Выбрать главу

Staro rozglądał się rozpaczliwie wokół.

– Czy nikt z was nie potrafi rozstrzygnąć tej sprawy?

– To bardzo skomplikowane – odparł Faron. – Wszyscy doznawaliśmy wrażenia, że otacza ją śmierć. Ale, jak mówił Dolg, nie wiemy, kogo to wrażenie dotyczy. Najbardziej prawdopodobne jest, że odnosi się oczywiście do Belli. Nie możemy tego jednak stwierdzić z całą pewnością, zwłaszcza siedząc tutaj. Istnieją jakieś szanse, że w grę wchodzi ktoś inny czy coś innego.

Staro bardzo niechętnie zgodził się czekać.

– Tak, musimy zaczekać, bo być może potrafimy pomóc ci w innej sprawie – rzekł Ram. – Jesteś ranny w stopę. Czy pozwolisz naszym znającym się na medycynie przyjaciołom, Marcowi i Dolgowi, obejrzeć ranę?

Teraz Staro wierzył, że Dolg potrafi dokonać wszystkiego na świecie. Z wdzięcznością zgodził się na badanie.

– A reszta – zwrócił się Ram do zebranych – może sobie wyjść na spacer. Zgodnie z tym, co twierdzi Staro, okolica jest spokojna, żadnych drapieżników. Poznajcie więc Ciemność by night, tylko nie odchodźcie za daleko! Zostańcie w dolinie!

Nikt nie miał nic przeciwko zaczerpnięciu świeżego nocnego powietrza. Indra z radością stwierdziła, że Ram również wychodzi.

Faron, nieprzystępny wódz, udał się na swoją wieżyczkę.

11

– No to obejrzyjmy tę twoją stopę – powiedział Marco do Staro. Byli teraz w pojeździe tylko oni trzej. – Och, chyba będziemy musieli przejść do J2, gdzie mieści się nasza mała izba chorych.

Wyszli na zewnątrz. Zauważyli, że reszta członków ekspedycji rozproszyła się po różanej dolinie. Między Indrą i Sassa wywiązała się ostra dyskusja. Indra próbowała nakłonić Joriego, by się przez jakiś czas opiekował dziewczynką, bo ona sama „ma coś ważnego do załatwienia”, jak to określiła. Z głębokim westchnieniem człowieka składającego ofiarę Jori zgodził się. Sassa natychmiast wsunęła rękę w jego dłoń i pociągnęła go w stronę róż, żeby zebrać więcej kwiatów.

– Mowy nie ma! – zawołał Chor. – Brakuje miejsca na bukiety, wiadro jest już po prostu zapchane.

Marco, Dolg i Staro weszli do J2, gdzie Marco prowadził gościa pośród zdumiewających narzędzi i urządzeń. Staro nie miał pojęcia, do czego to wszystko służy, bo technika nie należała do jego świata.

Dolg zapalił światło w małym pomieszczeniu, którego używano jako izby chorych i pokoju do badań. Był on połączony z laboratorium. Po bardzo złych doświadczeniach z najlepszym laborantem w Królestwie Światła podczas poprzedniej ekspedycji uznano, że tym razem obejdzie się bez kogoś takiego. Członkowie wyprawy sami potrafili sobie radzić w różnych sytuacjach, poza tym chcieli na tę niebezpieczną wędrówkę zabierać jak najmniej ludzi. A i to tylko tych, na których można było w stu procentach polegać i którzy wiedzieli, na co się ważą.

– Połóż się na kozetce – poprosił Marco.

Okazało się, że Staro jest tak pokrzywiony, że nie może leżeć na plecach. Ułożono go więc na boku.

– Czy wiesz, czemu twoje ciało tak wygląda? – zapytał Marco.

– Nie wiem – westchnął Staro. – Urodziłem się jako potworek, a w miarę jak dorastałem, kręgosłup coraz bardziej się krzywił.

– Znam tę chorobę – oznajmił Marco. – Proszę cię, byś w żadnym razie nie nazywał sam siebie potworem! Nie jesteś żadnym potworem. Po prostu wyglądasz inaczej niż inni.

O mało nie dodał „i bądź z tego dumny”, ale w przypadku Staro brzmiałoby to jak szyderstwo.

Dolg ostrożnie zdjął skóry, w które była owinięta chora stopa. Ukazała się szkaradna rana, głęboka aż do kości.

– Jak to się stało? – zainteresował się Marco. Dotyk jego delikatnych rąk Staro odczuwał niczym balsam na obolałej nodze.

