Выбрать главу

Jori pozwolił im jeszcze przez chwilę studiować obraz. Potem taśma znowu ruszyła.

Sonda kierowała się teraz znowu w stronę jeziorka. Gdy znalazł się w połowie drogi, Siska krzyknęła:

– Stop, zatrzymaj tam! Nie, cofnij odrobinę! Ale tylko troszeczkę!

– Ja niczego nie widziałam – rzekła Indra.

– Ja też nie – przyznał Ram. – Ale zrób to, Jori!

Obraz przesunął się w tył i znieruchomiał.

– Nie, za daleko – mówiła Siska. – Przesuń jeszcze troszeczkę w przód! Tam! Stop!

Teraz widzieli wszyscy, w górnym prawym rogu poruszały się skrajne, czarne pióra skrzydła jednego z ptaków.

Jori przestawiał obraz do tyłu i do przodu. Nie ulegało wątpliwości, że skrzydło się porusza.

– Miałem nadzieję, że tutaj ich już nie spotkamy – mruknął Marco.

– Pytanie brzmi: czego one szukają? Belli? Czy tego czegoś nieznanego? Przesuń dalej, Jori! Ale może trochę wolniej?

Młody kuzyn Czarnoksiężnika robił, o co go prosili. Musi się teraz czuć bardzo ważny, pomyślała Indra, która bardzo dobrze znała Joriego. To jego wielka chwila.

Sonda zbliżyła się teraz do jeziorka, mogli uważnie przyjrzeć się temu, co uznali za mieszkanie Belli. Owszem, bardzo prymitywne narzędzia rybackie wisiały na ścianie szałasu, jeśli w ogóle można mówić o ścianie w odniesieniu do czegoś, co jest zaledwie kupką ziemi.

Staro niecierpliwił się bardzo, przestępował z nogi na nogę.

– Czy nie możemy ruszać jej na ratunek?

– Zaraz pójdziemy – obiecał Ram. – Zobaczmy tylko resztę filmu!

Sonda wyraźnie kierowała się teraz ku pojazdom. Jori miał jednak poczucie obowiązku, przesuwał film bardzo wolno i nagle znowu pojawiło się coś niezwykłego.

– Co to u licha może być? – szepnął Ram.

Jori manipulował, dopóki nieznany obiekt nie stał się wyraźniejszy. Wtedy zatrzymał film.

Wszyscy wydali równocześnie głębokie westchnienie.

– Jezus Maria – jęknęła Sol.

– I co my z tym zrobimy? – zastanawiał się Ram z goryczą w głosie.

Widzieli dwie istoty, nikt nie znajdował innego określenia niż właśnie to: istoty. Wspierały się nawzajem, dlatego przedtem tak trudno było rozstrzygnąć, ile ich jest. Jedna trzymała surową rybę, którą prawdopodobnie złowiły za pomocą narzędzi Belli, albo po prostu ukradły już złowioną. Próbowała karmić towarzysza, tamten jednak był chyba za słaby, by przyjąć jedzenie. Żadna z istot nie odkryła sondy, zanadto były zajęte sobą.

– No właśnie, co z nimi zrobimy? – powtórzył Kiro. – Co w odniesieniu do istot w takim stanie byłoby najbardziej humanitarne?

– Jori, czy możesz trochę powiększyć obraz? Chcielibyśmy przyjrzeć im się bliżej?

Jori natychmiast usłuchał.

– Ale… – powiedział. – Oni przypominają mi stwory, o których opowiadał wuj Villemann. Wilki o ludzkich ciałach!

– Tak jest – usłyszeli głos Dolga. – Strażnik przy bramie do przestrzeni poza czasem. Ale wyglądają inaczej. Ci z pewnością pochodzą z Gór Czarnych.

– To nie ulega wątpliwości – potwierdził Faron, który przed chwilą przyłączył się do reszty. – Zastanówcie się dobrze, zanim coś postanowicie!

Indra wpatrywała się w budzący grozę obraz. Obraz trwał teraz bez ruchu, więc mogła przez cały czas studiować wygląd tych dziwnych istot. Mogłaby je opisać jako wilki w ludzkiej skórze, a może odwrotnie? Ludzi w wilczej skórze.

Dziwne istoty poruszały się na dwóch nogach. Miały zdecydowanie wilcze głowy, długie pyski i zęby wielkie niczym u krokodyla. Skośne, wąskie oczka mieniły się zielono i żółto, były tak niepodobne do ludzkich jak to tylko możliwe. Z daleka jednak ci dwaj wyglądali jak bardzo przystojni mężczyźni.

Ubrania zwisały w strzępach, ale nie mieli takich ran, jak Bella, Staro i Sassa. Wyglądali na niewiarygodnie wycieńczonych, jakby tygodniami wędrowali bez jedzenia i picia.

