Staro uroczyście skinął głową. Jest dla nich ważny!
– No i jak idzie, Madragowie? – zapytał Ram przez mikrofon, który nosił na piersi. – Da się podlecieć jeszcze kawałek?
Da się, odparli. Wkrótce jednak trzeba będzie zejść na ziemię i naładować silniki, ten lot był dla nich wielkim obciążeniem.
– Gdzie jest Siska? – zastanawiała się Indra. – Od dłuższego czasu jej nie widzę.
– Obie z Shirą poszły do kuchni – odparł Oko Nocy. – Spotkałem je przed chwilą.
– Co one, u licha, tam robią? – zapytała Indra. – Siska przez cały wieczór jest jakaś milcząca, chyba nie zachorowała?
– E, chyba nie – rzekł Oko Nocy krótko. – Kiedy ją widziałem, miała zaróżowione policzki, wyglądała na ożywioną.
– Pójdę i zobaczę, co tam robią – zdecydowała Indra.
– Idę z tobą – przyłączył się Kiro. – Mimo wszystko to mój oddział.
Siska i Shira przygotowywały sobie w kuchni pyszną przekąskę.
– Szczerze mówiąc, bardzo lubię gotować – zwierzała się Siska ukochanej przez Ludzi Lodu Shirze. – Lubię też, żeby ktoś próbował moich potraw. Tylko że widzisz, mówi się, że jedzenie jest też sprawą społeczną. Nie wiem, ale coś musi w tym być. Czasami nie zapraszam ludzi tylko dlatego, że musiałabym z nimi rozmawiać, a nie zawsze jestem w stanie. Chciałabym bardzo, żeby można było zaprosić przyjaciół na to, co się ma najlepszego, i czerpać przyjemność z bycia z nimi, i z dobrego jedzenia, niekoniecznie rozmawiając. Po prostu jeść i milczeć!
– No to tak zróbmy – uśmiechnęła się Shira, mieszając wspaniałą owocową sałatkę. Powoli dolewała do niej pomarańczowego likieru. – Usiądziemy i będziemy jadły w milczeniu. Miałaś świetny pomysł, Sisko, ja też zgłodniałam!
Jej przyjaciółka stała wyprostowana, przygotowując zakąskę z krabów. Za nic by nie wyjawiła, dlaczego musi stać. Otóż siedzenie było dla niej prawdziwą udręką i, szczerze mówiąc, nie mogła też chodzić, tak ją wszystko bolało po incydencie z Tsi.
Weszła Indra, a za nią Kiro, pytając, co obie dziewczyny robią w kuchni. Shira powtórzyła prośbę Siski, by milczeć przy stole, wyjaśniła powody, a oni przyjęli je do wiadomości.
– Jedzenie wygląda po prostu pysznie, czy możemy dotrzymać wam towarzystwa? – zapytała Indra.
– Nagle poczułem się głodny, ja także – oznajmił Kiro.
Pozwoliły im usiąść pod warunkiem wszakże, że będą milczeć.
Kiro wyjął butelkę chłodnego wina, smakowało wybornie do krabów.
Nie minęło wiele czasu, a w drzwiach ukazał się Ram, zza jego pleców zaś wyłoniła się Sol.
– Co się tutaj dzieje?
– Nocny posiłek – wyjaśniła Siska, im także nakazując milczenie. W kuchni zaczynało się robić ciasno.
– Dlaczego ty nie siadasz, Sisko? – zapytał Kiro.
– Nie chce mi się, siedziałam przez cały dzień – odparła, opierając się o kuchenną ladę. Jej twarz wykrzywił bolesny grymas, gdy dotknęła czułym miejscem krawędzi lady, pospiesznie się wyprostowała. – Można rozmawiać o jedzeniu. Wszelkie inne tematy są zabronione!
Pojawił się również samuraj Yorimoto ze znakomitym przepisem na sos do sałatek. Dodał jakichś egzotycznych przypraw, które wszystkim przypadły do smaku.
Na koniec w drzwiach ukazał się Faron.
– Gdzie się właściwie wszyscy podziewają?
– Jest tak, jak w bajce o małym braciszku, średnim braciszku i dużym bracie – odparła Indra. – Jeden po drugim stukają do drzwi księżniczki, przynosząc przysmaki. Węże, żaby i inne delikatesy. Patrzcie, a oto i Tsi! Masz jakieś smakołyki dla księżniczki?
Na twarzach Siski i Tsi pojawiły się rumieńce, chociaż Indra z pewnością nie miała żadnych ubocznych myśli, ona opowiadała tylko swoją bajkę.
