Выбрать главу

Kiedy Cirocco wytłumaczyła jej, jak to jest naprawdę, twarz Robin pobladła. Chris nigdy nie widział lęku na jej twarzy, ale widać było, że świadomość tego, co się mogło zdarzyć, wstrząsnęła nią. Całe to nieszczęsne nieporozumienie wynikło z tego, iż Robin nie potrafiła zrozumieć, iż orgazm u mężczyzny łączy się z wytryskiem, nad którym mężczyzna nie jest w stanie zapanować, a także z mniemania Chris, iż Robin jest bezpłodna. Tak jednak nie było, a i on nie był bezpłodny, o czym świadczył fakt wytworzenia jajka z Valihą. Faktycznie bowiem w czasie kwarantanny stracił swoje pigułki i nie miał możliwości ich odzyskania.

Robin rozpłakała się na dobre. Siedziała z głową w dłoniach, wstrząsał nią szloch i nieustannie powtarzała:

— Nie wiedziałam, nie wiedziałam, naprawdę nie wiedziałam.

Chris nie wiedział jeszcze, jakie długofalowe skutki będzie miał ten incydent dla jego stosunków z Robin, jedna wszakże rzecz nie ulegała wątpliwości.

— Winny ci jestem przeprosiny — powiedział do Cirocco.

Uśmiechnęła się do niego szeroko.

— Niekoniecznie. Sama zrobiłabym to samo. W takiej sytuacji nie czeka się na wyjaśnienia. — Potarła szczękę. — Właściwie to moja wina, że nie zrobiłam wcześniej uniku. Myślę, że tracę szybkość.

— Może ja jej nabieram?

— To dobre wytłumaczenie.

Jakby na komendę pozostali uczestnicy wyprawy wycofali się do swoich namiotów, zostawiając Robin i Chrisa samych. Chris czuł się jakoś niezręcznie. Jeżeli Rocky zrozumiała, w czym rzecz, dlaczego on tego nie dostrzegł? Może był zbyt napalony. Wydawało się, że z Robin mogło być podobnie. Widać było, że myślała o ich wcześniejszej rozmowie i być może zmieniła zdanie. Odwróciła się, żeby zebrać myśli, a potem powiedziała, że jej przykro. W kilku słowach wyznała, że nie wini go bardziej niż samej siebie. To było zwykłe nieporozumienie, na szczęście na czas wyjaśnione. Powiedziała też, że nie obawia się go teraz bardziej niż przedtem.

Tej nocy jednak spała w swoim namiocie.

Cirocco wróciła z ostatniego dnia karnawału, zionąc okowitą i śpiewając w głos. Gaby położyła ją do łóżka, a rano załadowała ją do łodzi i znowu przykryła kocem. Odbili od brzegu i wkrótce dogasające szaleństwo wyspy Inglesina pozostało w tyle. Ophion znowu płynął spokojnie, bez przeszkód, a grupa w skupieniu i ciszy wiosłowała rytmicznie w stronę Morza Zmierzchu.

26. Ścieżka chwały

Zbiornik wody leżący częściowo w obrębie Kriosa, a w części na Fojbe, był zazwyczaj oznaczany na mapie jako Fojbe albo Morze Fojbe, ale w praktyce nikt go tak nie nazywał. Podróżowało się przez Fojbe, a żeglowało po Morzu Zmierzchu.

Nazwa była właściwie dobrana. Zachodni koniec morza leżał na terenie Kriosa, a więc w strefie dnia, a potem morze poprzez strefę mroku sięgało głęboko w noc Fojbe. Kiedy spoglądało się z odległości wystarczającej, by ujawniła się krzywizna Gai, wody Morza Zmierzchu, z początku ciemnoniebieskie i zielone, blakły aż do koloru pomarańczowego i miedzianego, by wreszcie przejść w głęboką czerń. Mniej więcej pośrodku tkwiła duża wyspa znana pod nazwą Unome, zawsze pogrążona w blaknącym świetle zmierzchu, na której były dwa jeziora: Tam Gandria i Tam Concordia. Na wyspie i nigdzie poza nią zamieszkiwała rasa owadokształtnych stworów, które ludziom i tytaniom były znane jako Mistrzowie Żelaza. Z tego, co mówiono w grupie, Robin zrozumiała, że były to stworzenia absolutnie nieprzyjemne, począwszy od zapachu, a skończywszy na wszystkich aspektach ich kultury i moralności. Była zadowolona, że tym razem Czarodziejka nie miała do nich żadnego interesu.

