Выбрать главу

Indra i Ram siedzieli w milczeniu. Jego wargi dotknęły jej włosów, przytuliła się do niego mocniej. Wsłuchiwali się w ogromną ciszę panującą w Ciemności, którą od czasu do czasu zakłócały dalekie głosy ich towarzyszy. Rozróżniali radosne wołanie Joriego, spokojny, niemal flegmatyczny głos Oka Nocy i pełne przejęcia zachwyty Sol. Nigdzie jednak nie było słychać charakterystycznego, trochę jakby mlaskającego pokrzykiwania Tsi-Tsunggi. Co się stało z tym gadułą?

Głosy nie docierały właściwie do ich świadomości, stanowiły jedynie tło, niczym dyskretna muzyka. Ram oplótł Indrę ramionami, po chwili dwoma palcami uniósł jej brodę tak, by móc patrzeć jej w oczy. Z niejaką trudnością, rzecz jasna, w tych ciemnościach.

Lemurowie, to znaczy Lemuryjczycy, są dobrymi kochankami, tak mówiła Lenore. Indra słyszała to kilkakrotnie z różnych innych ust, przy innych okazjach.

Była pewna, że to prawda. Ta jakaś dziwna siła przyciągania, którą dysponował Ram, ujawniła się teraz w pełni, była niczym magnes, Indra nie potrafiła się jej oprzeć. Poddawała się posłusznie, pogrążała do tego stopnia, że miała problemy z oddychaniem. Całe ciało było napięte do granic możliwości, dziewczyna dygotała, pragnęła tylko jednego.

On z pewnością zdawał sobie z tego sprawę, ponieważ ujął jej dłonie i położył je sobie na ramionach. Indra nie musiała go do siebie przyciągać. Zrobił to sam. Kiedy poczuła jego wargi na swoich, kiedy stwierdziła, że dłonią pieści delikatnie jej kark u nasady włosów, a potem przesuwa rękę wokół ucha i w górę, do skroni, skuliła się z rozkoszy, wiedziała, że to prawda: każdy Lemuryjczyk zna sztukę rozpalania kobiety. Wrażenie było tak silne, że płacz dławił ją w gardle.

Mimo wszystko nie dotarła jeszcze do granic wytrzymałości. Delikatne dotknięcie koniuszków palców wyrażało więcej miłości, szacunku i pożądania niż wszystkie rutynowe uwodzicielskie działania mężczyzn z rodu ludzkiego. Indrze kręciło się w głowie, serce tłukło się jak szalone, ale fizyczne pożądanie nie było uczuciem dominującym. Przepełniała ją natomiast ogromna tęsknota, by stanowić jedno z jego duszą. To, co Ram z nią robił, było prawdziwym duchowym uwodzeniem. Indra poddawała się temu z uległością.

– O Boże, to przecież sama zmysłowość, myślała. To najbardziej wysublimowane uczucie, jakiego kiedykolwiek doznałam. Dwie dusze stapiające się w jedno. Teraz wiem, co Lenore miała na myśli, mówiąc, że mężczyźni z zewnętrznego świata są kiepskimi kochankami. Oni nie znają tej strony erotyki. A jest przecież ważniejsza niż wszystkie fizyczne doznania.

Ale, oczywiście, fizycznych doznań pragnę także.

Zdawała sobie sprawę, że to, co się dzieje teraz, to bardzo ważna gra wstępna. Chodzi o to, by obie strony poczuły się całkiem bezpieczne, by on i ona mieli pewność, że oboje pragną tego samego. Właśnie ta duchowa więź, będąca aktem miłosnym dusz, przygotowywała ciało do przeżycia wszystkiego. Indra czuła się gotowa. I wiedziała, że tego brak w życiu ludzi.

Wargi Rama przesuwały się leciutko po jej szyi. Trzymał teraz głowę Indry w swoich dłoniach, choć dotykał jej tylko opuszkami palców, ona zaś położyła ręce na plecach ukochanego i przesuwając dłonie z góry na dół, doprowadzała go do drżenia. Oddychał ciężko.

Całował jej kark tuż za uchem, był niczym samiec zwierzęcia, który próbuje zdobyć samicę, ale trwało to tylko przez krótką chwilę, po czym przesunął się znowu wyżej, oparł twarz o policzek Indry ku jej zaskoczeniu, bo przecież zwyczajny mężczyzna przesuwałby się raczej w dół. Jego manewr zadziałał dużo bardziej podniecająco, wzbudził w niej oczekiwanie, na którego spełnienie musiała jednak poczekać.

Dziewczynę zdumiewało także co innego. Nie była specjalnie seksualnie podniecona, jeszcze nie. To stadium miało dopiero nadejść. I wiedziała, że to Ram kieruje jej doznaniami. On pragnął, by to przeżyła najpierw. Owo poczucie mentalnej wspólnoty, która dawała silniejsze doznania niż zwyczajny akt miłosny. I ani na sekundę nie utracił nic ze swego wrodzonego autorytetu, swej godności, jako najwyższy szef Strażników, budziło to w niej ogromny… szacunek i odrobinę lęku. Fakt, że ten mężczyzna stoi tak wysoko, był najbardziej podniecający. Ram zachował wszystkie swoje niezwykłe cechy, chociaż okazywał jej tyle miłości.