Faron powiedział:
– Tak dalej nie można. Wygląda na to, że wszyscy są mniej lub bardziej głodni. Kiro, zbierz swoją załogę i nakryjcie do kolacji dla wszystkich, ale na dole, w dużej sali. Tutaj trzeba stać, żeby coś zjeść. Ram, zawołaj również Madragów!
Okazało się, że Madragowie dostrzegli w oddali otwartą równinę, bez róż, tam więc pojazdy mogły wylądować. Załoga J2 przeszła na pokład J1 i rozpoczęło się małe przyjęcie. Tylko Siska i Shira otrzymały pozwolenie pozostania w kuchni i kontynuowania swego milczącego posiłku. To był przywilej, obie poprosiły tylko, by Yorimoto mógł im towarzyszyć. Chciały go wypytać o egzotyczne przyprawy. Samuraj zachował kamienną twarz, ale ich prośba sprawiła mu radość, której nie był w stanie ukryć.
Wielu członków załogi rzucało im z pewnością tęskne spojrzenia, wychodząc z kuchni. Siedzieć w małej grupie i rozkoszować się pysznym jedzeniem… Ale gdyby wszyscy zostali, trudno by mówić o małej grupie.
Faron zdecydował, że skoro miejsce jest dobre na przerwę, to można też tutaj przenocować. Po jedzeniu wysłał wszystkich do łóżek. Czas snu obowiązujący w Królestwie Światła zaczynał się właśnie zbliżać.
– Chwileczkę, chwileczkę – wołał zawsze przytomny Jori. – Jeśli nie będziemy uważać, to możemy również spać tak długo, jak to czynimy w Królestwie Światła. To znaczy dwanaście razy dłużej niż tutaj.
– Masz rację, Jori – uśmiechnął się Faron. – Ale pamiętaliśmy o tym i nie popełnimy błędu. Macie się wyspać, chociaż nie będzie to sen tak długi, jak w Królestwie Światła. Nie jesteście przecież Śpiącymi Królewnami!
– Aha, więc ty znasz takie ziemskie bajki, Faron? – zdumiała się Indra. – No, no, nieźle!
Zwrócił ku niej swoje przenikliwe oczy.
– Ja wiem prawie wszystko o zewnętrznym świecie, Indra.
Znowu poczuła to samo: napięcie między nimi może się wkrótce przerodzić w cichą wojnę. A to nie wróży nic dobrego ani jej, ani Ramowi. Powinna być na tyle mądra, by milczeć, kiedy trzeba! Ale tego chyba nigdy się nie nauczy.
– Jak daleko już dotarliśmy, Staro? – zapytał Ram, gdy wszyscy skończyli posiłek. W tym pomieszczeniu pozwalano na rozmowy.
Cisza panowała jedynie w kuchni. Siska, Shira i Yorimoto rozkoszowali się spokojem. Shira i Yorimoto pochodzili ze wschodu i już dawno się zaprzyjaźnili, a przodkowie Siski byli strzelcami ze wschodnich stepów. Brakowało jedynie Mara, ale on naradzał się właśnie z Markiem.
W dolnej sali Staro podszedł do okna. Chor włączył silny reflektor, by rozjaśnić mu widok.
Inni otoczyli rybaka kołem. Widzieli przed sobą dość duży, stosunkowo płaski teren. Szczerze powiedziawszy była to górska dolina, pokryta tylko tu i ówdzie rzadkim mchem.
Staro mrużył oczy w silnym świetle.
– Owszem, widziałem te bladoróżowe kwiaty jeszcze daleko przede mną. Przypominam też sobie tę nagą okolicę. Teraz jesteśmy w pobliżu miejsca, w którym rosną różowe czy też jasnoczerwone kwiaty, tam musiałem zawrócić.
– Świetnie – rzekł Faron. – Powiedz mi, Staro… dlaczego, twoim zdaniem, Bella poszła właśnie tą drogą? Czego tutaj szukała?
W głosie Staro brzmiała gorycz.
– Chciała zobaczyć, czy to prawda, że tutaj rosną herbaciane róże. Wciąż o tym mówiła. Ale miejsce było odległe, poza tym to przecież tylko baśń. Zresztą herbaciane to przecież niewłaściwe określenie.
– Rozumiem – powiedziała Indra, która uważała się za eksperta od kolorów. – Po prostu bardziej czerwone niż te, intensywnie różowe, z lekkim odcieniem fioletu. Podczas gdy róże herbaciane mają w sobie więcej żółci.
Staro kiwał głową.
– Tak, właśnie tak. Ale nie sądzę, że Bella zaszła tak daleko – westchnął ze smutkiem. – Mała dziewczynka na pustkowiach. Bez jedzenia…
– Chyba masz rację, dzieli nas od twojego domu wiele dni marszu – rzekł Ram. – My poruszamy się przecież bardzo szybko.