Выбрать главу

    - Zapewne, zapewne... - Re-Se-Net gorliwie przytaknął. - A czy boski Widwojos pragnie udać się wraz ze swym młodym, jedynym synem na ową niebezpieczną wyprawę w nieznane?

    - Tak... - I znowu lekki uśmiech przewinął się po wilgotnych pełnych wargach gościa. - Gdybym był nim, także zabrałbym z sobą mego syna. Wszyscy wiedzą i nie jest to tajemnicą na dworze, że władca nasz pragnie, aby nie przebywali, on ni jego syn, w królestwie Krety. Niechaj więc zabierze z sobą syna i owych barbarzyńców, którymi go otoczył, i odpłynie na swą wielką wyprawę.

    - A jeśli powróci z niej wioząc bursztyn? Gość uniósł głowę i przez chwilę spoglądał na niego w milczeniu. Wreszcie rzekł:

    - My, Kreteńczycy, nie jesteśmy ludem gwałtownym, nie lubujemy się w mordach i krwawych porachunkach jak inne ludy. Gdyby nasz boski pan zabił swego brata i jego syna, żyłby otoczony powszechną nienawiścią. Lud także nie wybaczyłby mu śmierci ostatniego potomka krwi Minosa, który mógłby po nim panować. Lecz jesteśmy ludźmi przebiegłymi i dążymy do celu okrężnymi drogami, jeśli droga prosta wydaje nam się zbyt... niedogodna. Gdyby Widwojos nie odpłynął, Minos musiałby go zabić podstępem. Obaj oni wiedzą o tym. Jeśli Widwojos odpłynie, pan nasz musi, jak mniemam, uczynić wszystko, aby nigdy nie powrócił. A brat jego także to pojmuje.

    - A jak tego dokona? Kreteńczyk wzruszył ramionami.

    - Wiele jest sposobów, gdy się jest królem i panem mórz, a ów, którego nie pragniemy więcej ujrzeć, musi przemierzyć te morza. Widwojos nie powróci, choć sądzi może, że mu się to uda. Minos pozostawił mu nadzieję. To jest piękne w owym rozkazie i przejmuje mnie podziwem dla naszego boskiego władcy. Lecz nie byłby mądrym władcą, gdyby pozwolił się ziścić owej nadziei.

    - A jeśli brat jego odpłynie nie po bursztyn, lecz aby sprzymierzywszy się z wrogami uderzyć na Kretę, strącić go z tronu i zająć jego miejsce?

    - Gdyby mógł to uczynić, uczyniłby, zanim jego boski brat został królem. Odbył przecież długą podróż morską przed niedawnym czasem, jeszcze za życia swego ojca, boskiego Minosa. I cóż? Powrócił. Zapewne nie znalazł sprzymierzeńców pośród ludów, które płacą nam daninę, ani wśród naszych wielkorządców rozrzuconych po wyspach. Wiem zresztą o tym. Boski nasz władca także o tym wie, gdyż śledził każdy jego krok. Widwojos jest zgubiony. A choć jest królewskim bratem, nikt roztropny na dworze nie przekracza progu jego komnat. Gdyby syn jego nie został przez ojca odcięty od rówieśników, wątpię, czy ktokolwiek z ludzi wysokiego rodu pozwoliłby dziecku swemu brać udział w jego zabawach. Niełaska króla już sama w sobie jest śmiercią i jak zaraza pada na wszystkich, którzy stykają się z zapowietrzonym. Tak więc młody Perilawos, choć jest wnukiem zmarłego władcy, przebywać musi w towarzystwie dwu nieokrzesanych barbarzyńców, z których jeden przybył tu, jak słyszałem, z Egiptu, gdzie był poświęcony któremuś z waszych bogów i uciekł. Tak mi mówiono. Cóż to ma za znaczenie? - Machnął ręką. - Przedziwny to chłopiec, mężczyzna już niemal, gdyż silny jest nad wyraz, zważywszy jego lata, a włosy ma białe jak starzec.

    - A więc boski Widwojos wyrusza w tę podróż... - Re-Se-Net znów dolał wina do czarek. Rozmowa zeszła na sprawy handlowe, później gość wybrał pięć spośród stojących w sali naczyń i upewniwszy się, że jeszcze tego samego dnia zostaną one przesłane do pałacu, pożegnał się.

    Re-Se-Net odprowadził go do lektyki. Gdy zawrócił, drzwi w głębi przedsionka otworzyły się cicho i ukazał się w nich sekretarz.

    - Czy słyszałeś wszystko?

    - Tak, panie.

    - Opisz to dziś jeszcze pismem pięknym i na najlepszym zwoju. Będzie to list do Wielkiej Kancelarii... - Skłonili się obaj ku południowi. - Nie opuść żadnego z koniecznych słów, lecz bądź zwięzły, gdyż tak przemawia sługa do pana i tak właśnie pragnę mówić ja do świątobliwych doradców mego władcy!

    - Tak, panie. Opiszę przyczyny wyprawy boskiego Widwojosa po bursztyn i inne ważne sprawy, o których wspomniał najszlachetniejszy Marmaros. Czy mam także wspomnieć o owym chłopcu, który jest białowłosy i był, jak twierdzi ów dostojnik kreteński, poświęcony jednemu z naszych bogów?

    - Uczyń to - rzekł z roztargnieniem Re-Se-Net, który rozmyślał już o czym innym. - Uczyń to, a później przybądź do mnie, gdy ukończysz swą pracę. Pragnę podyktować ci list do mego czcigodnego brata.

    Sekretarz oddalił się pospiesznie.

ROZDZIAŁ PIĄTY

Kraina Mroku

Schodzili po wilgotnych wysokich stopniach w dół, a lampy oliwne trzymane nad głowami przez idących w przedzie niewolników rzucały nikły migotliwy blask na szare nie pokryte malowidłami mury opadającego korytarza.

    Zamykający pochód Białowłosy rozglądał się ciekawie. Nigdy nie był w tej części pałacu i nigdy jeszcze nie zszedł do podziemia, choć podczas kilku miesięcy pobytu zdążył już dowiedzieć się, że pod zamieszkaną częścią Knossos ciągną się niezliczone podziemne przejścia i pomieszczenia.

    Stopnie skończyły się i poczęli iść długim niskim przejściem, od którego odchodziły w mrok boczne korytarze. Dostrzegł w nich płonące kaganki oliwne i dwukrotnie zauważył z dala przesuwającą się postać ludzką. Najwyraźniej podziemia pałacowe nie były mrocznymi opuszczonymi lochami, lecz żyły własnym codziennym życiem.

    Wreszcie niewolnicy zatrzymali się przed wielkimi okutymi drzwiami, które boski Widwojos otworzył, nakazując pozostałym skinieniem dłoni, aby szli za nim.

    - Byłem tu już z mym nauczycielem, gdy żył mój boski dziadek - szepnął Perilawos.

    Terteus i Białowłosy weszli za księciem i jego synem i zatrzymali się przy drzwiach, oślepieni blaskiem wielu oliwnych lamp.

    W podziemnej, wielkiej, półokrągło sklepionej sali siedziało przy stołach około pół setki ludzi. Część z nich zajęta była pisaniem krótkimi ostrymi trzcinami na tabliczkach z mokrej gliny, którą podawali im stojący za nimi niewolnicy. Inni pochyleni byli nad stosami suchych już tabliczek i zajęci ich odczytywaniem.