- Tak się stanie - rzekł książę.
I oto stali teraz przy burcie czekając, aż bogom podobny Widwojos ukończy przygotowania konieczne do zejścia na ląd i opuści namiot.
Na nadbrzeżu widać było gęsty tłum ludzi i oddział wojska stojący równymi szeregami. Słońce połyskiwało pozłociście na ostrzach brązowych włóczni.
Pomiędzy żołnierzami a wodą rozpostarto purpurowe i błękitne kobierce.
Białowłosy obejrzał się. Widwojos stał pośrodku okrętu przed namiotem. Głowę jego zdobił teraz złoty diadem. Nogi kryły się aż po kolana w naszywanych złocistymi płytkami butach. Na obnażonej piersi wisiał kryształowy łańcuch, miejsce opaski na biodrach zajęła długa, sięgająca niemal desek pokładu spódnica w niebieskie i czerwone pasy, obszywana u dołu żółtą frędzlą i spięta złotą klamrą.
W ręce trzymał wysoko laskę zakończoną rozkwitającym potrójnym kwiatem lilii wykutym misternie z lśniącego jasnego metalu.
Za nim stał dowódca żołnierzy znajdujących się na statku. Był wyprostowany i trzymał w ręce obnażony miecz. Za nim w dwu szeregach czekali z włóczniami z wspartymi o deski żołnierze, którzy najwyraźniej byli strażą przyboczną Widwojosa.
Żagiel z głową byka opadł łagodnie na pokład. Rozległ się okrzyk sternika, wiosła sterowe zagłębiły się w wodę, okręt zakołysał się i ustawił bokiem do nadbrzeża.
Tłum na brzegu począł wznosić okrzyki. Wrzawa była coraz głośniejsza. Wiosła z lewej strony okrętu zostały wyciągnięte, te po prawej uderzały lekko w wodę, żeglarz na dziobie, stojący tuż obok Terteusa, zamachnął się i rzucił linę, a później skoczył zręcznie na brzeg w chwili, gdy burta otarła się o kamienne nadbrzeże.
- Powróćmy do namiotu... - rzekł Terteus półgłosem. - Przyrzekliśmy, że będziemy czuwać nad tym królewiczem, choć bogów biorę na świadków, że nie pojmuję, czemu ów pachnący jak ogród wiosną syn Minosa pragnie, abyśmy właśnie my to czynili?
Białowłosy obejrzał się raz jeszcze ku nadbrzeżu i dostrzegł wielką lektykę niesioną przez ośmiu jednako odzianych ludzi. Wynurzała się ona spoza dwuszeregu żołnierzy i zbliżała ku okrętowi.
Obok lektyki szedł człowiek wysoki, lekko zgarbiony i ubrany w spódnicę podobną do spódnicy Widwojosa. Na widok zstępującego z okrętu królewskiego syna zgiął się w pół, przykładając dłoń do piersi.
Widwojos skinął dłonią pozdrawiającym go tłumom
1 wszedł do lektyki.
Ośmiu tragarzy uniosło drągi, rozległ się okrzyk oficera, żołnierze zstąpili z pokładu okrętu i otoczyli lektykę. Oddział wojska stojący w porcie ustawił się sprawnie za nimi i pochód ruszył pośród rozstępującego się tłumu.
Pałac wielkorządcy wyspy Kazos znajdował się tuż poza miastem, otoczony ogrodami i górskim strumieniem, który budowniczowie ujęli w kilka krętych koryt, aby spływając tworzył sztuczne wysepki pośród krzewów, niknął pod kamiennymi mostkami i ożywiał wyłożone różnobarwnymi płytami baseny dające ciału ochłodę w czas upału.
Po szerokich marmurowych stopniach wspinających się tarasami aż po obrzeżone kolumnadą wejście do pałacu lektyka dotarła do ciężkich podwójnych drzwi z brązu otwartych na oścież.
Wielkorządca pochylił się raz jeszcze w niskim pokłonie i otworzył drzwiczki lektyki. Widwojos wysiadł i ruszył ku wejściu.
- Każ wypełnić wannę gorącą wodą. Jest to najbardziej nieznośne w morskiej podróży: nie burze, które prędko przemijają, nie rozbójnicy morscy, których można pokonać, lecz brak kąpieli. Ów, który długo płynie okrętem, żyć musi jak barbarzyńca.
- Czeka ona na ciebie, synu królewski! -Wielkorządca wskazał mu kierunek.
- Gdy wejdę do wody, odpraw wszystkich i pozostań przy mnie sam.
- Tak, panie!
Po pewnym czasie, gdy Widwojos leżał z przymkniętymi oczyma w glinianej wielkiej wannie z wymalowanymi wewnątrz ośmiornicami posplatanymi we wzorzyste girlandy, a niewolnice, które wniosły ręczniki i pachnidła, oddaliły się, wielkorządca zbliżył się do drzwi, zamknął je i powróciwszy do podwyższenia, na którym stała wanna, pochylił się nad nią z uszanowaniem.
- Jestem, synu bogów.
- Mów, czy wiesz, co dzieje się w Knossos?
- W ciągu czterdziestu dni, gdy przebywałeś w Fenicji i na wyspach, zawijały tu co dnia okręty ze stolicy... - Urwał.
- Mów! - Widwojos otworzył oczy i spojrzał na niego.
- Krążą pogłoski, że boski Minos, ojciec twój, był chory...
- Wiem o tym. Ojciec mój był chory, gdy opuszczałem kraj. Jest chory od dawna, wiesz wszakże o tym. Chciałem objechać wyspy, by pojąć, co należy uczynić, jeśli brat mój z kolei zostanie Minosem.
- Tak, panie. Lecz ostatnio nadeszły wieści, że boski twój ojciec zmarł.
- Co rzekłeś? - Widwojos usiadł gwałtownie, rozlewając wodę na lśniącą marmurową posadzkę. - Jeśli zmarł, cały. kraj pogrąży się na pewien czas w żałobie i nie będzie ani jednego wieśniaka w najdalszym zakątku Krety, który by o tym nie wiedział. Czemuż więc tutaj witano mnie wesoło?
- Ciszej, o najdostojniejszy, błagam... - rzekł wielkorządca szeptem, - Krążą wieści, że twój bogom podobny brat utrzymuje to w tajemnicy, gdyż czeka na twój powrót. Obawia się on, jak powiadają na dworze, że jeśli wieść ta dotrze do ciebie, nim przybijesz do wybrzeży Krety, możesz zawrócić okręty na jedną z wysp i stamtąd domagać się korony dla siebie i syna swego, buntując wyspy przeciw niemu, gdyż, jak wszyscy wiedzą, nie ma on dzieci, choć minęło mu już cztery dziesiątki lat, a ty masz syna, będącego dzieckiem królestwa, gdyby on zmarł bezpotomnie... na co się zanosi. Chce on ogłosić o śmierci twego boskiego ojca, pana naszego, gdy stopa twa spocznie na ojczystej ziemi. Wówczas będzie miał cię w swym ręku, gdyż, jak wiesz, ma on liczne stronnictwo złożone z możnowładców, przy dworze. Będąc panem