Выбрать главу

Następnie spętał kostki Buttle'a.

– Nader zgrabnie – przyznała raz jeszcze.

Will ocenił własne dzieło, pokiwał głową.

– Wymyślił to jeden ze zwiadowców. Pętle trzymają kciuki oraz kostki, a drewniane oczka pozwalają zamocować rzemień bez szamotaniny przy wiązaniu węzłów.

Alyss usiadła bokiem na krześle, chmurnym wzrokiem obrzuciła nieprzytomnego Buttle'a. Uniosła kielich z winem.

– Cóż, nadal mamy problem. Co my z nim teraz zrobimy?

Will już miał odpowiedzieć, ale powstrzymał się. Zdał sobie sprawę, co Alyss ma na myśli.

– Ten drań naprawdę mógł podsłuchać naszą rozmowę – powiedział.

Alyss przytaknęła.

– Właśnie. Podjęliśmy tyle starań, by nikt się nie dowiedział, że zostajesz wysłany z misją. A teraz dureń wypapla sekret każdemu, kto zechce go słuchać.

Will przyglądał się Buttle'owi. Zbir leżał wciąż nieruchomo.

– Oczywiście, mogę sprawić, że baron go uwięzi. Groził ci. Nastawanie na kurierów oznacza poważne przestępstwo.

Alyss stanowczo pokręciła głową.

– To nie wystarczy. Wciąż bowiem istnieje możliwość, że nawiąże kontakt z innymi więźniami albo nawet ze strażnikami. Nie możemy ryzykować. Każde słowo musi pozostać tylko między nami. Przeklęty łotr! Chyba należy go zabić, Willu.

Ostatnie słowa wypowiedziała niechętnie, ale jednak bez żadnych emocji. Will zdębiał. Spojrzał na kurierkę, jak gdyby oglądał Alyss po raz pierwszy. Uświadomił sobie, iż dawna towarzyszka z sierocińca przeszła szkolenie równie trudne jak jego własne. Wróciło doń echo ich wcześniejszej rozmowy.

I właśnie wtedy coś wpadło mu do głowy.

– Nie sądzę, byśmy musieli posuwać się do morderstwa – oznajmił. – Mam pewien pomysł. Pomóż mi osiodłać konie. W drodze powiem ci, co wymyśliłem.

***

Gundar Hardstriker nachylił się nad dymiącym mięsiwem. Odciął kawał cielęciny wędzonej nad węglami. Ostrożnie podmuchał na gorący kęs, ugryzł. Pokiwał głową, uznał, że mięso jest smaczne. W sam raz. Tak, oto więc kosztował pieczeni z rocznego cielaka, delikatnej, przerośniętej tłuszczykiem. Dymny posmak ogniska nasycił mięso.

Gundar rozejrzał się po polance. Wędzili wołowe tusze w pobliżu miejsca, gdzie „Wilcza chmura" cumowała przy brzegu. Jego ludzie zajęci byli pieczeniem oraz wędzeniem ostatnich połci. Baranina już została pocięta i nasolona. Za parę godzin, jak sobie obliczył, czas wyruszać w drogę. Przed odpłynięciem załoga prześpi się trochę. Później skorzystają z wysokiej fali, która pozwoli im wyruszyć w spóźnioną podróż przez Morze Białych Sztormów.

Płomienie z pół tuzina dymiących ognisk rozświetlały polanę, rzucając przedziwne, ruchome cienie na okoliczne drzewa. Groźnie wyglądający galion „Wilczej chmury" zdawał się unosić w dymie, kolebiąc się bez żadnej podpory, a blask płomieni tańczył po rzeźbionych zębiskach drewnianego wilczego łba.

– Gundarze! – Jon Tarkson, jeden z żeglarzy, przywoływał jarla z krańca polany od strony lasu. Głowa szypra obróciła się. Gundar, zaciekawiony, dostrzegł niewyraźny cień wyłaniający się z mroku. Zmarszczył brew, gdyż zdał sobie sprawę, że to zwiadowca. Młokos jechał naturalnie konno, lecz prowadził i drugiego wierzchowca, objuczonego wielkim pakunkiem przerzuconym przez grzbiet.

Gundar wzniósł dłoń na powitanie. Ruszył ku przybyszowi. Zdążył już polubić młodego zwiadowcę. Szanował jego pomysłowość, umiejętność znajdowania wyjścia z trudnych sytuacji. Wyciągnął z opresji również i Gundara. Jarl podziwiał jego brawurową odwagę.

