Widwojos ruszył niecierpliwie ramionami. Starzec dokończył pospiesznie:
- Wydawać by się mogło, że skoro to nie owe ludy żyjące nad wielką rzeką znajdują bursztyn, lecz otrzymują go od innych, mieszkających dalej ku północy, musi tam być jeszcze jedno morze, a kraniec świata jest dopiero poza nim.
- Rzeknij mi krótko, Ojcze Biblioteki, gdybyś miał tam popłynąć, jaką obrałbyś drogę?
- Niechaj bogowie ustrzegą mnie od tego, panie mój! - zawołał starzec szczerze. - Ów, który pragnąłby tam dotrzeć, musiałby zapewne przekroczyć ową wielką rzekę i udać się na północ. Bądź też... płynąć brzegiem owego morza dalej, póki by nie odnalazł innej rzeki, płynącej nie z zachodu, lecz z północy...
- A później? Cóż winien uczynić, gdy już tam dotrze? Starzec uniósł głowę. Przez chwilę wpatrywał się w księcia, w końcu odwrócił wzrok.
- Tego nie mówi mapa ani nasze zapiski, panie mój. Zebrałem tu - dotknął wieka skrzynki - wszelkie opowieści żeglarzy o owej Krainie Mroku, jak ją nazywają od najdawniejszych czasów. Czy pragnąłbyś je usłyszeć?
- Nie! - Widwojos zdecydowanie potrząsnął głową. - Czy nie masz mi niczego więcej do przekazania, starcze?
Ojciec Biblioteki rozważał przez pewien czas jego słowa.
- Zapewne wyda ci się to dziwne, panie mój, co powiem. Lecz gdy rozmyślałem o twej wielkiej wyprawie, przyszło mi na myśl, że istnieje także inna droga ku owemu morzu na północy...
- Inna? - Widwojos zmarszczył brwi i nagłym ruchem uniósł ze stołu lampę oliwną przybliżając ją ku obliczu starca, aby lepiej je widzieć. - A jakaż może być inna droga morzem ku północy, jeśli nie droga, która prowadzi w owym kierunku?
Stary człowiek otworzył skrzynkę i wyjął z niej kolejno cztery podłużne gliniane tabliczki, leżące na stosie innych.
- Tu, panie mój, spisane zostały wieści o tym, jak kupcy z Gubal wysłali okręty po cynę. Otóż płyną oni do portu, który znajduje się na zachód od Sycylii, jednej z wysp ziejących ogniem ze szczytów gór. Jak wiesz, wyspa owa znana nam jest od dawna i okręty nasze przybijały tam dla wymiany towarów. Powracając do kupców z Gubal... - Znowu palec jego powędrował po miedzianej tarczy ku miejscu, gdzie znajdowała się wyspa poniżej lądu rozpływającego się na granicy znanego świata. - Tam biorą oni cynę od innych Fenicjan, którzy z kolei dopływają, jak wieść niesie, do krainy na północy, odległej o sześć dziesiątków dni żeglugi... Strzegą oni pilnie swej tajemnicy i nie wiemy, ile prawdy zawiera się w owym doniesieniu, lecz wieść ta powraca kilkakroć w ciągu ostatnich stu lat. A gdybym pragnął rzec nie to, co wiem, lecz to, co mniemam o owych krainach północnych, rzekłbym, że kupcy feniccy umyślnie rozsiewają owe przerażające wieści o zaludniających Je karłach, olbrzymach i ptakach-chmurach pożerających okręty. Jak wiesz, potomku królów, jest to lud wielce przemyślny i staje nam on często na drodze, wyprzedzając nas i przejmując nasz handel.
- Tak, mój starcze... - Widwojos uśmiechnął się lekko. - Gdybym był władcą tego królestwa, nie nakazywałbym memu bratu wyprawy w poszukiwaniu bursztynu, lecz wyprawę wojenną przeciw fenickim miastom wschodniego wybrzeża, zdobyłbym je i zniszczył ich flotę. Lecz nie dumajmy nad wolą królów, niechaj sami okazują ją tak, jak tego pragną. Nie rzekłeś mi, Ojcze Biblioteki, czy kupcy z Gubal otrzymują bursztyn drogą, o której wspomniałeś?
- Niczego o tym nie wiem, panie mój... -Starzec znów rozłożył ręce. - Sądzić można, że dzieje się tak, gdyż nie kupowaliby go od nas po wysokiej cenie, gdyby mogli otrzymać go sami od ludzi północy.
- I ja tak sądzę, a więc droga owa nie doprowadziła ich do bursztynu... - Widwojos wstał i raz jeszcze pochylił się nad mapą. - Czy radziłbyś mi żeglować od wyspy do wyspy, wzdłuż brzegów ku Troi i stamtąd owym tu widocznym przesmykiem na północ, by popłynąć ponownie brzegiem morza, które się za nim otwiera, wyminąć wielką rzekę wpadającą do niego od zachodu i szukać innej, płynącej z północy?
- Jeśli taka będzie twoja wola, panie mój, sądzę, że droga to jedyna wprost na północ z Krety. Będzie ona jednak pełna wielkich niebezpieczeństw jak każda droga rzeką przez nieznane, barbarzyńskie krainy... - Mówiąc to spojrzał na Perilawosa i pochylił głowę. - Panie mój - dodał ledwo dosłyszalnym głosem - jestem starym człowiekiem i rozpocząłem pracę tu, gdy twój boski dziad wstępował na tron. Zła to sprawa, gdy ostatni potomek Byka porzuca krainę swych boskich przodków, by wystawiać się na straszliwe groźby nieznanego losu, nie wiedząc nawet, czy obrał słuszną drogę przez wrogi bezmiar na krańcach świata.
- Sądzisz więc, że winienem pozostawić tu mego syna? - Uśmiech Widwojosa stał się gorzki, on także zniżył głos zadając to pytanie.
Stary człowiek nie odpowiedział. Rzucił wylęknione spojrzenie na ścianę komnaty. Później bez słowa szybko potrząsnął przecząco głową.
- Panie mój, rzekłem ci wszystko, com znalazł spisane w królewskim archiwum.
- Dzięki ci, Ojcze Biblioteki. Każ uczynić mi odlew tarczy, abym mógł go z sobą zabrać na okręt. -Widwojos uśmiechnął się. - Być może, że po powrocie z owej wyprawy przywiozę ową tarczą memu boskiemu bratu dodawszy nową krainę na jej krańcu?
Starzec nie odpowiedział. Uniósł dłonie ku oczom i otarł łzy.
W owym czasie, gdy brat jego przebywał w podziemiu, król Minos siedział w fotelu. Oczy miał przymknięte, a głowę oparł o niewielką poduszkę z owczej wełny. Przez okno wpadał blask słoneczny, a za oknem brzęczała pszczoła. Król rozmyślał.