujrzeli, że nie jest to wyspa!
Gdyż z fal wynurzył się olbrzymi ogon, podobny do ogona rybiego, i uderzył ze straszliwą siłą o powierzchnię morza, aż trysnął potężny słup wody i rozległ się grzmot, jak gdyby olbrzym trzasnął rozwartą dłonią w grzbiet otchłani. Dostrzegli też na jedno mgnienie dwoje oczu spoglądających na nich z gładkiej głowy tak przerażającej wielkości, że jeden jej cios musiałby zatopić okręt. A później wszystko znikło pośród wzburzonych pian.