Выбрать главу

    I wyrwał sztylet z pochwy. Widwojos uniósł głowę.

    - Stój! - rzekł cicho i kapitan zamarł w bezruchu. - Czego pragniesz, chłopcze? Chciałeś... Chciałeś go ocalić...

    - Panie... - rzekł Białowłosy. - Czy ratowaliście go? Przecież niedawno zanurzył się i... - Urwał

    - Nie żyje... - rzekł cicho Widwojos. Białowłosy pochylił się.

    - Panie, jestem rybakiem... Był krótko pod wodą... Czy zezwolisz mi uczynić to, co uczyniłbym, gdyby mój towarzysz wpadł do wody? Jeśli jest zbyt późno, nie utracisz więcej, niż utraciłeś, lecz jeśli dusza jego nie odeszła do krainy cieni, trzeba czynić szybko to, co należy czynić, gdyż w przeciwnym wypadku odejdzie tam niebawem...

    Kreteńczyk uniósł głowę, później wstał i przysłonił oczy dłonią.

    - Próbuj... - rzekł cicho. - Czyń, co zechcesz. Jeśli... jeśli uda ci się... - Głos mu się załamał. - Nie będę ci niczego obiecywał, gdyż... gdyż... On nie żyje.

    Odwrócił głowę i zamilkł. Białowłosy nie słyszał jego ostatnich słów.

    - Terteusie! - zawołał odwracając się. Młody pirat stał poza kręgiem, słuchając. Teraz wysunął się ku przodowi.

    - Połóż się twarzą ku ziemi! - zawołał Białowłosy i Terteus skinął głową że zrozumieniem. Położył się, a chłopiec uniósł ciało na wznak i położył je przez jego grzbiet głową ku dołowi, tak że ciemne mokre włosy dotknęły pokładu. Pochylił się i naciskając na pierś leżącego przesunął ręce ku przodowi i ponownie do tyłu. Z ust chłopca popłynęła wąska strużka wody. Białowłosy uniósł ciało i opuścił je z wolna, dziwiąc się w duchu, jak było lekkie. Otworzył usta leżącego i wyprostował jego wygięty ku tyłowi język.

    - Usuń się, Terteusie... - rzekł szybko i uniósł ciało. Młody pirat zrobił krok na czworakach i podniósł się z pokładu. Białowłosy uklęknął okrakiem nad leżącym.

    Wokół była zupełna cisza przerywana jedynie szumem fal przechodzących wzdłuż błękitnych burt zatrzymanego okrętu.

    Dostojny Widwojos obrócił głowę i zaczął wpatrywać się szeroko otwartymi oczyma w to, co działo się u jego stóp. Białowłosy zaczerpnął głęboko powietrza, pochylił się i przyłożył wargi do ust leżącego... wyprostował się i uczynił to raz jeszcze...

    Tak czyniono w jego stronach, gdy tonący nie dawał znaku życia. Czasem powracał on do ludzi, a czasem było za późno... lub może bogowie nie pragnęli mu oddać tchnienia przekazanego cudzą piersią.

    Pochylał się i prostował, aż poczuł pot zalewający mu plecy i pierś...

    Jeszcze raz... i jeszcze raz...

    Wyprostował się i spojrzał. Wydało mu się, że powieka leżącego drgnęła. Pochylił się i przyłożył ucho do piersi. Wiedział, że wszyscy spoglądają na niego czekając.

    Białowłosy wyprostował się, nabrał powietrza i znowu przyłożył usta do ust leżącego.

    I wówczas ręka chłopca uniosła się na krótką chwilę i opadła.

    - Żyje! - rzekł cicho bogom podobny Widwojos. i uniósł obie ręce, a później opadł na kolana obok Białowłosego, wpatrując się w twarz leżącego.

    Białowłosy pochylił się znowu. Czuł na ustach słone wargi tamtego, chłodne, bezwładne... Oderwał od nich usta, nabrał powietrza i spojrzał.

    Chłopiec otworzył oczy i zamknął je znowu, a później zaczął kasłać słabo. Ojciec chciał podtrzymać jego głowę, lecz Białowłosy odsunął go dłonią zapominając, na co się waży, i ująwszy szczupłe ciało jedną ręką w pasie uniósł Je, a drugą pochylił w dół, aby głowa była jak najniżej.

    Chłopiec kasłał jeszcze chwilę i zaczerpnął powietrza. Wówczas Białowłosy łagodnie złożył go na deskach.

    - Bogowie oddali ci go, panie... - rzekł cichym zmęczonym głosem. - Dusza jego powraca do ciała. A gdy wejdzie w nie, syn twój otworzy oczy i przemówi.

    W tej samej chwili chłopiec otworzył oczy i wyszeptał ledwie dosłyszalnie:

    - Gdzie ona?

    - Kto? - szepnął ojciec z twarzą przy jego twarzy, płacząc jak kobieta i nie próbując nawet otrzeć spadających łez.

    - Małpa... - rzekł cicho chłopiec i zamknął oczy.

    Zdawało się, że umarł, tym razem naprawdę. Głowa jego opadła bezwładnie na bok.

    Bogom podobny Widwojos uniósł przerażone spojrzenie ku Białowłosemu.

    - Nie żyje!... - zawołał. - Spójrz!

    - Nie, panie. - Chłopiec potrząsnął głową. - Jeśli przemówił, będzie żył. Lecz musi długo odpoczywać. A gdyby zasłabł znowu, potrzebna mu będzie szybka pomoc... - I nagle, jak gdyby bogowie podsunęli mu zbawczą myśl, dodał odwracając się: - Pójdź, Terteusie! Bez ciebie obawiałbym się stawiać czoła jego słabości. Lepiej znasz ją niż ja... - I zwracając się do Widwojosa powiedział z przekonaniem: - Zezwól nam, panie, czuwać nad nim, póki nie wydobrzeje całkowicie. Gdyż nie wiadomo, co dzień i noc mogą przynieść... Teraz winien być złożony na posłaniu i wypoczywać w spokoju.

    - Nie opuszczajcie go ani na mgnienie oka! -zawołał gwałtownie Widwojos. - Czuwajcie nad nim. A gdy sam stanie na nogi i będę mógł spojrzeć w jego oczy, nagroda wasza będzie stokrotna.

    - Pójdź, Terteusie... - rzekł Białowłosy wskazując ciało. - Trzeba złożyć go na posłaniu w namiocie.

    Terteus ujął w swe potężne ramiona chłopca i ruszył pośród rozstępujących się żołnierzy. Białowłosy szedł przy nim spoglądając z uwagą na twarz, która z wolna zaczęła tracić ową straszliwą barwę, jaką śmierć naznacza swych wybranych.

    Choć był tak znużony, że nogi ledwo niosły go teraz, Białowłosy uśmiechnął się w duchu. Jeśli ów chłopiec przeżyje, a zaczynał wierzyć, że tak będzie, oznaczało to, że uratował nie jedno istnienie ludzkie, lecz dwa.