Książę, który w pierwszej chwili spoglądał z gniewem na syna, rozchmurzył się.
- Dostrzegam, Perilawosie, że przemiana twoja sięgnęła głębiej, niźli początkowo sądziłem. Przemówiłeś jak dojrzały mąż i nie mogę żadnemu ze słów twoich odmówić słuszności. To prawda, że gdy podniesiemy żagiel i zanurzymy wiosła w błękitnych wodach, które mają nas ponieść ku dalekiemu celowi, niewiele pozostanie z tego, co dzieli królewskiego syna od syna rybaka... lecz, jak powiadają, kapryśna jest łaska książąt. Wiem o tym, gdyż sam jestem księciem... - Uśmiechnął się niemal niedostrzegalnie. - Dlatego słusznie postąpimy i my przysięgając, że także uczynimy wszystko, co w naszej mocy, aby przyjść im z pomocą, gdy los obróci się przeciw nim. A więc przysięgnijmy wszyscy...
- Na co mamy przysiąc, panie mój?
Terteus wbił oszczep w ziemię. Białowłosy poszedł za jego przykładem. W Troadzie także nie składano przysiąg z bronią w ręku, gdyż śmiertelny nie może będąc uzbrojonym mówić z bogami. Odpasali miecze i cisnęli wraz z pochwami na trawę, a Białowłosy zdjął z szyi swój nóż, ucałował jego ostrze i ostrożnie złożył go u swych stóp.
- Powtarzajcie za mną... -Widwojos przyłożył zwiniętą pięść do czoła i czekał, póki pozostali nie uczynią tego samego. - Niechaj bogowie, rządzący ziemią, powietrzem, ogniem i wodami nieskończonego morza, zwiążą na wieki drogę mego powrotu i nie dozwolą mi ujrzeć nigdy ziemi ojców moich, jeśli sprzeniewierzę się któremukolwiek z tych, z którymi wspólnie składam dziś tę oto przysięgę! Zapamiętaj to ty, o Wielka Matko, która rządzisz ziemią, ty, Posejdonie, który rządzisz falami, wy, lotni bogowie wiatrów, i ty, Hefajstosie, który nakazujesz górom rodzić ogień!
Zamilkł, przez chwilę stał nieruchomo, później zwolna opuścił rękę.
Mała chmura przysłoniła słońce, cień padł na trawę i oblicza stojących i zniknął. Znów zaświeciło słońce.
- Usłyszeli... - rzekł Terteus ze spokojnym przekonaniem i pochyliwszy nisko głowę, skłonił się ku promiennemu słońcu.
Białowłosy uniósł nóż, zawiesił go na szyi i wyrwał oszczep z ziemi.
"Wielka to była przysięga... - pomyślał. - Dokąd mnie ona zaprowadzi?"
- Podejdźcie tu! - zawołał Widwojos, który zawrócił ku głazom i usiadł w miejscu zajmowanym uprzednio.
Znów zbliżyli się i otoczyli go półkolem. Nawet Perilawos zamilkł. Od chwili, gdy złożyli przysięgę, z ust jego nie padło ani jedno słowo.
- Nie będę wam powtarzał tego, o czym zapewne już wiecie, gdyż wie o tym całe Knossos - rzekł Widwojos - że brat mój pragnie, abym wyruszył na ową wyprawę jedynie dlatego, gdyż sądzi, że nigdy z niej nie powrócę. Wszelako, skoro mogę przemawiać do was tak otwarcie, jak gdybym przemawiał do siebie, przewiduję, że nie chce on złożyć biegu wydarzeń w ręce ślepego losu. Gdyż mogłoby się tak trafem wydarzyć, że powróciłbym z owej wyprawy przywożąc bursztyn, a wówczas, jak sądzi mój brat, wykorzystałbym swą świeżą sławę i niebezpieczeństwa, przez które przebrnąłem zwycięsko, by strącić go z tronu i zapewnić panowanie memu synowi lub sobie. Dlatego wierzę głęboko, że gotuje mi on śmierć. Nie jedynie mnie zresztą, lecz i jemu... - Wskazał głową Perilawosa. - A nastąpić to winno, jeśli słusznie rozważyłem jego zamysły, zanim opuścimy wody, nad którymi panuje znak podwójnego topora. Byłby głupcem, gdyby nie pragnął tego uczynić tam, gdzie słowo jego jest najwyższym prawem. Wiem także, że musi się to stać tak, aby krew nasza nie padła na jego głowę. Nie wiem, jak i kiedy uderzy. Lecz wiem, że uderzy z pewnością. Otóż wydaje mi się, że mógłbym uczynić coś, zanim jeszcze odbijemy, co by mogło pokrzyżować jego zamiary. - Umilkł na chwilę. Później uniósł głowę. - Chciałbym zapytać ciebie, Terteusie, który jesteś żeglarzem, czy miałbyś ochotę rzec coś po tym, co wam powiedziałem? Terteus milczał przez chwilę.
- Nie wiem, panie mój, czy to, co powiem, wyda ci się godne wysłuchania, gdyż zapewne sam już o tym nieraz myślałeś, lecz od czasu, gdy po raz pierwszy ujrzałem okręt twój w budowie, rozmyślałem z niepokojem nad tym, jaka będzie jego załoga.
Widwojos skinął głowę.
- Tak, Terteusie, roztropnie to rzekłeś. Rozmyślałem o tym, lecz przyznam ci się, że nie postanowiłem niczego. Załoga jego, jak ustaliłem początkowo, składać się będzie z osiemdziesięciu wioślarzy, dwudziestu żeglarzy i cieśli i trzydziestu ciężkozbrojnych rycerzy oraz dwu nadzorców. Nie licząc nas, a także służby mojej i Perilawosa. Wszelako pomieści on nas wszystkich, a sądząc z tego, co wiem, nie będziemy musieli przecinać otwartego morza tak, aby długo przebywać z dala od lądu. Oznacza to, że nie musimy mieć z sobą zbyt wielkich zasobów żywności. Otrzymamy je we wszystkich miastach nadbrzeżnych pod panowaniem Krety, a później także od króla Troi, który jest naszym sprzymierzeńcem. Co będzie dalej, tego nikt nie wie. Jeśli jednak mamy szukać ujścia rzeki płynącej z północy, nie możemy oddalać się od lądu. Oznacza to, że zdobędziemy pożywienie nawet wówczas, gdy ludy tam zamieszkujące nie będą pragnęły wymienić żywności na towary, które będziemy mieli z sobą. Jak sądzę, nie pytałeś o sprawy żywnościowe, lecz o to, kim będą nadzorcy dowodzący mym okrętem i jego sternicy, gdyż oni to mogą nas wprowadzić do z góry upatrzonej pułapki. Tego jeszcze nie postanowiłem. Zapewne będą to ludzie doświadczeni i wierni. Lecz choć znam wielu doświadczonych, wiernego nie poznałem dotąd ani jednego. A jeżeli jest gdzieś taki człowiek w Knossos lub na obszarze całej Krety, uzna on zapewne, że rozsądniej jest być wiernym królowi.
- Nie nad tym rozmyślałem, panie - Terteus potrząsnął głową - choć zapewne wiele znaczenia będą mieli owi ludzie dowodzący okrętem i czuwający nad jego drogą.