– Nie możemy ich tak po prostu zostawić – powiedział Marco cicho.

– A może powinniśmy im oddać szałas Belli? – zaproponowała Sol.

– Wygląda na to, że nie przywykli do ryb, jedzą je na surowo – stwierdził Armas.

– Mam pomysł – wtrącił Ram. – Posłuchajcie i powiedzcie, czy się zgadzacie.

Poprzez otulającą Ciemność noc, nie zapalając reflektorów, J1 i J2 cicho sunęły ku kryjówce Belli. Wykonały wielkie okrążenie dookoła jeziorka i okropnych stworzeń. Chodziło teraz o bezpieczeństwo Belli,

Aparaty na pokładzie J2 przez cały czas śledziły, gdzie się dziewczyna znajduje. Ukrywała się wciąż w tym samym miejscu.

Staro załamywał ręce i chodził tam i z powrotem po wielkiej sali J1, pojękując od czasu do czasu.

– Przecież ona jest ranna. Marco, czy ty i Dolg nie moglibyście…?

– Obejrzymy ją.

Nikt nie powiedział głośno tego, o czym wszyscy myśleli: Bella przez cały rok przebywała w pobliżu Gór Czarnych. Jak dalece to sąsiedztwo na nią wpłynęło?

Tylko Staro się nad tym nie zastanawiał. On przecież nie widział Elji ani Hannagara.

Okazało się, że po terenie między skałami pojazdy mogą jechać, więc przez jakiś czas posuwali się po stałym gruncie. Gdy tylko było to możliwe, starali się oszczędzać silniki.

– Jesteśmy na miejscu – powiedział Tich na pokładzie J2. – Ona siedzi za tamtą skałą.

– Ale czy na pewno wciąż tam jest? – zapytał Ram.

– Na pewno.

– No to zatrzymajcie się tutaj! Poślemy do was Staro i jeszcze ze dwie osoby.

Wydelegowano łagodną Shirę i Dolga. Gdyby bowiem przybyły tylko dwie osoby, Bella mogłaby pomyśleć, że to owe monstrualne wilki, i zacząć uciekać. Nakazano, by Staro najpierw zawołał do córki, gdy tylko znajdą się wystarczająco blisko niej.

– Pamiętaj, że twój wygląd się zmienił, Staro – napominał Marco. – Niech najpierw usłyszy twój głos, nie będzie to zresztą trudne, wszędzie panują głębokie ciemności.

Rybak skinął głową. Był tak podniecony, że nie potrafił sam włożyć ochronnego kombinezonu i Chor musiał mu pomagać. Wszyscy troje dostali takie kombinezony, nie wolno ryzykować kolejnych ataków tych małych potworków. Chociaż podejrzewano, że one żyją tylko w Dolinie Róż.

Kiedy trójka wysłańców zniknęła w ciemnościach, Indra powiedziała cicho do Rama:

– Jedno nie przestaje mnie martwić, mianowicie to, jak dowieziemy ojca i córkę do domu?

– Jakoś to urządzimy – obiecał.

Naprawdę? zastanawiała się Indra.

Staro przystanął razem z innymi. Wokół zalegały gęste ciemności, to dziwne uczucie znajdować się na dworze w bezwietrznym powietrzu bez obronnych objęć Juggernauta, w którym można się w razie czego schronić.

Staro nieustannie wołał Bellę. Tich zapewniał, że dziewczyna znajduje się w pobliżu.

– Bella, to ja, twój tata, przychodzę, żeby cię zabrać do domu. Nie bój się, są ze mną dobrzy ludzie i… – nie dodał nic więcej, na co by się zdało opowiadać jej o Madragach, elfach i duchach? To by ją tylko przestraszyło.

Nasłuchiwali. Wokół panowała kompletna cisza.

Jeśli teraz rozlegnie się wycie z Gór Czarnych, to wszystko przepadnie, pomyślał Dolg. Ona uzna, że my też stamtąd pochodzimy.

– Bella, chciałabyś wrócić ze mną do domu? Tak strasznie za tobą tęskniłem!

Między kamieniami pod skałą naprzeciwko nich coś się poruszyło. Usłyszeli żałosny pisk:

– A ja myślałam, że jesteś na mnie zły.

– Zły? Dlaczego miałbym być zły? – odparł Staro, a gardło dławiło mu wzruszenie.

– Powiedziałam tyle głupich rzeczy.

– Nic podobnego! Nie myśl, że nie potrafię czegoś takiego znieść. Chodź teraz, jest tu ze mną dwoje przyjaciół z Królestwa Światła. Pomogli mi ciebie odszukać.