Rozstali się niechętnie.
Noc miała się ku końcowi, gdy Tich wezwał do siebie całą grupę.
– Poszukiwacz termiczny nadaje sygnały. Wszyscy nastawili uszu. Nawet Staro się obudził, słysząc głęboki gulgot Madraga w megafonie.
A po chwili rozległ się łagodny głos Dolga, który przecież także mieszkał w J2:
– Sygnały nadchodzą z gór na południu, czyli z prawej strony. Nie, pomyliłem się, nie można mówić o górach. Sygnały pochodzą z najbliższych wzgórz.
– Wyłączcie silniki – polecił Ram. – Chor? Znalazłeś coś?
– Przeczesuję okolicę – odparł drugi Madrag. Po chwili znowu rozległ się jego głos: – Owszem, widzę to w aparacie. To ktoś żywy.
– Jeden czy więcej?
– Trudno powiedzieć. Albo czworonogie zwierzę, albo dwóch ludzi czy też dwie przypominające ludzi istoty, nigdy nie wiadomo przecież, co może się znajdować w pobliżu Gór Czarnych – wyjaśnił Chor burkliwie.
– Tich? A co ty znalazłeś?
Tich odpowiedział z J2:
– To samo co Chor. Mam w obiektywie cztery nogi, ale reszta zlewa się w jedno.
Widzieli, że Staro kuli się rozczarowany, domyślali się, jaki musi być spięty.
Ram mruknął:
– Ktoś może jej towarzyszyć, Staro.
– Madragowie mają rację – wtrącił Faron. – W Górach Czarnych żyje mnóstwo różnych stworzeń.
Znowu Chor:
– Sassa! Te róże tutaj są ciemnoczerwone. Powiedziałbym nawet, że są krwistoczerwone.
– Co? – krzyknęła Indra. – Jest jeszcze więcej odcieni?
– Nic o tym nie wiedziałem – powiedział Staro głucho.
– Tich! – zawołał Ram. – Poproś Joriego, żeby wysłał sondę z kamerą!
Usłyszeli jakieś zgrzytliwe dźwięki od strony J2, potem coś z szumem przeleciało koło ich okien, kierując się ku południowi.
Wszyscy czekali w milczeniu. Nikt nie wiedział, co może się kryć wśród tych oddalonych wzniesień, ale tak blisko Gór Czarnych nie należało oczekiwać niczego dobrego.
– Kamera szuka – poinformował Jori.
Daleko w ciemnościach raz po raz rozpalały się jakby króciutkie błyskawice. Niewielka kula poruszała się bezładnie to tu, to tam.
– Czy myślisz, że on, czy oni, ją widzą? – zwróciła się Indra do Rama.
– Jeśli patrzą w górę, to być może widzą.
– Nie, zaczekaj! – w głosie Chora brzmiało zaskoczenie, a zaraz potem Tich i Jori też zaczęli wykrzykiwać coś zdumieni.
– Co się stało? – rzucił Ram do mikrofonu. – Nie, nie mówcie wszyscy naraz! Tich?
– Poszukująca kamera przeszła obok tego, co wcześniej widzieliśmy. Nie zatrzymała się, leci dalej…
– Co o tym myślisz, Chor?
– Że znalazła coś o silniejszym promieniowaniu lub większej sile przyciągania. Może to też oznaczać, że nasze pierwsze znalezisko jest dla niej martwe.
W obu pojazdach zaległa głęboka cisza, natomiast na zewnątrz kamera wciąż szukała. Nikt niczego nie rozumiał.
W końcu odezwał się Ram:
– Czy sądzicie, że to, co odkrył termiczny poszukiwacz, jest martwe?
– Nie, nie – odpowiedział Tich. – To się przecież wyraźnie poruszało. Pojęcia nie mam, dlaczego kamera… Patrzcie! Teraz wraca! Jori, złap ją!
– Już to robię.
Wszyscy dostrzegli migotliwą kulę, która przez jakiś czas była tak daleko, że jej nie widzieli, a teraz pojawiła się znowu nad horyzontem. Wracała do macierzystego pojazdu w szalonym pędzie, nie zwracając uwagi na ów pierwszy obiekt.
– Ona po prostu nad nim przeleciała – zauważył Heike, potężny bohater Ludzi Lodu.
– Tak. Więc może…? Może jednak w przelocie zrobić zdjęcie – zaproponował Armas. – Żebyśmy się mogli chociaż w przybliżeniu zorientować, co to było.
– Nie oczekuj zbyt wiele – mruknął Ram.
Usłyszeli szczęk, kiedy sonda przeleciała obok J1 i wylądowała na wieżyczce J2.