– Nie wiem. Coś mnie ukłuło w stopę, a potem rana zaczęła się paprać,

– Przecież węży nie ma tutaj w centrum Ziemi? – rzekł Dolg z niedowierzaniem.

– O ile wiem, to nie – zgodził się z nim Marco.

– Węże? A co to takiego? – zdziwił się Staro.

– Nic, nie ma czegoś takiego – odparł Marco. – Dolg, zajmiesz się tą raną?

– Owszem, jest już za późno na normalny zabieg, strasznie to zapuszczone.

Staro leżał i wsłuchiwał się w ich fantastyczne głosy, które brzmiały niczym najcudowniejsza muzyka. Jego małe, brzydkie oczka śledziły ruchy dwóch pięknych mężczyzn, nigdy w całym życiu nie był taki spokojny i taki wzruszony. Miał wrażenie, że znalazł się w baśniowym królestwie dobra i ładu.

Stwierdził, że Dolg podszedł do jakiegoś stołu i odwrócił się plecami. Kiedy znowu stanął przy chorym, trzymał w dłoniach dziwny przedmiot. Staro został oślepiony. W całym pomieszczeniu rozprzestrzeniło się cudowne, błękitne światło. Wypływało z kuli, którą Dolg miał w rękach.

Kiedy kula została przysunięta do stopy, rybak najpierw się okropnie przestraszył, nie chciał jednak burzyć atmosfery zaufania, jaka się między nimi wytworzyła, zmuszał się więc z całych sił, by leżeć spokojnie.

Z chorą stopą działo się coś dziwnego. Nieznośny ból ustąpił, na jego miejsce pojawiło się uczucie błogości.

Po chwili Dolg odsunął promieniejącą kulę, Staro uznał, że to jakiś kamień. Kula została odłożona na miejsce, a Dolg wrócił do chorego.

– No? Jak się czujesz?

– Dobrze. Ja…

– Popatrz na nogę!

Staro nigdy jej nie oglądał. Uważał, że rana jest zbyt straszna. Teraz też musiał się przemóc.

Okaleczenie zniknęło! Skóra była gładka i delikatna, znacznie delikatniejsza niż na drugiej nodze.

Staro otworzył usta. Spoglądał to na stopę, to na swoich dobroczyńców. Widzieli, że gardło biedaka porusza się, jakby chciał krzyczeć, więc Marco rzekł pośpiesznie:

– Pewnie myślisz, że jesteśmy czarownikami? To niedokładnie tak jest, ale dlaczego sądzisz, że czarownicy zawsze muszą służyć złu?

Staro odetchnął z jękiem. Gładził swoją stopę, jakby to był jakiś skarb.

– A jesteście? To znaczy, czy jesteście czarownikami?

– W Królestwie Światła, gdzie mogą mieszkać tylko dobrzy ludzie, jesteśmy obaj, Dolg i ja, bardzo szanowani. Różnimy się między sobą. To, co właśnie widziałeś, to niebieski szafir, jeden ze świętych kamieni Królestwa. Tylko Dolg może ich dotykać. Są niewiarygodnie potężne, a on jest ich przyjacielem i obrońcą. Dolg odnalazł również zaginione w zewnętrznym świecie Święte Słońce. Jest on synem pewnego czarnoksiężnika, który działa wyłącznie w służbie dobra.

Staro bez słowa kiwał i kiwał głową wciąż przestraszony.

– A ty sam? Ty nie jesteś taki potężny jak on?

Wtedy roześmiał się Dolg.

– Marco? On jest księciem Czarnych Sal i być może najważniejszą personą w całym Królestwie Światła. W porównaniu z nim ja jestem ledwie czeladnikiem, nigdy też nie zajdę tak wysoko jak on.

Staro nie mógł w to uwierzyć. Dolg nie ma sobie równych! Skierował spojrzenie na Marca.

– Jak wysoko?

Dolg odparł:

– Pokaż mu, Marco! Zasłużył sobie na to. Dotychczas jego życie było jedynie walką i cierpieniem.

Tamten zgodził się z uśmiechem.

– Ile bólu zdołasz wytrzymać, Staro?

– Ból jest moim towarzyszem, znam go na wylot. Wiem o nim wszystko.

– To dobrze. Bo to, co zamierzam zrobić, będzie niełatwe. Ale uwierz mi, nie będziesz żałował.

Rybak wciąż przyglądał mu się; badawczo.

– Nie potrwa to długo – uspokajał go Marco. – Chociaż, niestety, nie wszystko da się osiągnąć jednym ruchem ręki. Chyba będziesz musiał przechodzić przez to wiele razy w ciągu najbliższych dni.