Выбрать главу

Szczęśliwcom pozostaną tylko blizny na ciele. Inni stracą również wzrok. Jedna trzecia zarażonych umrze.

Ale to nie będzie koniec horroru. Ocalałym nadal będzie zagrażał HIV, działający wolniej niż wirus ospy, trudniejszy do wykrycia i bardziej zabójczy. Nie tylko uodporni chimerę na szczepionkę przeciwko ospie, ale również zaatakuje osłabione organizmy chorych. Podczas gdy większość zarażonych HIV żyje dziesięć lat, ofiary chimery umrą już po dwóch, trzech latach. Przez kraj przejdzie następna fala śmierci, powodując zgony tych, którzy przeżyli epidemię ospy. Tym razem życie straci nie trzydzieści, lecz blisko dziewięćdziesiąt procent chorych. Społeczeństwo stanie w obliczu tragedii na nieznaną w historii skalę.

W Stanach Zjednoczonych umrą dziesiątki milionów ludzi, na całym świecie z pewnością więcej. Nie będzie rodziny, która kogoś nie straci, nikt nie będzie czuł się bezpieczny. Niewiele osób zwróci uwagę na polityczne wstrząsy za granicą. Kiedy na drugiej półkuli Korea Południowa padnie ofiarą agresji swojego totalitarnego sąsiada z północy, jedyną reakcją jej zdziesiątkowanego sojusznika będzie słaby krzyk protestu.

39

Chińska dżonka wyglądała jak antyk wśród nowoczesnych frachtowców i kontenerowców w Inczhon. Cussler ostrożnie przeprowadził stary żaglowiec przez poranny gąszcz statków i skierował się do małej publicznej przystani między dwoma dużymi basenami portowymi. Przystań otaczała mieszanina zniszczonych sampanów i drogich weekendowych żaglówek. Cussler przybił do brzegu i wyłączył silnik. Potem zapukał do drzwi rezerwowej kabiny, żeby obudzić swoich pasażerów. Kiedy obsługa przystani tankowała dżonkę, zaparzył kawę.

Summer wyszła na zalany słońcem pokład z jamnikiem na rękach. Dirk dreptał za nią, próbując stłumić ziewanie. Cussler podał im kubki kawy, zniknął na chwilę pod pokładem i wrócił z piłką do metalu.

– Lepiej zdjąć te kajdanki przed zejściem na ląd – rzekł z uśmiechem.

Summer rozmasowała nadgarstki.

– Chętnie się pozbędę tych bransoletek.

Dirk popatrzył na łodzie dookoła.

– Nikt nas nie śledził?

– Nie, jestem pewien, że przypłynęliśmy tu sami – odrzekł Cussler. – Cały czas byłem czujny i na wszelki wypadek kilka razy zygzakowałem. Nikt się nami nie interesował. Założę się, że tamci faceci jeszcze krążą po rzece i wciąż was szukają – dodał ze śmiechem.

– Mam nadzieję – wzdrygnęła się Summer i mocniej przytuliła pieska.

Dirk wziął piłkę i zaczął uwalniać lewy nadgarstek siostry.

– Uratował nam pan życie – powiedział do Cusslera. – Możemy się jakoś odwdzięczyć?

– Nie jesteście mi nic winni – odparł właściciel dżonki. – Trzymajcie się z dala od kłopotów i pozwólcie władzom zająć się bandziorami.

– Tak zrobimy – zapewnił Dirk.

Gdy uwolnił siostrę od niewygodnych bransoletek, Summer i Cussler zaczęli ciąć na zmianę jego kajdanki. Wkrótce skończyli i mógł spokojnie dopić kawę.

– W restauracji na przystani jest telefon – powiedział Cussler. – Możecie stamtąd zadzwonić do ambasady amerykańskiej. Weźcie trochę koreańskich wonów na telefon i miskę kimchi.

Podał Summer kilka purpurowych banknotów.

– Dziękuję, panie Cussler. I życzę pomyślnych wiatrów. – Dirk uścisnął dłoń właściciela dżonki.

Summer pocałowała starego żeglarza w policzek.

– Jestem zakłopotana pańską uprzejmością – wyznała i poklepała jamnika na pożegnanie.

– Uważajcie na siebie, dzieciaki. Do zobaczenia.