– Natychmiast wywołamy wszystko, co zarejestrowała – powiedział Dolg do megafonu. On również stacjonował w J2.
– Pójdziemy do was, żeby zobaczyć – zawołała Indra z zapałem.
– Absolutnie nie, nie ruszajcie się z miejsca, nie wiemy przecież, co gryzie czy żądli w tej dolinie – zaprotestował Ram. – Poza tym nie musimy wychodzić. Zaraz zobaczymy zdjęcia tutaj.
Wskazał ręką wielki ekran na ścianie.
– No i jak wam idzie? – zapytał do mikrofonu. – Czy pojawiły się już jakieś obrazy?
– Czy się pojawiły! – zawołał Jori podniecony. – Tich posłał kasetę filmową. Mamy więc prawdziwy film.
– Znakomicie! Pokażcie go nam!
– Już zaczynamy. Trzymajcie się mocno krzeseł!
W pomieszczeniu zaległa absolutna cisza. Oczy wszystkich skierowane były na ekran.
Po chwili ukazał się jakiś krajobraz, zdumiewająco jasny. Kamera filmowa miała silne reflektory.
– Patrzcie tam! – zawołał Oko Nocy. – Tam, na dole, na samym skraju mignął ten pierwszy obiekt. Ale film przesuwa się zbyt szybko, nie zdążyłem dobrze zobaczyć.
– Później obejrzymy go sobie dokładnie – obiecał Ram. – Mam wrażenie, że znajduje się w pobliżu jakiegoś małego jeziorka?
– Ja też tak widziałam – powiedziała Sassa, podniecona jak wszyscy.
– Dobrze, że to potwierdzasz. Jori, czy możesz cofnąć taśmę?
– Naturalnie! Słyszymy wszystko, co mówicie.
Po chwili ukazało się znowu małe jeziorko. Położone w zagłębieniu między okrągłymi skałami, dobrze ukryte. Na brzegu nie było róż, rosła tam jakaś blada trawa, wkrótce zauważyli też coś w rodzaju szałasu, a nawet resztki ogniska.
Nie udało się jednak zobaczyć żadnego ruchomego obiektu, musiał się znajdować zbyt daleko od kamery.
– Potem jeszcze do tego wrócimy – mruknął Ram. – Idź dalej, Jori! Szczerze mówiąc to fantastyczne, że można tu rozpalać ognisko!
Sonda krążyła pośród skał. Kierowała się raz w jedną, raz w drugą stronę i w końcu zatrzymała na przedmiocie, który emanował takim ciepłem, że termiczny poszukiwacz skupił się właśnie na nim.
Sonda zastygła bez ruchu.
Najpierw nie widzieli niczego specjalnego, po chwili jednak Mar zawołał: „tam!” i wszyscy dostrzegli małą skuloną postać, niemal wciśniętą w skałę.
Staro zaszlochał.
Nie musieli dłużej szukać. Odnaleźli Bellę.
17
Przez jakiś czas sondy trwały nieruchomo w powietrzu, tak że można było rozróżnić szczegóły.
Widzieli młodą dziewczynę o bardzo jasnych włosach, szesnasto-, może siedemnastoletnią, z wielkimi przestraszonymi oczyma w niezwykle pięknej twarzy. Najwyraźniej odkryła sondę, ponieważ próbowała odegnać ją od siebie rękami. Ale chyba nie to przerażało ją najbardziej. Bała się chyba tego, że sonda ujawni jej kryjówkę jakiemuś innemu wrogowi.
– Ależ ona jest ranna! – zawołał Staro z rozpaczą. – Patrzcie na jej ręce! I na ramiona.
– Na stopy też – dodał Kiro ponurym głosem.
– Tak jest – przytaknął Ram. – Czy wolno podejrzewać, że to znowu te tajemnicze stwory z Doliny Róż?
– Byłoby dziwne, gdyby ich nie spotkała przez cały rok – skomentował Oko Nocy.
Armas zakończył:
– Załóżmy, że szukała tam schronienia przed tymi małymi bestiami gnieżdżącymi się wśród róż. Nie mogła wrócić do domu, bo musiałaby ponownie przejść przez dolinę, a na to nie miała odwagi. Czy wolno sądzić, że szałas nad jeziorkiem należy do niej?
– Z pewnością – rzekł Staro. – Ona pochodzi przecież z rybackiego plemienia, a my chętnie mieszkamy nad wodą. Mogła się przez cały czas żywić rybami.
– Owszem – przytaknął Ram. – A teraz coś ją wystraszyło i uciekła z domu. Mogą to być te dziwne istoty, które nam przedtem mignęły. Dziękuję, Jori, możemy posuwać się dalej.