Выбрать главу

    Potwór odpłynął na niewielką odległość, zawrócił i nagle zniknął, by wynurzyć się nieco dalej na pełnym morzu, ogromny, górujący swym cielskiem nad kadłubem okrętu.

    Stali nadal nieruchomi, widząc go to znikającego, to pojawiającego się w oddali, aż wreszcie rozpłynął się w mgiełce słonecznej.

    Wówczas Angeles ożył.

    - Zwijać żagle i rzućcie się wszyscy do wioseł! - zawołał książę głosem wciąż jeszcze drżącym, lecz donośnym.

    Skoczyli ku ławom i masztowi, nadal ogarnięci przerażeniem, lecz szczęśliwi, że jest ktoś, kto wie, co czynić należy w tak straszliwej chwili. Eriklewes położył stery na prawą burtę i Angelos łukiem skręcił ku lądowi, płynąc ku dalekiej linii czarnych skał otoczonych białymi pióropuszami pian.

    Wiosłowali jak nigdy dotąd, kierując się wprost ku brzegowi, gdyż lepsza była zwykła śmierć na skałach niźli ponowne spotkanie z owym ogromnym duchem otchłani morskich. Płynąc zaciskali zęby i napierali z rozpaczy na wiosła, czekając, że lada chwila rozlegnie się trzask pękających desek i zmiażdżeni potwornym cielskiem znikną w falach, aby tam znaleźć nie znaną dotąd ludziom śmierć w paszczy większej niźli wrota pałacu.

    I byliby znaleźli niechybną zgubę, roztrzaskując się na nieprzystępnych skałach, gdyby roztropny Eriklewes, który choć drżał z trwogi, nie utracił przecież głowy, nie , wprowadził Angelosa w niewidzialny z pełnego morza przesmyk między górami, którym fale wdzierały się w głąb lądu.

    A gdy wpłynęli na ciche i uspokojone nagle wody, prując je długimi uderzeniami wioseł, ujrzeli, że przesmyk ów rozszerza się, tworząc jak gdyby jezioro, otoczone ścianami skalnymi, lecz rozległe i mające w wielu miejscach brzeg łagodny i gotów do przyjęcia znużonego okrętu. Ujrzeli także zielony las świerkowy przetykany liściastymi drzewami, rosnący na zboczu góry wyrastającej na południowym krańcu jeziora, choć inne zbocza były nagie i mroczne.

    Powoli, oglądając się za siebie, czy potwór ów nagle nie ukaże się za nimi, wpadłszy do przesmyku, aby dokonać tego, czego nie uczynił na morzu, dobili do brzegu i wyciągnęli Angelosa na pokryty drobnymi kamieniami niewielki półwysep, wysuwający się w głąb śródgórskiej zatoki, cichej jak staw.

    Idąc półwyspom ku lasowi oglądali się jeszcze ukradkiem ku otwartej bramie przesmyku, za którą jaśniało pełne morze. Lecz powierzchnia wód była cicha.

    Podobnie do zatoki, w której pozostawili konającego Kamona, i tu widać było, że wody odchodzą odnogami dalej w głąb owej krainy, jak gdyby morze wyrwało długie głębokie wąwozy pośród gór. Krańca owych odnóg nie było stąd widać, gdyż rozchodziły się kreto pośród kamiennych stromych ścian niknąc w oddaleniu.

    Białowłosy odetchnął zeskoczywszy z burty i poczuwszy ziemię pod stopami. Ruszył za innymi ku pobliskiemu lasowi i nigdy jeszcze nie ucieszył go tak widok trawy, która zieleniła się na niskim grzbiecie małego półwyspu.

    Wreszcie postępujący przed nim Widwojos zwolnił, nim doszli do pierwszych drzew.

    - Boski książę nie zechce chyba, teraz nam rzec, że potwory powstały w lękliwych umysłach tych, którzy lubują się w zmyślaniu straszliwych opowieści... -szepnął idący obok Białowłosego Harmostajos, który odzyskał wesele ducha otrząsnąwszy się z trwogi.

    Białowłosy spojrzał na niego surowo i niechętnie. Sam jeszcze odczuwał skurcz w gardle. Wierzył, że owa żywa wyspa, która ukazała się im na morzu, mogła być zesłana jedynie przez bogów jako ostrzeżenie, gdyż inaczej jakże można było sobie wytłumaczyć, że nie starła ich z powierzchni wód rzucając martwych na dno królestwa Posejdona? Świat nie mógł znać takich stworzeń. Pływając po morzach pożarłyby przecież wkrótce wszystkie ryby i wszystkie okręty, bo któż by się im oparł?

    Lecz widząc w oczach przyjaciela niespodziewany, beztroski niemal uśmiech, sam mimowolnie uśmiechnął się, lecz spoważniał w mgnieniu oka.

    - Zamilcz! - odparł także szeptem, osłaniając wargi dłonią. - Albowiem nie wiesz, kto z Wielkich tej krainy słucha nas teraz i czy nie obrażasz swą drwiną boga tych gór, ściągając na nas zemstę!

    I przyłożył zwiniętą pięść do czoła, a Harmostajos poszedł za jego przykładem, choć nadal uśmiechał się jeszcze kącikami ust.

    - Cóż cię tak cieszy? - spytał zdumiony Białowłosy.

    - Ujrzałem największe i najstraszliwsze stworzenie, na jakim spoczęły kiedykolwiek oczy człowiecze, i uratowałem żywot! - Harmostajos potrząsnął głową ze zdumieniem, poważniejąc na chwilę. Lecz wnet się rozpogodził. - Ileż wina wypiję w gospodach Knossos! Któż nie będzie pragnął wysłuchać opowieści o owym grzbiecie, wielkim jak wzgórze, wynurzającym się z fal, opływającym nas wokół lekko jak delfin i łypiącym oczyma osadzonymi pod paszczą, która zapewne połknąć mogłaby całego Angelosa, gdyby ów potwór nie był zbyt leniwy, syty, a może dla innej przyczyny, której nie zechciał nam objawić! Dość że nie połknął mnie, żyję i oto stąpam po zielonym lądzie, a słońce świeci mi nad głową! Czyż nie jest to dostateczna przyczyna, by radować się tym pięknym popołudniem! Oby jeszcze Minos chciał umrzeć i boski Widwojos lub nasz przyjaciel Perilawos zasiedli na tronie Krety! Jakimiż bohaterami nas wówczas lud obwoła!

    Białowłosy pragnął odpowiedzieć, lecz książę zatrzymał się i załoga otoczyła go kręgiem.

    Piękna Wasan stanęła wsparta o ramię Terteusa. Nadal była blada i drżąca, a tak jeszcze ogarnięta trwogą, że nie rozczesała nawet kościanym grzebieniem swych jasnych włosów, co zawsze czyniła przed zejściem na ląd, gdyż była niewiastą i nieustannie pragnęła być piękną.