- Czy nie możemy niczego uczynić? - szepnął Białowłosy. - Jeśli zakończą pracę i odejdą, jakże wydostaniemy się stąd?
- Gdybyśmy napadli na nich, być może ujrzelibyśmy światło dzienne, lecz nie ucieklibyśmy daleko. Pościg dopadłby nas wkrótce, gdyż nie ma w całej okolicy jednego drzewa, krzewu lub kryjówki, gdzie moglibyśmy się skryć. Czemuż pytasz o to, skoro znasz prawdę równie dobrze jak ja? Jeśli mamy tu zginąć, wolę śmierć w ciszy i spokoju grobu niż tę, którą zgotowaliby nam kapłani!
- Lecz każda śmierć jest śmiercią! - Białowłosy mimowolnie podniósł głos. - Czemu sądzisz, że któraś z nich jest lepsza niż inne? Ratujmy się, póki możemy!
Kreteńczyk szybko położył mu dłoń na ustach.
- Tu nikt z żywych nie będzie nas szukał... - Wargi Lauratasa były niemal przy jego uchu. - Mamy nieco wody i jadła i nie musimy umierać natychmiast w męczarniach. Lecz... - Urwał. Łoskot odłamów skalnych ucichł.
- Czyżby już ukończyli pracę? - Wziął chłopca za rękę i ostrożnie ruszyli korytarzem. Gdy znaleźli się na zakręcie, nadal było zupełnie cicho.
Schyliwszy się Kreteńczyk wysunął głowę za załom ściany. Było tu ciemno. Ani jeden promyk światła nie docierał przez zasypane wejście.
Białowłosy także wyjrzał.
- Są to jedynie głazy, które da się odwalić, gdy odejdą... A jeśli uda nam się wydostać nocą na zewnątrz, ułożymy je ponownie tak, aby nikt nigdy nie poznał, że...
W tej samej chwili potężny łoskot zatrząsł korytarzem. Dobiegł on z zewnątrz.
- Co to? - Chłopiec cofnął się i chwycił towarzysza za ramię. -
Lauratas nie odpowiedział. Ujął go ponownie za rękę i pociągnął wstecz do przedsionka, gdzie płonęły lampy oliwne, pozostawione przez żałobników. Nadal nie odpowiadając, pogasił wszystkie prócz jednej i zwrócił się ku chłopcu.
- Zdmuchnąłem je, aby nam na dłużej wystarczyły.
- Cóż to było? - powtórzył Białowłosy oglądając się ku wejściu do korytarza.
Kreteńczyk w milczeniu pokiwał głową i rozejrzał się.
- Jedzenia i napoju wystarczy nam na kilka dni, a jeśli będziemy jedli z umiarem, być może na dłużej - mruknął. - Oliwy także jest dość. Niechaj dzięki będą bogom, że zmarły Nerau-Ta był możnym człowiekiem, którego zaopatrzono na drogę we wszystko, czego mógł potrzebować. Cóż powiemy mu, gdy spotka nas w krainie cieni? Oskarży nas przed swymi bogami o to, że skradliśmy mu jego własność.
Próbował uśmiechnąć się, lecz uśmiech przygasł mu na wargach. Obejrzał się i wskazał otwór prowadzący do korytarza wejściowego.
- Pytałeś, co to było? Otóż jest tu zwyczaj zawalania grobów, tak aby żaden złodziej nie mógł się do nich przedostać. Widzisz dokoła na ziemi złote ozdoby i naczynia? Dla biedaka mają one cenę życia, które gotów jest rzucić na szalę, aby się tu dostać i skraść je. A że wierzą oni wszyscy w konieczność posiadania po śmierci tego, co posiadali za życia, więc każdy z umierających możnych chce zabezpieczyć swój los po śmierci i stąd owe podziemne grobowce i wszelkie dobra w nich nagromadzone. Sądziłem, że skoro zawalili otwór grobowy tak wielkimi głazami, być może będą chcieli zamurować dokładnie grób za dni parę. Lecz nie przyszło mi na myśl, że podkuli uprzednio zbocze i obsunęli je na otwór, tak aby nikt nigdy nie mógł się tu dostać. Jeśli mnie słuch nie myli, zostaliśmy przywaleni ogromnym odłamem skały, który osunął się na wejście. Trzeba by setek niewolników, sprzętu i zwierząt pociągowych, aby odwalić otwór tego grobu.
Białowłosy zerwał się z kamiennej podłogi, na której siadł u stóp ołtarza. Zbliżył się ku Kreteńczykowi i starając się zajrzeć mu w oczy, zaledwie widoczne w migotliwym świetle lampki, powiedział cicho:
- Chcesz rzec, że jesteśmy żywcem pogrzebani?
Lauratas w milczeniu skinął potwierdzająco głową, później wzruszył ramionami.
- Jak ci już rzekłem, lepsza taka śmierć niż ta, którą zgotowałby nam Het-Ka-Sebek. Cokolwiek się stanie, jesteśmy tu bezpieczni przed gniewem boga jeziora.
- Czy radując się z tego chcesz siedzieć z założonymi rękami i czekać, póki nie zjemy całego pokarmu i nie - wypali się cała oliwa w lampach, abyśmy nie musieli patrzeć na własną śmierć?
- Nie. Tak jak i ty będę walczyć do ostatka. Lecz musimy odczekać nieco, gdyż nie wiemy, czy niewolnicy nie pracują nadal nad ukryciem śladów grobu na zboczu. Gdy minie pewien czas, pójdziemy ku Wyjściu, by przekonać się, co zagradza nam drogę do świata żywych. Cokolwiek by się miało stać, będę próbował wydostać się stąd. Te-raz, gdy nie mamy niczego innego do czynienia, rozejrzyjmy się tu i zobaczmy, co może nam posłużyć.
Zaczęli obchodzić oba pomieszczenia, podnosząc przedmioty, odkładając je ponownie i gromadząc całą żywność i napoje w jednym kącie, aby wiedzieć dokładnie, ile im jeszcze pozostało.
- Jest tu wielki zapas najlepszej oliwy. Możemy wypalić ją w lampach, lecz możemy także żywić się nią, gdyż jest tłusta i smaczna. Niewiele tylko pozostało wody i wina, lecz na szczęście nie jest tu gorąco. Jeślibym chciał bez obawy wzbudzenia gniewu bogów rzec, ile nam pozostaje czasu do życia, rzekłbym, że wytrzymamy dni dwadzieścia, o ile nie zabraknie nam powietrza. Lecz, być może, uda nam się wygrzebać jakąś szparę przy wejściu.
- Jeśli wygrzebiemy szparę, będziemy mogli ją także poszerzyć - powiedział Białowłosy. - Pójdźmy, Lauratasie, ku końcowi korytarza i przekonajmy się, co uczynili ci ludzie. Póki tego nie uczynimy, nie dowiemy się, jaki los zesłali nam bogowie.