Pocałował ją znowu i teraz z całą świadomością rozpalał jej ciało. Wiedział bardzo dokładnie, co powinien robić, i robił właśnie to, czego ona najbardziej pragnęła. Indra z cichutkim jękiem coraz mocniej przytulała się do ukochanego.

I właśnie wtedy syrena wezwała ich z powrotem do J1.

Żadne nie pomyślało: „Niech to diabli!”. Ram bowiem powolutku gasił w niej ogień, dotykając policzkiem jej policzka i wypowiadając pierwsze podczas tego spotkania słowa:

– Spotkamy się znowu, moja najdroższa, a wtedy poprowadzę cię dalej. Kocham cię tak bardzo, że nie mogę już czekać.

– Ja to samo czuję do ciebie, wiesz o tym. Ram, to cudowne! Nieziemskie. To najpiękniejsze doznanie w całym moim życiu.

Miała Izy w oczach. Nie widział tego, ale poznawał po jej głosie.

Pomógł jej wstać, po czym ruszyli w drogę powrotną.

– Ram, jak myślisz, co Faron by na to powiedział?

Ram długo milczał, zanim odrzekł:

– Ja nie znam Farona. Spotykam go po raz pierwszy, on nigdy nie opuszczał tej części Królestwa, która przeznaczona jest dla Obcych. To ktoś bardzo wysoko postawiony i nie wiem, co myśli na temat przesądów Talornina w sprawie związków między ludźmi i Lemuryjczykami

– Ale Talornin tak uparcie protestował przeciwko naszemu związkowi ze względu na plany, jakie miał wobec Lenore, prawda?

– Owszem, tak było, ale wciąż nie wiemy, co Obcy generalnie o takich związkach sądzą. Talornin, z ich punktu widzenia, też był Obcym niższej rangi, podobnie jak Strażnik Góry czy Strażnik Słońca. Z Faronem jest inaczej. On należy do najwyższych kręgów, sam nie wiem, jak wysoka jest jego pozycja.

– Dlaczego w takim razie wybrał się z nami?

– Pojęcia nie mam.

– Chyba nie po to, by mieć baczenie na ciebie i na mnie?

Wtedy Ram roześmiał się.

– Nie, no wiesz, coś tak mało znaczącego w ogóle nie może obchodzić kogoś na jego stanowisku!

Indra uśmiechnęła się sama do siebie.

Dotarli właśnie do J1, wkroczyli w krąg światła i ciepła, przyłączyli się do powszechnych zachwytów nad tym, co się stało z nogami Staro.

– Czy wszyscy już są? – zapytał Marco.

– Nie – odparł Jori, który liczył obecnych. – Nie ma Tsi. I… tak, brakuje też Siski.

Doznania Siski nie były takie wzniosłe jak przeżycia Indry.

Tsi i ona odnaleźli się natychmiast, gdy tylko wyszli z pojazdu. Ujęli się za ręce i pobiegli jak najdalej od reszty towarzyszy. Nie było w nich cienia wahania. Na taką szansę czekali od dawna.

– Szybko, mamy niewiele czasu – wyjąkał Tsi, kiedy znaleźli jakąś rozpadlinę, w której mogli się ukryć. Na szczęście poszli w odwrotnym kierunku niż Ram i Indra.

– Powiedz mi, co chciałbyś, żebym zrobiła? – wyszeptała Siska zdyszana.

– Nie wiem. Czy mogę cię dotknąć?

– Troszeczkę.

Uniosła w górę swoją lekką sukienkę. Tsi zerwał ją z dziewczyny tak gwałtownie, że mało nie oberwał jej uszu. Siska sama zdjęła maleńkie majteczki. Ciemność otulała ich ze wszystkich stron, oszałamiający zapach róż podniecał, Tsi ściągnął z siebie koszulę i spodnie.

Siska kuliła się. W Ciemności nie było tak ciepło jak w Królestwie Światła.

– Nie wolno ci… – zaczęła Siska.

– Wiem. Toteż nic takiego nie zrobię, bądź pewna, księżniczko. Musisz mi tylko pozwolić się dotknąć…

Kiedy jego dłonie przesuwały się po jej nagim ciele, tak jak to czyniły mniej więcej dobę temu, Siska miała wrażenie, że Tsi dobrze ją zna. Sama po omacku dotykała jego skóry, aż znalazła to, o czym tyle myślała i do czego nieustannie tęskniła. Stwierdziła, że ta część Tsi nabrzmiewa w jej dłoniach, wiedziała, że kieruje nią nagi instynkt, ale nie pragnęła niczego innego. Jej ciało również stawało się gorące, pulsowało, czuła, że na dole robi się wilgotna, gorączkowo chwyciła rękę Tsi, żeby mu pokazać, czego oczekuje. Nie bardzo zdając sobie z tego sprawę, oboje opadli na kolana pośród róż, które tutaj rosły gęsto, potem Tsi ułożył Siskę na ziemi, a ona nie znajdowała w sobie sił, by mu się oprzeć. Kręciło jej się w głowie, ciało miała ciężkie, stęsknione. Chodź bliżej, Tsi, wejdź we mnie, nie jestem w stanie dłużej czekać, pośpiesz się!