Tak się stało. Zmrok już zapadł, gdy okręty wpłynęły do skalistej zatoki, nad którą rozciągało się niewielkie miasteczko rybackie.
Tej nocy Białowłosy minął ostatnie domy i wspiąwszy się na zbocze góry, ściął mieczem kilkanaście wyschniętych gałązek z porastających je krzewów.
Gdy skrzesał ogień i gałęzie strzeliły jasnym płomieniem, zagłębił palce w ziemi dla okazania czci podziemnym bogom i rzekł cicho:
- Wy, którzy władacie ciemnością, usłyszcie mój głos, gdy przemawiam do was w imieniu czcigodnego Lauratasa, który zmarł w ziemi egipskiej. Ten oto stos zapaliłem dla niego na jego ziemi rodzinnej!
Spójrz, Lauratasie!
Unieś głowę i spójrz na mnie poprzez mroki, w których przebywasz!
Oto twój stos pogrzebowy płonie! Uczczony jesteś, jak przystoi zmarłym, abyś nie błąkał się w obcej ciemności, lecz powrócił do ludu twego! Żegnaj mi, przyjacielu, i sprzyjaj mi!
Wyprostował się i stał nieruchomo, czekając, póki ostatnia iskra dogasającego ognia nie znikła.
Później lekko zbiegł w dół ku widniejącym w blasku księżyca okrętom.
TOM II
Cień nienawiści królewskiej
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Ujmij w dłoń topór twego królestwa
- Minos nie umiera! - rzekł niemal wesoło Terteus i przeciągnął się leniwie. -O, bogowie! Gdyby ziomkowie moi ujrzeli mnie, cóż by rzekli! Syn króla piratów w Knossos! Syn króla piratów strażnikiem bratanka Minosa! Co dnia budzę się wierząc, że to sen i za chwilę przyjaciele zakrzykną przed domem, abym szedł z nimi do przystani gotować okręt mój czarny do odpłynięcia na nową wyprawę! A ty, białowłosy chłopcze, czy przypuszczałeś kiedykolwiek, patrząc z twej chaty na morze, że tak daleko popłyniesz i tak wiele będzie się z tobą działo?
Wstał i z obrzydzeniem spojrzał na rzeźbione, nakryte błękitnym kobiercem łoże, obok którego spał rzuciwszy , na podłogę posłanie.
- A wejrzyj na to? Czy jest rzeczą godziwą, aby wojownik spał podobnie? Łoże takie przystoi niewieście, która stroi się od rana do nocy, a ma sto służebnych, aby jej usługiwały.
Uniósł z ziemi swój krótki miecz i zamachnął się nim. Wyostrzony i lśniący brąz zaświstał ostro tnąc powietrze. Terteus opasał się i wsunął go do pochwy. Później z niechęcią spojrzał na leżącego.
- Wstawaj! Czyś już tak przesiąkł ich obyczajami, że chcesz wylegiwać się, póki utrefiony, podobny do dziewczęcia sługus nie wniesie tu miednic, dzbanów i ręczników?
Białowłosy roześmiał się i zeskoczył z łoża. Ściany komnaty, w której się znajdowali, pokryte były wspaniałymi malowidłami. Na jednej z nich dwaj zręczni smukli atleci igrali z rozjuszonym bykiem, przeskakując go lekko po chwyceniu za rogi. Jeden z nich zawisł nad głową zwierzęcia, drugi, który zapewne wykonał już skok, patrzył za nim ciekawie. Na drugiej ścianie korowód młodzieńców o długich utrefionych włosach niósł wiekuiście ofiary bogini oczekującej ich z uśmiechem. Dwie pozostałe ściany i drzwi pokryte były różnobarwnymi pasami farb.
- A więc Minos nie umiera... - Terteus wziął do ręki oparty o ścianę krótki oszczep i skinął na Białowłosego. - Gdy jeden władca umiera, wstępuje na tron jego następca przybierając to samo imię. Podobnie dzieje się u nich z wielką kapłanką bogini. Każda z nich zwie się Ariadna. Ona także nigdy nie umiera. Opowiadali mi o tym ongi pojmani Kreteńczycy, których trzymaliśmy na naszej wyspie dla okupu. To ona dziś namaszczać będzie nowego Minosa, brata naszego pana i stryja Perilawosa, którego mamy pod opieką. Choć doprawdy nie pojmuję, jak i przed kim mamy go bronić?... - Znowu się roześmiał. - By rzec prawdę, uratowaliśmy nie jego jedynie, lecz i własne życie, a oto rozpoczęła się dla nas przedziwna przygoda w pałacu władcy mórz. Lecz skoro Wielka Matka postanowiła, że ma być tak, a nie inaczej, nie sprzeciwiajmy się Jej, póki nie wskaże nam sposobu, jak uciec w rodzinne strony...
Białowłosy szybko położył palce na wargach. Terteus otworzył usta i wzruszył niechętnie potężnymi ramionami, lecz umilkł.
Otworzyli drzwi i wyszli na szeroki, pokryty jaskrawymi malowidłami korytarz, na krańcu którego widniał podparty dwoma prostymi kolumnami portyk. Za nim jaśniał ostry złocisty blask słońca. Znaleźli się na dziedzińcu, na którym nie było teraz nikogo. Pośrodku, otoczony kępą kwiatów, widniał niewielki basen, a z niego, niby tryskające źródło, bił niewielki wodotrysk.
Złożyli miecze i włócznie na krawędzi basenu i zanurzyli się. Naokół dziedzińca biegła arkada podparta rzędem kolumn, a za każdą z nich znajdowały się drzwi.
- Nie na darmo zwą ten pałac Labiryntem! Terteus wyprostował się. Woda sięgała mu do piersi. Zanurzył głowę raz jeszcze i wyskoczył na brzeg. Chciał podnieść swą opaskę na biodra, lecz w tej samej chwili od jednej z kolumn oderwał się czarny człowiek, niosący przed sobą przerzucone przez wyprostowane ręce dwa złociste kawałki mieniącej się materii.
- Dla was! - rzekł, skłonił się z uśmiechem i zsunął niemal w dłonie Terteusa obie opaski.
Później uśmiechnął się ponownie, zawrócił i odszedł bez słowa, znikając w uchylonych drzwiach ozdobionych tarczami z żółtego metalu.
Białowłosy wyskoczył z basenu.
- Piękne! - rzekł biorąc jedną z opasek do ręki. - A jak cienkie! Nawet w Egipcie nie widziałem podobnych!
Terteus wzruszył ramionami i otoczył biodra nową opaską. Założył na nią swój skórzany pas z mieczem.
- Odziani jesteśmy jak książęta! - mruknął. -Zaczekaj! Jeszcze dni parę, a zaczną nas nosić w lektykach tuż za lektyką Perilawosa! Abyśmy nie trudzili się zbytecznie!
Ruszyli na powrót ku swej komnacie, gdzie na stole z gładkiego czarnego drzewa czekały już owoce, kozie mleko w pięknym, miedzianym rzeźbionym w bycze głowy dzbanie, i chleb tak jasny, jakiego nigdy przedtem nie widzieli.
Gdy pożywili się, Białowłosy wstał.