Выбрать главу

    - Czy nie pragniesz być władcą potężnego państwa?

    - Pragnę, ale myślę o tym nieco inaczej niż ty. Państwo jest wówczas potężne, gdy nie ma wrogów potężniejszych niż ono. A nie widzę żadnego wroga, który mógłby zwyciężyć naszą flotę i uderzyć na nasz kraj. Przeciwnie, wyspy i lądy naokół nas żyją pod naszym panowaniem i składają nam daninę. Gdyby wierzyły, że ujdzie im to bezkarnie i mogą nam stawić opór, nie płaciłyby jej. Mamy szpiegów wszędzie i jeśli jakiekolwiek siły zaczną jednoczyć się przeciw nam, dowiemy się o tym zawczasu. Jedyna prawdziwa groźba to wróg wewnętrzny... gdyby się taki pojawił.

    Urwał i znowu uśmiechnął się.

    - Więc sądzisz, że owym wrogiem wewnętrznym jestem ja?

    - Ty jeden mógłbyś nim być, gdybyś zechciał.

    - A wówczas, pozbywszy się mnie, mógłbyś panować spokojnie?

    - Zapewne, lecz musiałbym okazać czujność, abyś mnie nie uprzedził.

    - Czy dla tej przyczyny nakazałeś wczoraj jednemu z twych zbirów zabić mego syna? - wybuchnął nagle Widwojos.

    Minos nie odpowiadał przez chwilę. Później jego wysoka szczupła sylwetka zaczęła trząść się od bezgłośnego śmiechu.

    - Czy naprawdę mniemasz, mój ukochany bracie, że nakazałem zabić twego syna? - rzekł wreszcie, poważniejąc.

    - Nie znam nikogo innego, komu mogłoby zależeć na jego śmierci!

    Władca Krety zbliżył się ku niemu i zbliżając twarz do jego twarzy rzekł spokojnie:

    - Jesteś głupcem, mój bracie. Gdybym pragnął zabić Perilawosa, czy wierzysz, że owych dwóch uzbrojonych zamorskich barbarzyńców umiałoby go obronić? Czy sądzisz, że władca Krety nie jest w stanie zetrzeć w proch każdego żywego człowieka na wyspie?

    - Więc to nie ty nakazałeś owemu człowiekowi wypuścić strzałę?

    Minos odwrócił głowę. Gdy ponownie spojrzał na brata, uśmiech na jego twarzy był rozbrajająco szczery.

    - Któż ci rzekł, że nie ja? Czy myślisz, że zezwoliłbym, aby zbójcy polowali bez mego zezwolenia na książąt krwi pod bokiem pałacu?

    Widwojos opadł na krzesło i zakrył twarz rękami.

    - Nie pojmuję cię, mój królu... - rzekł cicho. - Wiem, Że dążysz do mej zagłady, lecz nie pojmuję twych słów.

    Minos westchnął jak człowiek, którego zmuszono, by wyjaśnił trudną prawdę małemu dziecku.

    - Wysłałem ludzi, gdyż wiedziałem, że Perilawos co dnia ćwiczy tam z owymi dwoma strażnikami, którymi go obdarzyłeś. Kazałem, aby nigdy nie chybiający łucznik zabił jego konia i nie ważył się zranić młodego księcia. Nie mogłem przewidzieć, że będzie tak niezdarny i da się przy tym zabić.

    - Czemuż to uczyniłeś?

    - Gdyż znam cię i wiedziałem, że przyjdziesz tu. A pragnąłem mówić z tobą, bracie mój. Mówić szczerze i bez obcych uszu nadsłuchujących zawsze, gdy spotkamy się przy ucztach lub na dworze. Prócz tego pragnąłem, abyś otrzymał ostrzeżenie. Wiem, że Perilawos jest jedyną istotą, którą kochasz. Ja także nie pragnę jego śmierci... jeśli uda mi się jej uniknąć... - Znowu uśmiechnął się miłym, spokojnym uśmiechem. ~ Zresztą, gdyby zginął gwałtowną śmiercią... on lub ty, bracie mój... lud wiedziałby, że padliście z mojej ręki. A to byłoby wielce nierozsądne u wstępu mego panowania. Kochają oni nasz ród.

