Gdy znaleźli się w domostwie Re-Se-Neta, kupiec oddał na mieszkanie kapłanowi swe najpiękniejsze komnaty i nakazał przygotować kąpiel dla nowo przybyłego. Później zapytał z najgłębszą czcią, czy nie zechciałby on spożyć posiłku pod jego dachem, niegodnym tak wielkiego zaszczytu. Ów zgodził się, lecz nakazał, aby jadło było najskromniejsze, każąc sobie równocześnie opowiedzieć o sprawach tego królestwa. Gdy Re-Se-Net rzekł o wyprawie księcia Widwojosa, kapłan spytał go o owego białowłosego chłopca, o którym kupiec napomknął w swym ostatnim sprawozdaniu. Re-Se-Net odparł, że pewien jest, iż chłopiec ów odpłynął wraz z księciem, gdyż nieustannie towarzyszył jego synowi. Gość drgnął, lecz nie rzekł słowa, podano bowiem posiłek.
Jadł powoli, odłamując palcami kawały suchego jęczmiennego placka i popijając je chłodną źródlaną wodą z prostego kamiennego kubka, bowiem był to dzień postu dla sług Sebeka.
Milczał ze zmarszczoną brwią, jak gdyby rozważał coś, czego nie raczył zdradzić, a gdy skończył, Re-Se-Net sam podał mu srebrną miednicę i ręcznik, a później ruszył z nią ku drzwiom, oddał ją słudze i zawróciwszy, milcząc stanął naprzeciw fotela z rękami opuszczonymi wzdłuż boków, jak nakazywała cześć, którą winien był okazywać nieustannie swemu gościowi.
Przez dłuższą chwilę Het-Ka-Sebek, gdyż on to był, milczał. Oczy miał przymknięte, a na dolnej wardze zawisł maleńki okruch placka, który usunął uniósłszy jedną ze spoczywających na kolanach dłoni. Później opuścił rękę, splótł palce i znieruchomiał.
Stojąc z opuszczoną lekko głową Re-Se-Net nie mógł oderwać oczu od dłoni siedzącego. Na jednej z nich lśnił łagodnie w blasku wpadającego przez otwarte okno wiosennego słońca ów wielki pierścień przedstawiający żuka otoczonego dwoma wężami. Były to święte kobry-ureusze, a pomiędzy nimi, na grzbiecie owada, wyryto otoczone królewską obwódką szenu imię władcy. Re-Se-Net stał, starając się oddychać jak najciszej, czujny i nieruchomy w oczekiwaniu najświętszych słów.
Wreszcie kapłan drgnął i otworzył oczy.
- Usiądź, czcigodny kupcze - rzekł cichym zmęczonym głosem, wskazując mu drugi fotel stojący naprzeciw.
- Nie śmiem, o najczcigodniejszy... - Re-Se-Net nie poruszył się. .
Het-Ka-Sebek uśmiechnął się łagodnie i powtórzy głosem równie cichym, lecz pełnym uprzejmości:
- Jestem twoim gościem i proszę cię o to. Zatroskał mnie słowa, które wyrzekłeś. Pragnąłbym naradzić się z tobą, abyśmy wspólnie znaleźli drogę, mogącą przemienić złe wydarzenie w dobre. Ze sprawozdań twych wynika, że jesteś człowiekiem roztropnym, Re-Se-Necie, znającym dobrze tę krainę i jej władców. - Wyciągnął rękę i podsunął mu fotel.
Kupiec usiadł na brzegu siedzenia, wyprostowany, z pochyloną głową.
- A więc jeśli, jak mówisz, odpłynęli, bogowie podziemni postanowili, że mogę zaczekać na jego duszę nieco dłużej, a być może chciał tego prosty traf, aby chłopiec ów opuścił tę wyspę właśnie w owej chwili, gdy okręt mój przybijał do przystani...
Het-Ka-Sebek zamilkł i potrząsnął głową, jak gdyby zdumiała go obojętność bogów podziemnych wobec niezwykłej wagi zadania, jakie mieli do spełnienia.
- Cokolwiek nastąpi - rzekł kapłan - pragnę cię upewnić o wdzięczności świątyni Sebeka za przesłanie owej wieści do Kancelarii Głównej Pana Naszego... - Uniósł się lekko w fotelu i skłonił ku południowi, Re-Se-Net poszedł za jego przykładem. - Wiedziano tam już o straszliwym świętokradztwie zabójstwa Żywego Wizerunku Boga, jakiego się dopuścił ów białowłosy barbarzyńca, gdyż święte kolegium kapłańskie Domu Boga nad Jeziorem zawiadomiło ich o tym. Przesłano nam niezwłocznie wieść o odnalezieniu jego śladów. A że wieść ta przybyła z dalekiej krainy w chwili, gdy utraciliśmy już wszelką nadzieję, pojąłem, że jest w niej zawarta wola bogów, i wyprawiłem się na Kretę pierwszym okrętem, aby sprawy tej nie powierzać nikomu i czuwać nad nią z bliska. Szczęśliwe zrządzenie losu chciało, że był to twój okręt, Re-Se-Necie. Połączmy więc myśli nasze. Ów świętokradca unika kary w sposób niemal niepojęty dla umysłu ludzkiego. Dość, gdy rzeknę, że uciekając nie zginął podczas wielkiego wiatru ani w ciągu wielu dni, gdy był zamurowany w pewnym grobowcu, ani też na pustyni i na morzu, pośród walk, trudów i niebezpieczeństw ucieczki. Oznaczać to musi, że Sebek zachowuje go w dobrym zdrowiu, gdyż pragnie go ujrzeć żywego nad Wielkim Jeziorem.
Znowu zamilkł. Kupiec Re-Se-Net otworzył usta, lecz zamknął je szybko. Nie mógł przemówić, nim gość nie zada mu pytania.
Het-Ka-Sebek, jak gdyby pojmując jego powściągliwość, pochylił się ku przodowi, położył mu dłoń na ramieniu i uśmiechnął się przyjaźnie.
- Cóż wiesz o owej podróży morskiej królewskiego brata? Jaką radę pragnąłbyś dać sługom świątyni i jak pragniesz dopomóc im, aby ich rada i pomoc powróciły do ciebie w dniu, kiedy będą ci pomocne?
- Najczcigodniejszy, jedyną zapłatą, jakiej pragnę, będzie dla mnie radość serca mego, jeśli nędzny mój umysł i nikczemne siły zdadzą się na coś wielkiej świątyni Sebeka i tobie, który nosisz na palcu twoim Najświętszy Rozkaz. Mów, a uczynię wszystko, co rozkażesz.
- Wiesz już, że pragnę go żywego i zdrowego sprowadzić przed oblicze Boga. Radź mi, jak mam to uczynić?