— Rolomeny, jedna z wysp naszych Wschodnich Rubieży, i kilka-małych wysepek wokół niej; potem nic, póki się nie wypłynie na Południowe Rubieże: tam są wyspy Rood i Toom, a także Wyspa Ucha, na którą ludzie nie płyną.
— My możemy — powiedział Ged kwaśno.
— Wolałbym nie — rzekł Vetch — to podobno nieprzyjemne miejsce, pełne kości i złych znaków. Żeglarze powiadają, że z wód koło Wyspy Ucha i Far Sorr widoczne są gwiazdy, których nie można ujrzeć nigdzie indziej i którym nigdy nie nadano imion.
— Owszem, na statku, który przywiózł mnie po raz pierwszy na Roke, był pewien żeglarz, który o tym mówił. Opowiadał też historie o mieszkańcach Tratw daleko na Południowych Rubieżach, którzy nie częściej niż raz do roku przybijają do lądu, aby naciąć wielkich kłód na” swoje tratwy, a przez resztę roku, całymi dniami i miesiącami, niewidoczni z lądu, dają się nieść prądom oceanu. Chciałbym zobaczyć te osiedla na tratwach.
— Ja nie — rzekł Vetch, szczerząc zęby w uśmiechu. — Ja wolę ląd i mieszkańców lądu; morze niech śpi w swoich brzegach, a ja w moim łóżku…
— Gdybym tak mógł ujrzeć wszystkie miasta Archipelagu — powiedział Ged, który trzymał się liny żaglowej i spoglądał bacznie na rozciągające się przed nimi szare pustkowia. — Havnor w samym środku świata, Ea, gdzie narodziły się mity, i Shelieth, Miasto Wodotrysków na wyspie Way: wszystkie miasta i wszystkie wielkie lądy. A także i małe lądy, dziwne wyspy Zewnętrznych Rubieży. Pożeglować wprost na Archipelag Smocze Stado, daleko na zachodzie. Albo popłynąć na północ, w kry lodowe, aż do samego Lądu Hogen. Niektórzy mówią, że to ląd większy niż cały Archipelag, a inni, że to tylko połączone lodem rafy i skały: Nikt tego nie wie. Chciałbym zobaczyć wieloryby w północnych morzach… Ale nie mogę. Muszę płynąć tam, dokąd wiedzie mój szlak, i odwrócić się plecami do jasnych brzegów. Zbyt mi się śpieszyło, a teraz nie mam już czasu. Przehandlowałem całe światło słoneczne, wszystkie miasta i odległe lądy za garść mocy, za cień, za ciemność. — I tak Ged, podobnie jak by to uczynił prawdziwy mag, przetworzył swoją trwogę i żal w pieśń, w krótki, na wpół śpiewany lament, nie tylko dla niego samego przeznaczony; a. jego przyjaciel w odpowiedzi powtórzył słowa bohatera Czynów Erreth-Akbego: — O, gdybym mógł raz jeszcze ujrzeć jasne domowe ognisko świata, białe wieże Havnoru…
Tak żeglowali dalej wąską drogą pośród szerokich wodnych pustkowi. Wszystko, co tego dnia widzieli, to była ławica srebrnych rybek zwanych „pannies”, płynąca na południe; ani razu natomiast nie wyskoczył z wody delfin, ani też szarego powietrza nie przeciął lot mewy, ptaka murre albo rybołówki. Gdy na wschodzie ściemniło się, a zachód poczerwieniał, Vetch wyciągnął jadło, podzielił je między Geda i siebie i rzekł:
— Mamy i piwo w naszych zapasach. Piję zdrowie tej, która nie zapomniała załadować do łodzi baryłki dla spragnionych i zziębniętych mężczyzn: zdrowie mojej siostry Yarrow.
Sprawiło to, że Ged porzucił niewesołe myśli, przestał wpatrywać się przed siebie w morze, i wzniósł zdrowie Yarrow chyba z jeszcze większym przekonaniem niż Vetch. Wspomnienie dziewczyny pozwoliło Gedowi odczuć na nowo jej mądrą i dziecinną słodycz. Nie przypominała nikogo ze znanych mu osób. (Czy znał w ogóle dotąd jakąś młodą dziewczynę. Ale o tym wcale nie pomyślał).
— Ona jest jak mała rybka, jak płotka, która pływa w czystym strumieniu — powiedział — bezbronna, ale nie można jej złapać.
Słysząc to Yetch spojrzał mu prosto w oczy z uśmiechem.
Urodzony mag z ciebie — rzeki. — Jej prawdziwe imię brzmi Kest.
