Выбрать главу

    - Czy widzisz? -zapytał Białowłosego, który nie schodząc z konia siedział wyprostowany z napiętym łukiem w rękach, jak gdyby spodziewając się, że choć umarły zniknął, niebezpieczeństwo nie minęło jeszcze.

    Duży ciemny ptak wyleciał z lasu i machając ciężko skrzydłami skierował się ku równinom. Nim Białowłosy zdążył odpowiedzieć przyjacielowi, rozległ się świst strzały, ptak zakrzyczał ostro i runął na ziemię.

    - Trafiłem go, ojcze! - Perilawos zeskoczył z konia i pobiegł ku owemu miejscu. Powrócił trzymając w wyciągniętej ręce brzeszczot strzały, na której ranny ptak trzepotał jeszcze słabo. Cisnął strzałę pod nogi Widwojosa - Sam raczyłeś ujrzeć własnymi oczami!

    Terteus uniósł głowę i wyprostował się.

    - Było tu kilku konnych - rzekł. - Zabrali ciało.

    Widwojos odwrócił wzrok od konającego ptaka.

    - Czy umiesz powiedzieć, w którą stronę odjechali?

    - Tak, panie. Nadjechali spoza grzbietu wzgórza i 'oddalili się w tym samym kierunku. Dokąd prowadzą dalej ich ślady, tego nie mogę wiedzieć, póki nie wyruszymy za nimi.

    Książę milczał przez chwilę. Perilawos pochylił się, wyrwał strzałę z ciała ptaka, odrzucił go od siebie i otarł pokryte krwią palce o własne nagie przedramię. Bogom podobny Widwojos wzdrygnął się na ów widok.

    - Chciałbym, abyś udał się za nimi, jeśli się nie lękasz uczynić tego samotnie. My zawrócimy ku Knossos. Pragnę się tam znaleźć przed nocą.

    - Nie lękam się, panie... lecz trudno mi będzie szukać śladów w ciemności. Będę ich tropił tak długo, jak zdołam, a później powrócę.

    - Słusznie uczynisz. Jeśli odnajdziesz go lub odkryjesz j cokolwiek, przybądź do mnie. Wydaję dziś ucztę dla kilku czcigodnych ludzi i ich małżonek. Nie chciałbym, aby wiedzieli, że coś się wydarzyło... Czekaj więc, aż goście odejdą.

    - Tak, panie.

    Prowadząc konia za uzdę, Terteus ruszył pieszo, wpatrzony w ziemię. Po chwili zniknął za grzbietem wzgórza.

    Trzej jeźdźcy zawrócili.

    - Nie spojrzałeś nawet na ptaka, którego zabiłem, ojcze! - rzekł Perilawos. - A rozpocząłem już naukę ciskania oszczepem z konia! Terteus, choć jest rozbójnikiem morskim, zdaje się znać wszystko, co należy do umiejętności wojownika stąpającego po ziemi.

    Widwojos odwrócił się i skinął na jadącego za nim Białowłosego.

    - Zbliż się!

    A gdy chłopiec niemal zrównał się z nim, rzekł siląc się na uśmiech:

    - Matka jego zmarła, gdy był jeszcze w kołysce. Nie pojąłem drugiej małżonki i jest on moim jedynym dzieckiem. Drżałem o jego życie i drżę nadal. Niewiele miał możności poznania ćwiczeń koniecznych dla wojownika. I, być może, zostanie nim. Wolą boskiego Minosa ojca mego było, aby poznawał księgi i ćwiczył umysł, gdyż Kretą rządzą nie ręce jej królów, lecz ich mądrość. Wszelako nadeszła chwila, gdy musiałem opuścić na pewien czas wyspę i udać się do Fenicji i podległych nam krain. Zabrałem go z sobą... Na szczęście umiał nieco pływać, gdyż w przeciwnym razie nie uratowałbyś go z fal, morskich... Dziś widzę jasno, że siła ramion i zręczność wojownika mogą mu być w życiu równię przydatne jak księgi... Nie o tym pragnę jednak z tobą mówić. Możesz mniemać, że jestem niewdzięczny, gdyż wówczas obiecałem ci jaką zechcesz nagrodę, a wiem, że pragniesz powrócić do swych stron rodzinnych. Lecz jesteś synem ubogiego rybaka, a jeśli pozostaniesz tu, póki... -zawahał się - póki nie upewnię się, że życiu jego nie zagraża żadne niebezpieczeństwo, powrócisz do swoich z tak wielkimi darami, a król twój dowiedziawszy się, że służyłeś wiernie bratu boskiego Minosa, taką łaską otoczy twą rodzinę, że nigdy już nie zaznacie biedy ani przemocy możnych.

    - Panie mój... - Białowłosy pochylił nisko głowę. - Czemu mówisz tak do mnie, skoro życie moje zależy od twej woli i możesz uczynić z nim, co zechcesz, zatrzymując mnie tu tak długo, jak ci się spodoba?

    - To prawda, że mogę tak uczynić, lecz przemocą nie kupuje się wierności. Pragnę, abyście od dziś nie rozstawali się z mym synem, abyście dzielili z nim komnatę, gdzie sypia, jedli wraz z nim i nie opuszczali go ani na chwilę. A gdy... gdy ponownie zagrozi mu niebezpieczeństwo, abyście walczyli o jego życie jak o własne!

    - A czyż nie uczyniliśmy dziś tego, panie?

    - To prawda, to prawda... - Widwojos uniósł głowę i rozejrzał się.

    Mrok opadał już na ziemię. Skręcili w lewo i wjechali na gładką, ułożoną z kamiennych płyt drogę prowadzącą ku pałacowi, który rysował się wyraźnie na tle zachodniego nieba.

    Milczeli przez pewien czas, wreszcie Perilawos rzekł:

    - Czy sądzisz, ojcze, że doprawdy coś mi zagraża?

    - Nie wiem. Oby tak nie było. Oby ów człowiek, który strzelił dziś do ciebie, był jedynie zwykłym łotrzykiem, który widząc twą złotem wyszywaną opaskę i klejnot na szyi, zapragnął je mieć!

    - Lecz nie wierzysz w to, ojcze?

    Widwojos nie odpowiedział. Jego syn dodał po chwili:

    - Lękasz się, że stryj mój wolałby, abym nie żył?

    - Milcz, nieszczęsny! - odparł półgłosem jego ojciec. - Milcz! Czy zapomniałeś, o kim mówisz?! - Odwrócił głowę ku Białowłosemu. - Nie usłyszałeś słowa z tego, co rzekł! Czy pojmujesz?

    - Słyszałem, panie. Lecz nikt nie usłyszy o tym ode mnie.

    W zapadającej ciemności książę starał się przyjrzeć uważnie jego twarzy, wreszcie wzruszył ramionami.

    - Będzie, jak zechcą bogowie... Jeśli bogowie chcą czegokolwiek!. Lecz milcz, synu mój! Niechaj nikt nie usłyszy o tym od ciebie. Jutro będę mówił z boskim...

    Urwał. Za nimi na drodze rozległ się szybki tętent kopyt końskich. Białowłosy uniósł napięty łuk. Jeździec zbliżał się szybko ku nim.

    Perilawos także uniósł łuk.