Выбрать главу

– Czy mogę zerwać jeden taki bladoróżowy kwiat? – zapytała Sassa. – Jeśli później dotrzemy do miejsca, gdzie kwiaty są intensywnie różowe, to będę miała po jednym z każdego koloru. Zasuszę je i zabiorę do domu.

– Proszę bardzo – zgodził się Faron. – Idź z nią, Jori!

Dwoje młodych wyskoczyło na zewnątrz. Zebrani w pojeździe widzieli, jak biegną wśród skał, gdzie tu i ówdzie rosły kępki róż. Wkrótce wrócili, każde ze swoim kwiatem, nic im się nie stało.

– Och, jakie piękne! – zawołała Indra.

– Tak jest – przytaknął Jori. – Tylko że te mają kolce. Małe i miękkie, ale jednak kolce.

W tym momencie wszyscy zamarli niczym słupy soli. Nieludzki krzyk dotarł do nich od strony Gór Czarnych. Przeciągły, żałosny, a zarazem wściekły, złowieszczy i przerażająco bliski.

Nadchodził od lewej strony.

– Jechaliśmy wzdłuż południowej krawędzi gór – powiedział Faron. – Być może poruszaliśmy się w swego rodzaju niszy. Te góry, które widzimy przed sobą na południu, to jedynie forpoczty. Teraz Góry Czarne znajdują się na północ od nas.

– Czy moglibyśmy skręcić o dziewięćdziesiąt stopni ku północy? – zapytał Ram.

– To niemożliwe – odparł Tich. – Od tamtej strony znajdują się góry, przez które się nie przedostaniemy. Musimy jechać dalej tą bezkresną Doliną Róż. To jedyna droga.

Nagle owa jedyna droga wydała się wędrowcom bardzo groźna.

14

Następnego ranka wszyscy wstali weseli i w dobrych humorach, gotowi przeżywać nowe przygody.

Wszyscy z wyjątkiem jednego.

– Co się dzieje z Tsi? – spytał Armas Indrę. – Sprawia wrażenie zobojętniałego na cały świat.

– Dla mnie jest raczej smutny – odparła Indra równie cicho. – Przed chwilą go spotkałam, gotowa jestem przysiąc, że miał łzy w oczach.

– To zupełnie niepodobne do tego radosnego szaleńca.

– Czy mam z nim porozmawiać?

– Próbowałem przed chwilą. Skulił się tylko w kącie łóżka i nie odpowiadał na pytania.

– Niepojęte – rzekła Indra.

Tsi miał się rzeczywiście nie najlepiej. Jego wrażliwa dusza leśnej istoty pogrążona była w rozpaczy. Siedział na swoim łóżku z rozmarzonym wzrokiem i nie słyszał hałasu, jaki jego towarzysze wokół wzniecali.

Członkowie ekspedycji zjedli śniadanie, on jednak nie tknął niczego. Po prostu nie miał apetytu.

Nigdy już nie będzie się mógł do niej zbliżyć? Nigdy nie wolno mu będzie jej dotknąć, nigdy nie może jej powierzyć swoich tajemnic?

Nie wolno tak tego zakończyć, księżniczko! W moim sercu powstała ogromna rana, jestem chory z tęsknoty. Oczywiście, to cudowne, móc zaspokoić swoje najgorętsze pragnienia, było mi z tobą bardzo dobrze, ale to nie wystarczy. Cierpię, księżniczko, wiem, że ty pochodzisz z królewskiego rodu, że należysz do ludzi, a ja jestem tylko nic nie znaczącym elfem ziemi czy diabli wiedzą czym. Jestem niczym, to, co nas łączyło, było takie cudowne. Byliśmy tak blisko siebie nawzajem, ty i ja, moja mała Sisko, tak, tak, bo tak cię nazywam w chwilach samotności, chociaż jesteś księżniczką i w ogóle, a teraz ja mogę być tylko twoim przyjacielem, jednym z wielu tutaj. Właściwie nie mam nawet prawa więcej z tobą rozmawiać, a dawniej opiekowaliśmy się razem łanią i cielątkiem i uważałem, że życie jest piękne. To było całe moje życie, Sisko! Ale teraz wszystko minęło, wszystko się rozpadło, już nie mogę szukać u ciebie wsparcia, nawet nie wolno mi z tobą rozmawiać w zaufaniu jak dawniej, teraz czuję, że rozlecę się na kawałki, księżniczko!

Tego rodzaju myśli krążyły mu po głowie bez ustanku, nie potrafił wyrwać się z ich kręgu.