W Dawnej Mowie „kest”, jak Ged dobrze wiedział, oznacza płotkę: i mile pogłaskało to jego serce. Po chwili powiedział jednak ściszonym głosem:
— Nie powinieneś był chyba zdradzać mi jej imienia. Ale Vetch, który nie uczynił tego lekkomyślnie, odparł:
— Jej imię jest u ciebie bezpieczne, tak jak i moje. A poza tym znałeś je już, zanim ci je zdradziłem…
Czerwień na zachodzie pogrążyła się w popiołach, a szarość popiołu w czerni. Całe morze i niebo były zupełnie ciemne. Ged wyciągnął się do snu na dnie łodzi, zawinięty w swój płaszcz z wełny i futra. Vetch, trzymając się liny żaglowej, śpiewał cicho urywek z Czynów Eriladzkich, ten, który opowiada, jak mag Morred Biały opuścił Havnor w swoim długim statku bez wioseł i jak przybywszy na wyspę Solea, ujrzał w wiosennych sadach Elfarran. Ged usnął, zanim pieśń doszła do smutnego końca ich miłości, do śmierci Morreda, zburzenia Enladu, do pochłonięcia sadów wyspy Solea przez olbrzymie i zajadłe fale morskie. Przed północą obudził się i czuwał znowu, podczas gdy Yetch spał. Mała łódź sunęła spiesznie po lekko wzburzonym morzu, pierzchając przed silnym wiatrem, który dął na oślep przez nocny mrok, napotykając opór w jej żaglu. Ale rozerwały się już chmury zasłaniające niebo i, zanim nastał świt, cienki księżyc lał słabe światło na morze, jaśniejąc pomiędzy brunatnymi na brzegach obłokami.
— Księżyca ubywa, niedługo będzie nów — zamruczał Yetch, obudzony o brzasku, gdy na chwilę ustał zimny wiatr. Ged podniósł oczy na biały sierp ponad blednącymi na wschodzie wodami, ale nic nie powiedział. Pierwszy nów księżyca, który następuje po święcie Powrotu Słońca, nosi nazwę Odłogów i jest przeciwnym biegunem letnich świąt Księżyca i Długiego Tańca. Jest to czas niefortunny dla podróżników i dla chorych; podczas Odłogów nie nadaje się dzieciom ich prawdziwego imienia, nie śpiewa się o czynach, nie ostrzy mieczy ani narzędzi, nie składa przysiąg. Jest to ciemny biegun roku: wszystko, co się w tym czasie robi, jest zrobione źle.
W trzy dni po odpłynięciu z Soders przybyli, kierując się za ptactwem morskim i przybrzeżnymi wodorostami, do Pelimer, małej wyspy wznoszącej się wysokim garbem ponad powierzchnią burzliwego, szarego morza. Mieszkańcy wyspy mówili po hardycku, lecz na swoją własną modłę, dziwną nawet dla uszu Yetcha. Młodzieńcy zeszli na brzeg, aby nabrać słodkiej wody i odpocząć od morza, z początku przyjęto ich dobrze, z podziwem i ożywieniem. W głównym mieście wyspy przebywał czarownik, ale był on obłąkany. Chciał rozmawiać wyłącznie o wielkim wężu, który podgryza podwaliny Pelimeru, tak że wkrótce wyspa będzie musiała popłynąć z prądem jak łódź, której przecięto cumę, i ześliznąć się poza krawędź świata. Z początku czarownik przywitał uprzejmie młodych czarnoksiężników, ale mówiąc o wężu, zaczął patrzeć z ukosa na Geda; a potem począł im złorzeczyć na ulicy, wołając, że są szpiegami i sługami Morskiego Węża. Mieszkańcy Pelimeru spoglądali na nich od tej chwili ponuro, jako że tamten, choć obłąkany, był jednak ich czarownikiem. Toteż Ged i Yetch nie zatrzymali się długo na wyspie, lecz przed zmrokiem znów wyruszyli w drogę, płynąc wciąż na południo-wschód.
W ciągu tych dni i nocy żeglugi Ged ani razu nie wspomniał o cieniu, ani też nie mówił wprost o swoim poszukiwaniu; Vetch zaś tylko raz — gdy tak płynęli tym samym kursem, coraz dalej przed siebie i coraz dalej od znajomych lądów Światomorza — zadał coś w rodzaju pytania mówiąc: — Jesteś pewien? — Ged odpowiedział na to tylko: — Czy żelazo jest pewne, gdzie leży magnes? -”Vetch skinął głową i płynęli dalej; żaden z nich nie rzekł nic więcej. Od czasu do czasu rozmawiali jednak o sztukach i fortelach, którymi posługiwali się dawni magowie, aby odkrywać tajemne imiona zgubnych mocy i istot: o tym, jak Nereger z wyspy Paln poznał imię Czarnego Maga podsłuchawszy rozmowę smoków i jak Morred ujrzał imię swego wroga wypisane spadającymi kroplami deszczu w kurzu pola bitwy na Równinach Enladzkich. Mówili o zaklęciach znajdujących, o inwokacjach i o owych Pytaniach Mających Swą Odpowiedź, które potrafi zadawać jedynie Mistrz Wzorów z Roke. Lecz często Ged kończył rozmowę mrucząc słowa, które dawno temu, jesienią, powiedział mu Ogion na zboczach Góry Gont: „Aby słyszeć, należy milczeć…” Po czym zapadał w milczenie i dumał całymi godzinami, wciąż wpatrując się w morze przed dziobem łodzi. Czasami zdawało się Yetchowi, że jego przyjaciel poprzez fale, poprzez odległości, poprzez szare dni mające dopiero nadejść widzi tę rzecz, za którą płyną, i ciemny kres ich podróży.