Выбрать главу

    - Powiedz mi, z czyjego grobu i w jaki sposób udało ci się zabrać te przedmioty?

    - Uciekając wraz z towarzyszem przez miasto zmarłych leżące w pobliżu miasta żywych, gdzie mnie więziono, napotkaliśmy wielki wiatr pustyni. Uciekając wpadliśmy do otwartego grobowca i tam ukryliśmy się. Później, chcąc porzucić to schronienie, zabraliśmy część rzeczy, aby nam służyły w ucieczce.

    - A gdzież jest twój towarzysz?

    - Zginął przywalony odłamem skały. Zapadło milczenie.

    - Czy wiele jeszcze podobnych przedmiotów ze złota znajdowało się w owym grobowcu?

    - Tak, panie. A także wiele pięknej broni i najrozmaitszego bogactwa.

    - Czy umiałbyś tam trafić po raz wtóry?

    - Nie, panie. Wiem jedynie, że owa dolina umarłych znajduje się w pobliżu wielkiego jeziora. Tam mnie zawieziono wodą z wybrzeża morskiego, a płynął ów okręt przez wiele dni. Później uciekałem klucząc i powracając do rzeki. A później jeszcze odbiegłem od niej w pustynię, gdyż obawiałem się ludzi. Wówczas schwytali mnie twoi wojownicy.

    Stary człowiek milczał przez chwilę, gładząc leżący przed nim łuk. Pośród przedmiotów spoczywających na kamiennym stole Białowłosy dostrzegł swój nóż. Równocześnie zauważył, że ręka starego człowieka wyciągnęła się w tym kierunku.

    - A czemu jeden z noży jest tak nędznej roboty, a drugi tak piękny?

    - Gdyż ten, panie, miałem z sobą w łodzi, gdy mnie wyłowiono z morza. A ów drugi zabrałem z grobowca, o którym ci już rzekłem.

    Stary człowiek pokiwał głową.

    - Słowa twoje brzmią prawdziwie.... Lecz mogą też być zmyśleniem, choć jesteś tak młody. Prowadzę od wielu lat handel z ludźmi mówiącymi twoją mową. Są to kupcy podstępni i przemyślni, gotowi zabić, jeśli opłaci im się to lepiej niż kupno. Słowa są u nich niczym i nie dbają wcale o nie ani też o przysięgi, choćby zaklinali się na własnych bogów. Jeśli każę cię wychłostać, przypomnisz sobie zapewne, gdzie leży ów grobowiec. Lecz wojownicy nasi są strudzeni. Odbyli dalekie wyprawy i powrócili z różnych stron wiodąc niewolników, których sprzedamy na wyspy. Być może mówisz prawdę, a być może kłamiesz. Wkrótce na szybkich okrętach przybędą tu kupcy-rozbójnicy mówiący twoją mową. Jesteś młody i zdrów. Zapłacą za ciebie. Wiem, że potrzebują niewolników do kopalni srebra na dalekim lądzie. Kto raz tam wejdzie, nie wychodzi nigdy. - Umilkł na chwilę. - Odejdź teraz. Jeśli prawdą jest to, co mówisz, sprzedam cię kupcom. Jeśli ukrywasz coś, co mogłoby nam przynieść zysk, poprowadź moich ludzi ku miejscu, gdzie leżą rzeczy tak piękne jak te... - wskazał kamienny stół - a być może okażę ci łaskę, jeśli wartość ich przekroczy wielokrotnie twoją wartość... Odejdź teraz.

    Ruchem ręki wskazał jednemu z wojowników przedmioty na stole. Ten zgarnął je w płócienną płachtę i złożył w rogu izby.

    Gdy Białowłosy znalazł się ponownie na skraju wioski, siadł na trawie i zaczął samotnie rozważać słowa starego człowieka. Wiele dni drogi dzieliło go od sadzawki świątynnej, gdzie zapewne czekał inny, lecz równie straszliwy krokodyl, jak ów, którego zabił.

    Jeśli nawet kopalnie srebra były miejscem złym, nie spotka go w nich los białej kozy.

    Wzdrygnął się. Uniósł głowę. Od strony pustyni nadjeżdżało trzech jeźdźców. Dwaj uzbrojeni byli w krótkie włócznie i łuki, trzeci, jadący pośród nich, miał ręce związane z tyłu. Mimo to jechał wyprostowany, rozglądając się ciekawie. Zniknęli pośród drzew kierując się ku białym domkom wioski.

    Białowłosy zerwał źdźbło trawy i westchnął. Postanowił już. Nie powie słowa tym ludziom o grobowcu NerauTa. Jakże mogliby zresztą dotrzeć tam i odwalić skałę, która spoczywała na ciele Lauratasa?

    Znowu wzdrygnął się, położył na trawie i spoglądając niewidzącymi oczyma w niebo, zaczął rozmyślać o domu rodzinnym, o tym, kto go kupi od ludzi pustyni i dokąd zawiezie go czarny kupiecki okręt.

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Ręce kapłanów długie są jak świat...

W tym samym czasie trzej jeźdźcy, których Białowłosy dostrzegł zjeżdżających ze wzgórza, zatrzymali się przed domem naczelnika wioski. Jeden zeskoczył i wszedł do środka.

    - Panie... - rzekł kłoniąc głowę przed starcem nadal siedzącym za kamiennym stołem. - Schwytaliśmy człowieka.

    Starzec odstawił kubek z wodą, który niósł do ust.

    - Mów.

    - Jest on jednym że strażników pustyni, Stary człowiek znieruchomiał.

    - Daleko się zapuścił - mruknął niemal niedosłyszalnie. - Czy był sam?

    - Tak, panie. Gdy objeżdżaliśmy pustynię o pół dnia drogi od wioski, wynurzył się spośród wzgórz i zaczął zmierzać ku nam. Będąc blisko, odrzucił broń i rzekł, że pragnie mówić z panem tej krainy, gdyż ma dla niego wieści, które winien mu przekazać. Chcieliśmy go zabić, lecz przyszło nam na myśl, że możemy uczynić to z twego rozkazu, gdy zawiedziemy go do ciebie, a być może  zapragniesz usłyszeć najpierw, z jakim poselstwem przybywa.

    - Dobrze uczyniliście. Wprowadźcie go.

    Wojownik wyszedł i po chwili powrócił z towarzyszem prowadząc pojmanego, który sam padł na kolana, uderzył czołem o ziemię, powstał i rzekł:

    - Dzielny Haugha, który jest panem wojowników strzegących Wielkiego Jeziora w głębi krainy boskiego Faraona, oby żył lat tysiąc, przysyła ci pozdrowienie, choć, jak wiesz, zarówno ty jak podobni tobie ludzie pustyni są jego wrogami.

    - To prawda - rzekł stary naczelnik wioski. -Jesteśmy wrogami jego i faraona, któremu służy. Lecz zapewne bardziej jego wrogami, gdyż gardzimy bardziej psem niż jego panem. Czemu przysłał cię tu, abyś znalazł pewną śmierć z rąk moich wojowników? Czyż nie wie, że każdy z was przekroczywszy obszar, gdzie sięga władza Egiptu, musi umrzeć?