Umilkł i skłonił się ponownie.
- Pewien jestem - rzekł uprzejmie Perilawos - że pod tak niedościgłym okiem jak twoje, o ty, który jesteś Głównym Budowniczym, budowa owego okrętu przebiegała tak, że zmiany trzeba będzie wprowadzić w pozostałych okrętach, by choć w części upodobnić je do twego \ dzieła. A teraz żegnaj mi!
Skinął głową i odszedł, a Białowłosy i Terteus ruszyli za nim. Budowniczy zgiął się w ukłonie i trwał tak, póki Perilawos nie wszedł do lektyki.
Rozległ się krótki okrzyk dowódcy straży nadbrzeżnej i kilku żołnierzy ruszyło szybko, rozpychając cofający się tłum, by zrobić przejście dla książęcej lektyki.
Ocierając się niemal o stłoczonych gęsto mieszkańców Amnizos, Białowłosy szedł osłaniając siedzącego za firanką Perilawosa. Kątem oka dostrzegł Terteusa z przeciwnej strony, idącego równie czujnie i kołyszącego oszczepem w zaciśniętej dłoni. Twarze tłumu uśmiechały się i gdzieniegdzie słychać było przyjazne okrzyki:
- Bądź pozdrowiony, królewiczu!
- Niechaj bogowie czuwają nad waszą wyprawą! Zapewne lud kreteński wiedział już, że wyprawa nie miała na celu jedynie odnalezienia drogi morskiej do krainy bursztynu. Wieści na owej wyspie, gdzie ludzie tyle i tak kwieciście mówili, musiały biec szybko jak wicher na czole burzy. Nikt nie był zdolny do zachowania tajemnicy. Uśmiechnął się mimowolnie. A jednak, jak mówiono, Kreta była potęgą, której składały daniny wszystkie wyspy i krainy nadbrzeżne znanego świata.
Mimowolnie zwrócił oczy ku pnącej się pod górę ulicy, Po obu jej stronach biegły wysokie, kilkupiętrowe domy o wielkich oknach, przez które musiało wpadać wiele światła do wnętrza. Egipcjanie kryli się przed promieniami słońca i przed okiem obcych i także w Gubal niewiele było okien od ulicy. Lecz Kreteńczycy uważali ją prawie za swój dom i nie zdawali się kryć niczego przed sąsiadami. Wszystkie bramy były otwarte i przepływały nimi strumienie ludzi. Oto stojący na chodniku przekupień sprzedawał wino z dwu naczyń zawieszonych na ramionach. Przechylał bądź jedno, bądź drugie ramię, nadstawiając trzymany w dłoni kubek, do którego lała się ciecz, a człowiek, który pragnął pić, wypijał ów trunek wprost na ulicy, stojąc przed nim. Ciekawe, czy pośród żeglarzy, którzy co dnia przybijali do nadbrzeża i wypełniali ulice miasta, byli także Trojańczycy? Z pewnością byli. Lecz że nie odstępowali Perilawosa na krok dniem i nocą, a młody książę nie wałęsał się przecież po zaułkach Amnizos, Białowłosy niewiele wiedział o tym, co się tu dzieje. Terteus, który zaznajomił się z jedną z dziewcząt służących w kuchniach królewskich i z inną, która była harfiarką na dworze, znikał ostatnio wieczorami i powracał późno. Być może on mógłby dowiedzieć się czegoś o okrętach trojańskich? Lecz nie miało to znaczenia, skoro wkrótce pożeglują do Troi na owym wspaniałym okręcie. Nie mógł uwierzyć, że oto przybije do rodzinnych brzegów i postawi stopę na ziemi ojców. Ile czasu minęło od chwili, gdy burza uderzyła sponad wzgórz, przysłaniając mu dom i matkę stojącą na granicy wód? Z pewnością niemal rok. A chwilami wydawało mu się, jak gdyby było to tak dawno jak dzień jego narodzin a może nawet wcześniej, w poprzednim, osłoniętym mgłą żywocie?
- Czy nie słyszałeś mnie? - Perilawos odsunął firankę i ze śmiechem uderzył go lekko w bok. Białowłosy drgnął i niemal potknął się.
- Wybacz, książę...
- Zamyśliłeś się... Czy to jakaś dziewczyna?
- Nie, książę...
- Czemuż się rumienisz? Nie byłoby w tym nic złego. Na to je wymyślili bogowie, byśmy o nich czasem rozmyślali. Lecz nie o tym chciałem wam rzec. Ojciec mój rozkazał nam, abyśmy po powrocie z miasta udali się do jego komnat.
- Tak, książę! - Białowłosy pochylił głowę i uniósł ją znowu.
Domy w ulicy przerzedzały się. Zniknął kamienny chodnik. Rozpoczęły się ogrody. Z jednego z nich wyszły właśnie dwie dziewczyny. Niosły na głowach dzbany i śmiały się mówiąc do siebie. Na widok wspaniałej lektyki zatrzymały się jak wryte. Później zdjęły szybko dzbany z głów i postawiwszy je na ziemi, zgięły się w głębokim ukłonie. Idąc obok lektyki Białowłosy minął je w tak bliskiej odległości, że wyciągnąwszy rękę mógłby pochwycić za ucho dzbana. Schylone-dziewczyny zerkały jednak ku górze i kiedy napotkał spojrzenie jednej z nich, szybko odwrócił głowę.
Wyprostował się mimowolnie i silniej ujął oszczep, starając się iść jak dojrzały wojownik. Wiedział, że spoglądają za nim. Ciemne, wielkie, wesołe oczy.
- Sądząc z powagi, z jaką przemawiał mój boski ojciec - dodał Perilawos - pragnie on obwieścić mi coś ważnego. A skoro wezwał was, więc zapewne i wam to zechce powtórzyć.
- Tak, książę - rzekł Białowłosy nie myśląc O tym, co mówi. - Zapewne tak będzie.