Stanęli wszyscy trzej w milczeniu przed obliczem Widwojosa, który otworzył oczy i starał się uśmiechnąć, lecz lica jego przybrały natychmiast wyraz powagi.
- Jest wolą mego boskiego brata, abyśmy odpłynęli z Knossos na daleką wyprawę morską! - rzekł bez żadnych wstępów. - Pragnie on, abym ja ją przedsięwziął, lecz dla wielu przyczyn nie mogę pozostawić cię tu, mój synu. A jeśli my odpłyniemy, także i wy nie możecie tu pozostać. Nie obawiajcie się, spełnię mą obietnicę i zatroszczę się o to, abyście odpłynąwszy ze mną, ujrzeli wasze strony rodzinne.
- Wyprawa morska, ojcze! - zawołał Perilawos. - A więc znów odpłynę na morze i mogę stać się wojownikiem i żeglarzem! - Urwał nagle i dodał markotnie: - Obym tylko nie chorował tak, gdy nadchodzą wysokie fale niesione wiatrem! Czy daleka będzie to wyprawa?
Widwojos nie odpowiadał przez chwilę, przyglądając się poważnie i z troską jego szczupłej sylwetce.
- Niezwykle daleka... -rzekł wreszcie-i sądzę, że mój boski brat pragnie, abym ją odbył właśnie dlatego, iż nie wierzy, aby twe wątłe siły przetrzymały wszystkie jej trudy... Lecz wszystko jest w ręku bogów... Mamy popłynąć do krainy bursztynu.
- Do krainy bursztynu, panie? - wyrwało się z ust Terteusa. - Tam, gdzie nikt nie dopłynął?! Widwojos rozłożył ręce.
- Jesteś dzieckiem morza, Terteusie, i dowodziłeś okrętem, który przemierzył zapewne wielkie wody od wschodu do zachodu i z północy na południe. Cóż słyszałeś o krainie bursztynu?
- Słyszałem, panie, że leży ona pośród mgieł i nocy na krańcu świata, gdzie morza zamieszkują ryby olbrzymie, Połykające okręty, a na lądzie nieprzyjaznym i nagim gnieżdżą się ptaki wielkie jak chmury i ród złośliwych olbrzymów, które żyją w przyjaźni jedynie z plemieniem karłów na południu. Karłom tym przekazują oni bursztyn wydobywany ich wielkimi rękami z dna morza, a owi mali ludkowie z kolei sprzedają go odzianym w skóry barbarzyńcom północy za mięso owiec i krów, którym żywią się olbrzymy nie mogące dzięki swej wielkiej żarłoczności hodować tych zwierząt, gdyż zjadają je natychmiast. gdziekolwiek wpadną im w ręce, i nie zezwalają im paść się i rozmnażać, jak to czynią ludzie. Mówiono mi, że niejeden śmiałek zapragnął dotrzeć do owej krainy, lecz jeśli okrętu jego nie strzaskały straszliwe burze lub nie pożarły owe ogromne ryby ani nie rozbił się na skałach pośród panującej tam wiekuistej nocy, wówczas, choć uniknął wszystkich tych niebezpieczeństw, zawsze wypatrzył go któryś z czuwających olbrzymów, chwytał okręt i uniósłszy go w górę ponad fale, wyjadał całą załogę wyłuskując ją palcami spoza wioseł, by później odrzucić zmiażdżony okręt jak zbyteczną łupinę!
- Ojcze! - zawołał Perilawos. - Więc tam chce nas wygnać stryj?!
- Jeszcze nie zginęliśmy... - Widwojos zmarszczył brwi. - Czy słyszałeś o tym wszystkim, Terteusie, od kogoś, kto by był tam i powrócił przynosząc owe zatrważające wieści, czy też od kogoś, kto słyszał je od człowieka, który powrócił stamtąd?
- Nie, panie. Powtarzam jedynie to, co żeglarze opowiadają, gdy jest mowa o owej krainie. Wielka jest cena bursztynu i wielu zapewne myślało o tym, by do niego dotrzeć i powrócić z ładunkiem, który biedaka przemienia w pana wszelkich dóbr.
- A czy mówili kiedykolwiek w twej obecności, jaką drogą można dotrzeć do owego morza pośród wiekuistych mroków?
Terteus zastanawiał się przez chwilę.
- Myślę, panie, że mówili o drodze na północ, przez przesmyk, nad którym leży Troja... Mówią, że jest za nim morze. Lecz nie byłem tam, choć znam ludzi, którzy tam dopłynęli. Ojciec mój wyprawił się na owe wody wraz ze swym ojcem, gdy był młodzieńcem. Pod osłoną nocy czterema szybkimi okrętami minęli Troję i ów przesmyk, gdzie skryci w zaroślach spędzili noc, gdyż był on dłuższy, niż przypuszczali. Później znaleźli się na wielkim morzu, zdobyli tam łupy i niewolników i powrócili tą samą drogą, lecz szlak do Morza Mrocznego wiedzie dalej, a tam nie byli. Mówią ludzie, że prowadzi on wielką rzeką ku północy. To wszystko, co wiem, panie.
- Prawdę rzekł Terteus mówiąc o morzu na północy, gdyż urodziłem się nad owym przesmykiem i często ze świętego wierzchołka góry widziałem wielkie wody w tamtej stronie, a za nimi nie można było dostrzec lądu... - Białowłosy skinął głową. - Słyszałem także rybaków mówiących o dalszym jeszcze morzu na krańcu świata. Powiadają, że Posejdon ukazuje się tam widomie, wystawiając swą białą głowę z fal wielkich jak góry. Lśni ona z dala odbijając promienie słońca.
- A więc ujrzymy wiele dziwów, synu mój... -Widwojos wstał. - Ujrzymy dziwy, jakich nie oglądał nikt przed nami. A jeśli bogowie zezwolą nam powrócić i złożymy w bibliotece pałacu zapisy naszej podróży, świat będzie wspominał nasze imiona przez wieki całe... Pożałuj oto tego młodego żeglarza i syna rybaka, którzy odpłyną do swych stron rodzinnych, gdy my skierujemy okute brązem dzioby naszych okrętów na północ!
- Panie! - rzekł Terteus prostując się. - Pojmałeś mnie i mogłeś odebrać mi życie, jak to jest w zwyczaju, gdy rozbójnik morski wpadnie w ręce Kreteńczyków. Nie uczyniłeś tego. Wróciłeś mi wolność i żyję. Jeśli taka będzie wola bogów, powrócę z ładunkiem bursztynu i sławą, którą okryję moją wyspę rodzinną. Jeśli mam zginąć, zginę tam czy gdziekolwiek. Życie moje jest twoją własnością. Byłem niewiele starszy niż on - wskazał Białowłosego - gdy ojciec mój oddał mi okręt i trzydziestu wojowników, z których każdy był starszy i bardziej doświadczony niż ja, lecz odtąd musiał mnie słuchać. Grabiłem wsie i miasta Egiptu, Fenicji i miasta na wyspach należących do twego królestwa, znam sposoby walki otwartej i podstępnej i wiele tajemnic morza i wiatrów. A mniemam, że wyprawa twoja, panie, będzie j bardziej podobna do wyprawy rozbójników morskich, niźli bywa wasza żegluga, gdy wieloma okrętami płyniecie otwarcie po morzu pozostającym pod waszym panowaniem, nie lękając się nikogo i bacząc jedynie, by burza nie zatopiła waszych towarów. Być może umiejętności moje | przydadzą ci się.