    - Czegóż więc chcesz?

    Widwojos wstał ponownie, podszedł do stołu, na którym stał alabastrowy dzban rzeźbiony w dwa rzędy maleńkich podwójnych siekier.

    Minos także zbliżył się do stołu, ujął dzban za ucha i przechylił go nagle. Z wnętrza wysypały się połyskliwe żółte bryłki i potoczyły po powierzchni stołu. Kilka spadło na kamienną podłogę, a jedna rozprysła się, ukazując ostre, szkliste krawędzie.

    - Czy widzisz, bracie?

    - Widzę... - Widwojos wzruszył ramionami i przetarł zmęczone oczy.

    - To bursztyn! - rzekł Minos. - Sprowadzamy go z dalekich krain północy, gdzie nie dotarł dotąd nikt prócz barbarzyńców. Płacimy zań wiele, przerabiamy go na klejnoty i bierzemy zań wówczas po stokroć więcej. Jest w nim zawarta część naszego bogactwa, gdyż handel nim przechodzi przez nasze ręce. Gdybyśmy mogli sami dopłynąć tam, skąd się bierze, płacilibyśmy nieskończenie mniej i odcięlibyśmy od owego źródła kupców fenickich, którzy zaczynają wchodzić nam w drogę...

    - Zapewne - mruknął Widwojos i spojrzał na brata. - Lecz czemu kazałeś uciąć mu głowę, jeśli nie kryjesz przede mną, że to ty dałeś rozkaz łucznikowi?

    - Gdyż należał on do mojej straży i mógł zostać rozpoznany. Zresztą ludzie moi sami to uczynili, nie pytając mnie. Uczynili słusznie. Mógłbyś to wykorzystać, bracie, by podburzyć lud przeciw mnie, gdy uznasz, że nadeszła stosowna chwila. Nie wiem zresztą, jak byś to mógł jeszcze wykorzystać. Śmierci owego łucznika nie przewidziałem. Wiem natomiast, że gdy ojciec nasz ciężko zachorował, wyruszyłeś, zabierając z sobą Perilawosa, do Fenicji, dla zawarcia traktatów handlowych, lecz był to jedynie pozór, gdyż odwiedziłeś wiele podległych nam wysp, aby pojąć, jak silna jest tam nasza władza i czy nie da się zbuntować przeciw mnie naszych namiestników i wojsk na wyspach, gdy ojciec umrze. Wiedz, że wszyscy namiestnicy kreteńscy przesłali mi raporty o tym. Czy pragniesz, abym ci przeczytał, o czym mówiłeś, leżąc     w wannie, z namiestnikiem Kazos? Musiałem zataić śmierć ojca, abyś nie próbował obwoływać siebie lub swego syna Minosem, gdzieś na jakiejś wyspie, i nic doprowadził do rozdarcia królestwa... Później kazałem namiestnikowi zawiadomić cię, że nasz boski ojciec nie żyje. To najwierniejszy z mych ludzi. Gdybyś wówczas rzekł, że nie powracasz na Kretę, utopiono by cii, w wannie i doniesiono by do stolicy, że zmarłeś, gdyż bogowie porazili cię nagła choroba. Pragnąłem nawet tego, przyzna JŁ;. Lecz najwyraźniej podróż twoja rozczarowała cii;. ,, Kreta gnije..." - tak rzekłeś. Być może. Lecz władca tego gnijącego kraju nie jest głupcem. Nie będę pragnął twojej śmierci, jeśli uda mi się jej uniknąć. Nie chcę także śmierci Perilawosa. Nie. to nie wieży krwi są tu ważne. Zapewne masz słuszność sądząc, że Kreta nie jest tym, czym była za naszych dziadów. Gdybyś zginął wraz z twym synem, ktoś inny wykorzystałby to i począł knuć spiski, a lud mógłby mnie znienawidzić. Nie mam potomka... a zgładziłbym jedynego dziedzica mego tronu. Każdy śmiałek mógłby wiec sięgnąć po władze, gdyż po zabiciu mnie dałby początek nowej dynastii. Jak widzisz, odkrywam przed tobą me myśli. Pozostało jedno wyjście, bracie. Musisz odejść.