Kreteńczyk uniósł najmniejszą z lamp oliwnych i trzymając ją w lewej ręce, prawą ujął długi, ciężki oszczep, jeden spośród kilku leżących przed ołtarzem.
- Wybierz spośród noży... - powiedział wskazując stos broni - krótkie i o szerokich ostrzach. Będziemy próbowali podważyć kamienie i może uda nam się je usunąć.
Białowłosy skinął głową i po chwili ruszył w głąb korytarza oświetlonego nikłym, chwiejącym się płomykiem lampy, niesionej przez Kreteńczyka.
Korytarz wydał się chłopcu o wiele krótszy. Najmniejszy nawet promyk światła nie przedostał się od strony wejścia zatarasowanego przez niewolników ścianą z dużych prostokątnych bloków skalnych.
Zbliżyli się z wolna, zatrzymali i Lauratas uniósł lampę, starając się objąć jej blaskiem całą ścianę. Bloki kamienne ułożone były równo, gładko ociosane i przylegały do siebie tworząc mur, lecz pod samym stropem, gdzie nierówności nie pozwalały na ułożenie ich tak, by tworzyły jedną całość, widać było powtykane gęsto mniejsze kamienie.
- Spieszyli się... - mruknął Lauratas. - W tym cała nasza nadzieja. Nie są one tak wielkie, abyśmy nie mogli ich odwalić kolejno. Na szczęście nie próbowali ich połączyć zaprawą ani nawet gliną. Dziwne to, gdyż dbają oni o dobre zabezpieczenie grobowców, a szczególnie gdy zmarłym jest tak możny człowiek, jakim był Nerau-Ta. Trzeba więc przypuścić, że zapewne nie ta ściana jest główną przeszkodą na naszej drodze ku wolności, lecz to, co znajduje się za nią.
- Więc popróbujmy, Lauratasie, poznać, co znajduje się za nią.
Kreteńczyk nie odpowiedział. Zbliżył się jeszcze bardziej ku kamiennej zaporze i oświetliwszy ją lampą, zaczął przesuwać oczyma po skalnych odłamach.
- Być może za tą ścianą jest pustka... - rzekł niepewnie Białowłosy-więc nie warto trudzić się i tracić czasu na rozbieranie jej. Jeśli wyjmiemy kilka kamieni, tak bym mógł się przecisnąć, dowiemy się wszystkiego.
- Słyszałem ich, gdy rzucali wielką ilość luźnych głazów. Był to odgłos przytłumiony, więc zapewne za tą ścianą znajduje się rumowisko kamienne zawalające wylot korytarza, a sam otwór wejściowy przywalono w inny sposób, aby go zabezpieczyć. Jeśli uda nam się wysunąć choćby jeden z kamieni przy krawędzi, przekonamy się, czy mam słuszność.
Białowłosy wsunął ostrze noża w szczelinę pomiędzy dwoma ociosanymi odłamami skały i pociągnął lekko ku sobie. Kamień drgnął.
- Są luźno osadzone! - Przesunął ostrze i pociągnął znowu.
Lauratas odstawił lampę. Ostrożnie wepchnął koniec ostrza oszczepu w szparę i zaczął nim poruszać miarowo. I oto prostokątny gładki blok skalny zaczął się wysuwać spomiędzy pozostałych. Kiedy boczna jego krawędź wynurzyła się. Białowłosy odrzucił nóż i chwycił ją obu rękami. Ciągnął powoli, kamień nie stawiał oporu obracając się na osi. Lauratas uchwycił go od spodu i po chwili wspólnym wysiłkiem wysunęli go całkowicie i złożyli pod ścianę.
Z ciemnego otworu posypały się drobne odłamki skalne. Lauratas szybko chwycił lampę i tłumiąc oddech, obaj zajrzeli w głąb.
- Uczynili tak, jak przewidywałem. Przegrodzili korytarz ścianą, a później zasypali go kamieniami. Musimy odwalić to wszystko, jeśli chcemy jeszcze ujrzeć światło dnia. Będzie z tym wiele pracy, gdyż kamieni mieli naokół pod dostatkiem i nie musieli ich nawet przywozić z daleka.
- Lecz jedno mnie zdumiewa, Lauratasie. Czyżby na tym poprzestali? Kilku złodziei mogłoby od zewnątrz dostać się do grobu z łatwością.
- Zapominasz o owym wielkim łoskocie, od którego zadrżał cały grobowiec. Te bryły nie mogły go wywołać. Jak rzekłem, nie mogli oni tak źle zabezpieczyć wejścia. Trzeba nam rozebrać tę ścianę, a później usunąć cały gruz z korytarza. Wówczas dopiero dowiemy się, co zagradza nam drogę do wolności. Przynieś drugą lampę.
Zabrali się do pracy nie mówiąc do siebie słowa i starając się czynić jak najmniej hałasu, gdyż choć dolina zmarłych była miejscem odludnym, nie można było przewidzieć, czy któryś z krewnych zmarłego nie powróci tu, aby wznieść modły przed grobowcem.
Nie odpoczywając niemal wcale, usunęli przegrodę z luźno ułożonych bloków skalnych, a później zaczęli pojedynczo unosić i przesuwać pod ściany korytarza znajdującego się za nią odłamy głazów.
Posuwali się coraz dalej ku wyjściu. Nie wiedzieli, ile czasu minęło od chwili, gdy poruszyli pierwszy kamień. Nie zwrócili też niemal uwagi na to, że zgasła pierwsza lampa oliwna. Przywykłe do ciemności oczy nauczyły się rozpoznawać szczegóły otoczenia przy najgorszym nawet oświetleniu. Lecz gdy druga lampa strzeliła w górę wysokim płomieniem, zamigotała i płomyk jej zniknął pogrążając korytarz w zupełnej ciemności, Lauratas oparł się plecami o ścianę, odetchnął głęboko i rzekł znużonym głosem:
- Była to duża lampa. Napełnienie jej wystarczało na noc lub na dłużej. Czyżbyśmy tak długo pracowali?
Białowłosy przetarł oczy pełne pyłu. Poczuł nagłe, ogarniające całe ciało znużenie.
- Posilmy się, Lauratasie, i powróćmy tu bez zwłoki... - rzekł cicho, prostując i zginając zdrętwiałe palce. Po omacku odszukali obie lampy j niosąc je powrócili do przedsionka. Tam Lauratas rozniecił ponownie światło.
- Ów zwyczaj składania kosza cebul zmarłemu winniśmy powitać z najgłębszą czcią - rzekł niemal wesoło, wysypując cebule i oglądając je uważnie. - Pięknie przebrane. A taka jest ich natura, że nie wysychają łatwo ani nie zgniją od razu. Jedz! - Odłożył kilka cebul i wielki kawał placka dla chłopca. - Pamiętaj jedynie, byś nie pił więcej wody, niż musisz, gdyż bez niej zginiemy!
Przez chwilę jedli w milczeniu, wreszcie, gdy nasycili głód i wypili po kilka łyków wody z dzbana, Białowłosy usiadł i spojrzał na Kreteńczyka-.
- Jak sądzisz, Lauratasie, jak wiele czasu minęło, odkąd tu jesteśmy?