Po chwili Dirk i Summer stali na przystani, machając do odpływającej dżonki, a Mauser żegnał ich szczekaniem z pokładu dziobowego. Gdy łódź zniknęła im z oczu, wspięli się po betonowych schodkach i weszli do żółtego budynku mieszczącego biuro przystani, sklep wielobranżowy i restaurację. Na ścianach wisiały pułapki na homary i sieci rybackie, jak w tysiącach podobnych lokali na świecie, ale tu cuchnęło tak, jakby sieci jeszcze ociekały słoną wodą.

Dirk znalazł automat telefoniczny i po kilku nieudanych próbach zdołał się dodzwonić do centrali NUMA w Waszyngtonie. Chociaż na Wschodnim Wybrzeżu Stanów Zjednoczonych był środek nocy, nie musiał długo przekonywać operatorki NUMA, żeby połączyła go z domowym numerem Rudiego Gunna. Wicedyrektor agencji właśnie zasnął, ale odebrał telefon po drugim sygnale. Niemal wyskoczył z łóżka, kiedy usłyszał głos Dirka. Po kilku minutach Dirk odwiesił słuchawkę.

– I co? – zapytała Summer.

Dirk zerknął w kierunku cuchnącej restauracji.

– Obawiam się, że musimy skorzystać z propozycji naszego wybawcy i spróbować tutejszego kimchi, kiedy będziemy czekać na transport – odpowiedział, masując pusty żołądek.

Dirk i Summer byli tak głodni, że wręcz pochłonęli koreańskie śniadanie, które składało się z gorącej zupy, ryżu, tofu przyprawionego suszonymi wodorostami i wszechobecnego kimchi – potrawy ze sfermentowanych warzyw, tak ostrej, że niemal poszedł im dym z uszu. Ledwie skończyli jeść, do restauracji weszli dwaj potężnie zbudowani żandarmi Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych. Summer przywołała ich gestem.

– Starszy sierżant Bimson, żandarmeria wojskowa 51. Pułku Myśliwskiego – przedstawił się jeden z nich, po czym wskazał głową młodszego kolegę. – To sierżant Rodgers. Mamy rozkaz eskortowania państwa do bazy sił powietrznych w Osan.

– Będzie nam bardzo miło – zapewniła Summer. Wstali i poszli za podoficerami do samochodu.

Pojechali z Inczhon na południe do bazy w Osan, gdzie w czasie wojny koreańskiej powstało lotnisko polowe. Teraz w bazie stacjonowały gotowe do walki myśliwce F-16 i samoloty szturmowe A-10 Thunderbolt II, które były pierwszym rzutem sił obronnych Korei Południowej.

Minęli bramę i zatrzymali się kawałek dalej przy szpitalu. Wysoki pułkownik zaprowadził Dirka i Summer do izby przyjęć. Dirkowi opatrzono rany, potem pozwolono im się umyć i dano czyste ubrania. Summer wybuchnęła śmiechem, kiedy włożyła workowaty mundur polowy.

– Co z naszym transportem? – zapytał pułkownika Dirk.

– Za kilka godzin do kraju odlatuje C-141. Wyląduje w bazie lotniczej McChord. Zarezerwowałem dla was dwa miejsca w pierwszej klasie. Ludzie z NUMA załatwili wam przelot z McChord do Waszyngtonu rządowym samolotem. Na razie trochę odpocznijcie, a potem zabiorę was do klubu oficerskiego, żebyście zjedli coś gorącego. Lot do domu będzie trwał dwadzieścia godzin.

– Chciałbym sięjeszcze tutaj skontaktować z jakąś jednostką operacji specjalnych, najchętniej marynarki wojennej. I zadzwonić do Waszyngtonu.

Na wzmiankę o marynarce wojennej pułkownik zrobił niechętną minę.

– Jest tu tylko jedna mała baza morska. W Chinhae niedaleko Pusan. Przyślę oficera z naszej jednostki operacji specjalnych, powinien panu pomóc.

Dwie godziny później Dirk i Summer weszli na pokład szarego transportowca C-141B Starlifter, którym leciał do kraju duży oddział żołnierzy. Kiedy zajęli miejsca, Dirk znalazł na oparciu fotela przed sobą osłonę na oczy i zatyczki do uszu. Włożył zatyczki i odwrócił się do Summer.