Выбрать главу

    - Przepiękne! - rzekł z uczuciem najszlachetniejszy Marmaros i pogładził zieloną główkę papugi, która siedziała na przegubie jego dłoni, przykuta do niej lekkim i misternym złotym łańcuszkiem. - Jeśli zezwolisz, mój drogi przyjacielu, wezmę pięć, dwie dla siebie, dwie dla mej małżonki, a jedną... dla pewnej damy, która na pewno będzie wielce ucieszona, gdyż rozmiłowana jest w rzeczach pięknych. Które radziłbyś mi?

    Re-Se-Net rozłożył ręce. Lata pobytu w tej krainie nauczyły go prowadzenia rozmowy w sposób, który odpowiadał ludziom tu zamieszkującym.

    - Nie ośmieliłbym się doradzić ci, najszlachetniejszy Marmarosie. Choć przez ręce moje przeszły najwspanialsze dzieła rzemieślników mej ojczyzny, a jak wiesz, nie mają oni sobie równych przy sporządzaniu naczyń szklanych, nie mógłbym iść z tobą w zawody, gdyż oko twoje dostrzega każdy przymiot i każdą wadę w sposób niezrównany. Będę ci wdzięczny, jeśli zechcesz doradzić mi, które z nich winienem wręczyć twemu boskiemu władcy Minosowi, gdyż pragnę złożyć mu je w darze podczas najbliższej bytności w pałacu królewskim w Knossos, gdzie mam być obecny na uczcie. Twój bogom podobny władca otacza wielką opieką Egipcjan w swym królestwie i jest rzeczą słuszną, abyśmy wywdzięczyli mu się tak, jak na to nasze nikczemne możliwości zezwalają.

    - Cóż... - Marmaros uśmiechnął się. Papuga skoczyła mu na ramię i zaskrzeczała. Re-Se-Net najchętniej ukręciłby jej głowę, mimo to uśmiechnął się.

    Marmaros wstał i przeszedł tam i na powrót całą komnatę, przypatrując się naczyniom stojącym na gładkiej kamiennej podłodze. Zawróciwszy, zatrzymał się.

    - Sądzę, że ta waza ma niezrównaną barwę, a kształt jej przypomina szyję niewieścią... myślę o pięknej, smukłej i młodej niewieście! Pan nasz, boski Minos, z pewnością ucieszy nią swe świetliste oko, jeśli... - urwał i uśmiechnął się -jeśli myśli jego nie będą przebywały nieustannie z dala od spraw tego rodzaju, gdyż są zaprzątnięte ostatnio czym innym.

    Re-Se-Net wziął do ręki jedno z naczyń, uniósł i spojrzał na nie pod światło. Później pochylił je nad dwiema czarkami z błękitnego szkła i napełnił obie ciemnoszkarłatnym płynem.

    - Czy zechcesz spocząć, o najszlachetniejszy? Wino to pochodzi z Gubal i zwą je Radością Książąt.

    Odstawił naczynie, podał czarkę gościowi i uprzejmym ruchem wskazał mu szeroki fotel o poręczach wykładanych kością słoniową i różnobarwnym drzewem.

    Najszlachetniejszy Marmaros usiadł lekko i wdzięcznie. Papuga zeskoczyła mu na kolana i wyciągając szyjkę zajrzała do trzymanej przez niego czarki. Cofnęła szmaragdową głowę i zamarła w bezruchu. Obaj mężczyźni unieśli naczynia ku ustom i odstawili umoczywszy usta w winie.

   - Jest to w rzeczy samej wyborne wino... -Marmaros przeciągnął językiem po wargach i przymknął oczy.

    - Mówiłeś, panie, że wasz boski władca może być nierad, gdy przybędę z darami na ową ucztę - podsunął niemal nieśmiało Re-Se-Net.

    - Ach, nie, tego bym nie rzekł. Rzekłem jedynie, że myśli jego błądzą ostatnio gdzie indziej. Po cóż mam mówić o tym tobie, czcigodny Re-Se-Necie? Wiesz przecież o sprawach naszego dworu tyle, ile wiedzą w pałacu, a być może więcej. - Roześmiał się cicho.

    - Ostatnio i moje myśli błądziły wokół innych spraw - rzekł kupiec szczerze. - Więc jeśli wolno cię spytać, powtórzę moje pytanie, gdyż nie chciałbym popełnić czynu, który mógłby się wydać na dworze niestosowny, a któż mnie objaśni o tym lepiej niż ty, o najszlachetniejszy, który tak często spoglądasz w boskie oblicze Minosa?

    - Wiesz przecież, że między boskim Minosem a jego bratem sprawy nie układały się nigdy tak, jak pragnął tego ich ojciec, nasz zmarły władca. Pan nasz jest człowiekiem Ostrożnym, a będąc bezdzietnym, lęka się, że... - Urwał i uśmiechnął się znowu. - Cóż, być może, gdyby zwykli śmiertelnicy mogli odgadywać myśli panujących, mógłbym rzec, że ich zmarły ojciec sądził, iż młodszy z braci byłby lepszym władcą. Widwojos wierzy, że zbyt wielu najemników broni naszego królestwa przed wrogami, a my sami stajemy się zniewieściali i gnuśni. Brat jego sądzi natomiast, że nasza potężna flota wystarczy nam, skoro oblani jesteśmy zewsząd morzem. Tak zresztą myślą wszyscy rozsądni ludzie w kraju. Zresztą... -pochylił się ku Re-Se-Netowi i dokończył niemal szeptem: -nie ma on potomka i mieć go zapewne już nie będzie. A Widwojos ma syna. Ostatnio młodzieniec ów nie przebywa wśród szlachetnych rówieśników z najlepszych rodów Krety, lecz nie odstępują go dwaj cudzoziemcy, których boski Widwojos przywiózł do Knossos powracając z podróży. Krąży wieść, że strzegą oni jego życia, gdyż, jak słyszałem, próbują wszystkich potraf które ma spożyć! - Uśmiechnął się ponownie. - Być może boski Widwojos zanadto się lęka o niego, skoro z rozkazu swego brata wyrusza na wielką wyprawę. Po cóż miałby ktoś zabijać chłopca, który odpływa w nieznane i dalekie strony...

    Zamilkł i pogładził głowę papugi, która dziobnęła go lekko w palec.

    - Słyszałem, że pragnie odkryć drogę morzem do krainy bursztynu, lecz wydało mi się to nie do uwierzenia... - Re-Se-Net pokręcił głową i dolał wina do czarek. - Nikt nie wie, skąd przybywa ów przedziwny kamień, w którym można czasem napotkać skamieniałe ciała maleńkich stworzeń. Jestem kupcem od lat i kupcem był mój dziad i ojciec. Nawet nasi kapłani wiedzą jedynie, że bursztyn przybywa z północy, a wymieniają go ludy barbarzyńskie na oręż i ozdoby.

    - Tyle wiemy i my. - Najszlachetniejszy Marmarps skinął głową. -Lecz nasz boski władca sądzi, że gdybyśmy znaleźli drogę morską do bursztynu i mogli wyprawić okręty, aby powracały z nim do naszych pracowni obrabiających drogie kamienie, moglibyśmy wzbogacić wielce skarbiec królewski i wzmóc jeszcze bardziej nasz handel odbierając zysk pośrednikom. Lecz być może nie to jest główną przyczyną owej wyprawy.