Выбрать главу

— A pomyliłam się?

Nie. Nie, zdolny jestem do okropnych rzeczy, ale nigdy nie miałem morderczych skłonności. Potrafię walczyć, ale tylko wtedy, gdy ktoś mi dokucza. Kiedy komuś dobrze przyłożę, zapominam o nim zupełnie. Zdarzało mi się atakować kobiety. Nawet zdarzyło mi się zgwałcić. Ale to jest, albo w każdym razie tak mi to przedstawiono — po prostu normalny popęd płciowy, z całą pewnością wywołujący spięcia. Nigdy nie miałem instynktów morderczych, nigdy też nie czerpałem przyjemności, sprawiając komuś ból, nawet wtedy, gdy byłem w najgorszym stanie. Nie znaczy to jednak, że idąc za swymi popędami, nie mogę komuś sprawić bólu, i to nawet dotkliwego.

— Tak to sobie właśnie wyobrażałam.

Musiał powiedzieć coś jeszcze i przyszło mu to z największym trudem.

— Przyszło mi do głowy — powiedział — że gdyby nas oboje choroba dotknęła w tym samym czasie… no wiesz, w raczej mało prawdopodobnych okolicznościach, jak przypuszczam, kiedy nie byłoby nikogo pod ręką, kto mógłby cię ochronić albo też pohamować mnie… że wtedy mógłbym… nie mając wcale takiego zamiaru, ale nie mogąc się powstrzymać… — Mimo usilnych starań nie zdołał dokończyć.

— Myślałam i o tym — powiedziała lekko. — Dostrzegłam takie niebezpieczeństwo, skoro tylko zdałam sobie sprawę z natury twoich problemów. Jestem tu, a więc podjęłam ryzyko. Jak sam powiedziałeś, prawdopodobieństwo takiego zbiegu wypadków jest niewielkie. — Wyciągnęła rękę i gwałtownie ścisnęła jego ramię. — Chcę, żebyś zrozumiał, że wcale nie obciążam cię odpowiedzialnością. Nie ciebie. Stać mnie na takie rozróżnienie.

Chris długo się w nią wpatrywał i poczuł, jak stopniowo słabnie ten nacisk, który cały czas czuł. Spróbował się uśmiechnąć, a ona odpowiedziała uśmiechem.

Ponownie zmierzali teraz w stronę centralnego pionowego kabla. Na Kriosie znajdował się on o trzydzieści pięć kilometrów na północ od Ophionu.

Wszyscy byli zaskoczeni, kiedy Cirocco zaprosiła ich, by jej towarzyszyli. Wcześniej czy później i tak zauważyliby, że wyprawa zatrzymuje się w centralnym punkcie regionu, a poza tym nie było potrzeby ukrywać przed kimkolwiek wizyty u Kriosa.

Tytanie miały zostać. Sam pomysł wyraźnie je niepokoił. Pozostały w świetle dnia, a Cirocco poprowadziła troje ludzi w głąb lasu, składającego się z olbrzymich kolumn, gdzie z ziemi wynurzały się poszczególne włókna kabla. Pośrodku znajdowało się wejście na schody. Była to przezroczysta budowla, trochę przypominająca katedrę, ale nawet w części nie tak wspaniała jak te, które wzniesiono na piaście Gai.

Schody zbiegały w dół spiralą, której kierunek wyznaczał przebieg niewidocznego głównego włókna centralnego kabla. Korytarz był tak szeroki, że mógł pomieścić kolumnę złożoną z dwudziestu ludzi. Jego wysokość sięgała pięćdziesięciu metrów. Nie potrzebowali używać latarni, ponieważ z sufitu zwieszały się latające stwory, wydzielające pomarańczowe światło.

Chris pomyślał, że Cirocco pewnie żartowała, kiedy powiedziała, że schody biegną pięć kilometrów w dół. Okazało się jednak, że rzeczywiście była to prawda. Nawet przy ciążeniu równym tylko ćwierci ziemskiego nie można pokonać takiej ilości stopni bez odpoczynku. Gdzieś jednak musiały się skończyć. Miał zresztą znacznie lepszą kondycję, niż sądził. Jeśli nie liczyć pewnego bólu w łydkach, czuł się świetnie.

Wkroczyli wreszcie do jaskini. Była mniejsza, niż Chris się spodziewał. To w końcu był Krios, i mimo iż był on tylko bogiem drugiego rzędu, Chris ciągle jeszcze pamiętał dziwaczny splendor pomieszczeń na piaście.

Krios był bogiem podziemia, jaskiniowcem, który nigdy nie oglądał światła dziennego. Jego siedziba wydzielała kwaśną woń chemikaliów i szczątków miliarda stworzeń, wstrząsanych w rytmie podziemnych serc. Był bogiem pracowitym, inżynierem na służbie Gai, bogiem, który pracował w smarze, bogiem zapewniającym wszelki ruch.