– Witaj! – zawołał. Will odwzajemnił powitanie, po czym zsunął się z siodła. Kiedy Gundar podszedł, lawirując wśród ognisk i rozwieszonych wszędzie połci wędzącego się mięsiwa, zauważył, że pakunkiem przewieszonym przez grzbiet drugiego konia był człowiek. Nieprzytomny, ze skrępowanymi rękoma oraz nogami. Wycelował kciukiem w nieruchomą postać.

– Ktoś ci chyba zalazł za skórę, zwiadowco? – spytał.

Will w odpowiedzi uśmiechnął się nieznacznie.

– Można by tak rzec. Ten ktoś stał się utrapieniem dla całej tutejszej okolicy. Przyszło mi więc do głowy, że mógłby ci się przydać.

Gundar zmarszczył brew, wierzchem dłoni otarł tłuszcz z brody.

– Przydać? – powiedział. – Mam tylu załogantów, ilu mi trzeba, uprzejmie dziękuję. Nie potrzebuję niewyszkolonych południowców na pokładzie „Wilczej chmury". – Zawahał się, a potem dodał: – Bez urazy.

Will pokręcił głową.

– Oczywiście. Właściwie nie miałem zamiaru proponować ci go na członka załogi. Pomyślałem, że może chciałbyś zabrać go w charakterze niewolnika. Nadal trzymacie niewolników w Skandii, czyż nie?

Hardstriker spojrzał na młodzieńca ze zdwojonym zainteresowaniem. Zwiadowca chowa w zanadrzu mnóstwo niespodzianek, wie też, co gada, pomyślał. Will od razu pojął, gdy tylko po raz pierwszy zetknął się z jarlem, że ta akurat wyprawa okazała się dla „Wilczej chmury" kiepska. Dobry, zdrowy niewolnik byłby wartościowym łupem, da się go sprzedać, gdy nareszcie przybiją z powrotem do portu w Hallasholm.

– Tak. Wciąż trzymamy niewolników – przytaknął wódz. Podszedł bliżej do jucznego konia, przyjrzał się uważniej nieprzytomnemu. Chwycił garścią za włosy, uniósł głowę, żeby popatrzeć mu w twarz. Około trzydziestki, rosły i silny.

– Zdrów? – spytał, a Will skinął głową.

– Jeśli nie policzysz, że oberwał po łbie, to zdrów jak ryba. – Will przypomniał sobie okrutną ranę na psim boku oraz pogłoski, że za sprawą Buttle'a doszło do licznych morderstw. – Nada się do harówki przy wiosłach.

Wiosła. Ciężka kara dla skandyjskich niewolników. Chodziło o ogromne drewniane szpachle, które zawieszano zimą wewnątrz studni Niewolnicy poruszali nimi tam i z powrotem, w górę i w dół, aby nieustannie mącić wodę, co zapobiegało tworzeniu się na powierzchni studzien zbyt grubej lodowej warstwy. Brańców, wprawiających wiosła w ruch, nieuchronnie ochlapywały przy robocie lodowate bryzgi, więc przemakali do suchej nitki. Gdy Will sam był niewolnikiem u Skandian, przydzielono go właśnie do wioseł. Harówka omal go nie zabiła, nim Erak ulitował się nad więźniem i dopomógł mu w ucieczce.

Gundar pokręcił głową.

– Oberjarl zniósł wiosła jako formę kary – powiedział. – Poza tym, szkoda byłoby marnować na nie cennego niewolnika, takiego jak ten. – Raz jeszcze przyjrzał się nieruchomej postaci Buttle'a. Podjął decyzję. – Niech będzie – powiedział. – Ile za niego chcesz?

Will obrócił się, sięgnął ręką, rozwiązał węzeł, przytrzymujący Buttle'a na końskim grzbiecie.

– Przyjmij go jako podarek – powiedział, pociągając bandytę za kołnierz, żeby zsunął się z konia, bezwładnie waląc o ziemię. Buttle stęknął cicho, potem znowu zamilkł.

– Podarek?

Will potwierdził skinieniem głowy.

– Straszne z nim tutaj utrapienie, a mnie brak czasu, żeby sobie zawracać głowę. Zabierz go, oby ci się przydał. Kiedyś mi się odwdzięczysz.

Skandyjski kapitan popatrzył na zwiadowcę w zamyśleniu.

– Jako żywo, wciąż mnie czymś zaskakujesz – stwierdził. Następnie przywołał dwóch żeglarzy, którzy stali w pobliżu, przyglądając się scenie z zaciekawieniem. – Ładunek na pokład – rozkazał im. – Upchnijcie go w forpiku.