J1 wystartował i unosił się bez problemów w powietrzu, bo Madragowie przez całe rano dokonywali przeglądu silników i naładowali je nową energią, Tsi na nic nie zwracał uwagi. Trwał w swoim własnym świecie, bardziej samotny niż kiedykolwiek.

Nie poprawiało mu nastroju to, że Siska siedzi z Indrą niedaleko niego zajęta czymś, czego nie mógł widzieć, bo dziewczęta były odwrócone od niego plecami. Widział fantastyczne, lśniące, czarne włosy Siski, sięgające aż do ławki, na której siedziała, i wspominał, jak to było, kiedy je gładził, pieścił palcami i jakie to w nim wywoływało uczucia. I oto teraz nie będzie mógł już nigdy pogładzić tej jedwabistej miękkości, która wywoływała drżenie w całym jego ciele.

Indra odwróciła się i popatrzyła na niego. Tsi zmusił się do uśmiechu.

– No i jak się czujesz, Tsi? – spytała. – Czy nie zechciałbyś pomóc Kiro, który naprawia krzesło?

– Krzesło jest już naprawione – odpowiedział z uśmiechem, który był jedynie grymasem. – A ja czuję się znakomicie. Odpoczywam sobie.

– To dobrze, będzie ci to chyba potrzebne. Na razie panuje cisza przed burzą.

Siska wciąż siedziała odwrócona od niego plecami. Indra wróciła do przerwanej rozmowy z przyjaciółką.

– W końcu przypomniałam sobie cały wiersz pod tytułem „Czarne róże” – oznajmiła z zapałem. – To tylko trzy zwrotki, najdłużej nie mogłam sobie przypomnieć pierwszej.

– To powiedz mi teraz cały wiersz!

– Bardzo chętnie, miałam nadzieję, że o to poprosisz.

„Powiedz, dlaczegoś taki smutny dziś,

Ty, co dzień każdy uśmiechem rozjaśniasz?

Nie, nie odczuwam więcej smutku, niż

Kiedy dla ciebie miewam jasną twarz.

Lecz smutkiem tchną czarne jak noc róże.

W sercu mym drzewko wyrosło różane,

I już na zawsze zburzyło mi spokój.

Łodyżki gęsto cierniem obsypane,

Wciąż wywołują udrękę i ból.

Lecz smutkiem tchną czarne jak noc róże.

I pośród róż bywają klejnoty,

Blade jak śmierć lub krwiście czerwone.

Wciąż rosną. I choć nie myślę o tym,

Drzewko w mym sercu umacnia korzenie.

Lecz smutkiem tchną czarne jak noc róże”.

Tsi-Tsungga skulił się na posłaniu z cichym jękiem. Czuł w sercu fizyczny ból, płakał cicho z twarzą ukrytą w poduszce.

Staro od dawna nie spał, teraz zaś stał jak na straży. Nie odchodził od okna i komentował wszystko, co spotykali po drodze, każdy krzew, każdą skalną formację. „Tutaj byłem. I tutaj też”.

– Zaszedłeś naprawdę daleko – Kiro nie ukrywał podziwu.

– Człowiek zrobi wszystko dla jedynego dziecka – odparł Staro po prostu.

Po kilku godzinach J2 zatrzymał się gwałtownie. J1 natychmiast poszedł w jego ślady i oba unoszące się w powietrzu Juggernauty zawisły bez ruchu. Minęły właśnie granicę terytorium, na którym rosły jasnoczerwone róże i na którym Staro musiał przerwać swoje poszukiwania.

Kiro wezwał wieżę.

– Co się stało, Ram?

– Tich coś dostrzegł. Staramy się zbadać, co to takiego. Indra, czy możemy wylądować pośród róż?

– Naturalnie – odrzekła. – Zrobiliście już i tak wiele, dziękuję wam za to!

Oba pojazdy drgnęły i zaczęły opadać na ziemię.

– Czy mogę tutaj też zerwać jedną różę? – zapytała Sassa nieśmiało.

Kiro wahał się.

– Nie mamy teraz czasu. Poproś tych, którzy i tak wychodzą na zewnątrz, by ci jedną przynieśli!

Sassa zgodziła się trochę rozczarowana.

– Zerwijcie najpiękniejszą – poprosiła, kiedy Ram i Madragowie szykowali się do wyjścia na dwór.

– Och, Sassa, chodź z nami – rzekł Ram serdecznie. – Zaopiekuję się tobą i zadbam, żeby ci się nic nie stało.

Tylko oni wyszli na zewnątrz. Dołączyli do Ticha i jego załogi.

Reszta obserwowała wydarzenia przez okno. Widzieli, że Tich gestem wzywa Staro, który z wahaniem postępował za nim. Miał bardzo złe doświadczenia z tego miejsca.