Stali na płaskiej powierzchni obramiającej kryształową konstrukcję, kształtem przypominającą szkło od zegarka i sięgającą od podłogi do stropu. Sama jaskinia miała średnicę dwustu metrów, z przejściami otwierającymi się na wschód i zachód.

Główną atrakcją było najwidoczniej to, co znajdowało się w środku. Jakoś przypominało to Chrisowi, nie wiedzieć czemu, maszyny w przemyśle ciężkim. Mógł sobie wyobrazić stopienie metalu w taki kształt. Zastanawiał się, czy jest to siedziba Kriosa. Czy mózg może być tak mały? Albo może był to tylko czubek większej konstrukcji, osadzonej w centrum fosy o dwudziestometrowej szerokości i nieodgadnionej głębokości?

— Niech wam się czasem nie zachce popływać — ostrzegła Gaby. — To jest stężony kwas solny. Wszystko jest tak zaprogramowane, żeby tutaj nie zaglądać. Przypomnijcie sobie reakcję tytanii. Ale ostatnią linią obrony jest właśnie kwas.

— A więc to właśnie jest Krios?

— On sam. Nie będziemy was przedstawiać. Ty i Robin zostańcie z tyłu, pod ścianą i nie wykonujcie żadnych gwałtownych ruchów. Krios zna Czarodziejkę, a ze mną będzie rozmawiał po prostu dlatego, że mnie potrzebuje. Siedźcie cicho, słuchajcie i uczcie się. — Przypilnowała, by usiedli, i dołączyła do Cirocco na skraju fosy.

— Będziemy mówili po angielsku — zaczęła Cirocco.

— Bardzo dobrze, Czarodziejko. Wysłałem po ciebie 9346 obrotów temu. Ta niesprawność zaczyna zagrażać prawidłowemu funkcjonowaniu systemów. Myślałem nawet o złożeniu skargi u Bogini Bogów, ale odłożyłem to.

Cirocco sięgnęła w fałdy swojego czerwonego koca i rzuciła czymś w stronę kształtu na środku jeziora kwasu. Błysnęło, kiedy przedmiot uderzył Kriosa, a po powierzchni przebiegły czerwone punkciki.

— Wycofuję oświadczenie — powiedział Krios.

— Czy masz jakieś inne skargi?

— Nie. Na nic się nie skarżę.

— Lepiej, żeby tak było.

— Będzie, jak mówisz.

Chris był pod wrażeniem, chociaż bronił się przed tym uczuciem. Rozmowa była krótka, ze strony Kriosa całkowicie pozbawiona emocji. Cirocco nie podniosła głosu. Ogólnie sytuacja jednak przypominała scenę surowego rodzica karcącego dziecko.

— Mówisz o Bogini Bogów — powiedziała Cirocco. — O kogo chodzi?

— Mówiłem jako pokorny sługa Gai, jednego jedynego Boga. Zwrot został użyty… w sensie metaforycznym — dokończył Krios.

— Ale jednak użyłeś słowa „Bóg” w liczbie mnogiej. To właśnie mnie dziwi, bo myślałam, że taka struktura nie może ci nawet przyjść do głowy?

— Słyszy się niekiedy herezje.

— Masz na myśli importowaną herezję czy tę miejscowego chowu? Rozmawiałeś z Okeanosem?

— Jak wiesz, Okeanos mówi do mnie. Nie mam takiej władzy, by się od tego odciąć i nie słuchać. Udało mi się jednak zupełnie go ignorować. Co się tyczy idei importowanych od ludzi, wiem o rozmaitych ich mitach, chociaż nie robią one na mnie wrażenia.

Jeszcze raz Cirocco sięgnęła pod opończę. Zatrzymała ukrytą tam rękę, a na powierzchni Kriosa znowu pojawiły się rozbiegane czerwone punkty. Czarodziejka nie zwracała na nie uwagi. Popatrzyła z namysłem na podłogę, a potem wyciągnęła dłoń z głębi szaty.

Rozmowa zeszła teraz na sprawy dotyczące codziennego bytu regionu, które dla Chrisa nic nie znaczyły. W czasie rozmowy mózg regionalny nie przyjął całkiem wiernopoddańczej postawy, ale ton zdradzał niechybnie, że wie, kto tu rządzi. Mówił niegłośno, buczącym tonem, który w żadnym wypadku nie miał nikogo przestraszyć, Cirocco wydawała polecenia lekkim tonem, tak jakby z natury rzeczy w tej rozmowie przypadała jej rola królowej mającej do czynienia z człowiekiem z gminu, chociaż na pewno godnym szacunku. Słuchała, a niekiedy przerywała w pół zdania, komunikując swą decyzję. Krios ani razu nie próbował z nią dyskutować albo choćby wdawać się w dalsze wyjaśnienia.