Postanowili wybrać naprawdę ostrożną marszrutę. Północny brzeg Morza Zmierzchu był na tyle bliski prostej wytyczającej cel ich podróży, że trzymanie się go wydawało się bezpieczniejsze, tym bardziej, że morze to znane było z nagłych i gwałtownych burz.

Żegluga przebiegała bez zakłóceń, ale Robin unikała towarzystwa pozostałych członków ekipy. Incydent z Chrisem wprawił ją w ogromne przygnębienie. Nie winiła go za to, co się stało, ale kiedy spotykała czasem jego uważny wzrok, nie mogła powstrzymać dziwnego, mdlącego uczucia. Uważała, że trzeba się uczyć na własnych błędach i pułapkach losu, a eksperyment w miłości heteroseksualnej nauczył ją, że największym jej wrogiem na Gai była jej niewiedza. Nie było to nic specjalnie nowego. Przez całe życie starała się wyłączać ze swego pola percepcji rzeczy, które wydawały się nie mieć bezpośredniego wpływu na jej przetrwanie. Czyniąc tak, często pomijała sprawy, które dostrzegali inni ludzie, bardziej cierpliwi, którzy słuchali wszystkiego i wszystkiemu się przyglądali, choćby rzecz była nie wiem jak trywialna.

Zmieniła również diametralnie swoją opinię o Czarodziejce, jako o nasiąkniętym alkoholem cudaku, którego należało szanować tylko przez wzgląd na tytuł i opowieści o dawnych bohaterskich czynach. To był naprawdę drobiazg, ale Robin nie mogła się oprzeć uczuciu podziwu, kiedy Cirocco miała czas o wszystkim pomyśleć. Cirocco nie mogła ich przecież słyszeć, dopóki Chris nie zaczął jęczeć, co oznaczało, że był już na skraju katastrofy. Cirocco musiała myśleć bardzo szybko, składając razem takie szczegóły jak zgubione środki antykoncepcyjne i skaza genetyczna Robin, uwzględniając ich wspólną niewiedzę i prawdopodobną płodność Robin, i podejmując natychmiastowe działanie bez oglądania się na możliwe następstwa. Nieważne, że jej działanie nie mieściło się w żadnych towarzyskich konwenansach — miała rację, wiedziała o tym i działała.

Zastanawiała się, czy cios Chrisa rzeczywiście zaskoczył Cirocco, czy też przyjęła go świadomie. Było oczywiste, że nie czuł się dobrze w roli najgorszego wojownika w gronie trzech kobiet i jednego mężczyzny. Mogąc ją uderzyć w chwili, gdy doznał tak wielkiej obrazy, miał szansę uratować choć część szacunku dla siebie.

To było coś, czego nigdy nie będzie mogła sprawdzić. Wiedziała natomiast, że w przyszłości nie powinna już lekceważyć Cirocco.

Ophion wypływał z Morza Zmierzchu w podobny sposób jak z Noxu: morze stopniowo zwężało się, by w którymś momencie niepostrzeżenie przeistoczyć się w rzekę. Zamiast szeregu pomp grupa musiała tu pokonać najbystrzejszą kaskadę, jaką kiedykolwiek widzieli. Zatrzymali się na chwilę w ostatnim spokojnym basenie i wspólnie naradzili się, jak to zrobić. Tylko Cirocco i Gaby znały tę część rzeki. Tytanie słuchały, wolno wiosłując do tyłu, by nie dać się porwać prądowi.

Ruszyli w główny nurt pojedynczo. Cirocco z Piszczałką na przedzie, Gaby z Psałterium na końcu. Kiedy nadeszła jej kolej, Robin z entuzjazmem dała się ponieść prędkości. Uklękła na dziobie i wiosłowała zawzięcie, póki Obój nie poradziła jej, by zachowała siły na później i pozwoliła, by rzeka pracowała za nią. Widziała, że mocne, starannie obliczone uderzenia wiosłem w wykonaniu tytanii przynoszą wyniki i też starała się raczej pomagać niż przeszkadzać. Dwukrotnie odpychała się końcem wiosła od podwodnych głazów, raz nawet została nagrodzona zachęcającym okrzykiem Obój. Ciągle jeszcze miała uśmiech na twarzy, kiedy przemknęli łukiem rzeki i wpadli w sam środek chaosu, który zdawał się spadać prosto w dół.

Nie było czasu do namysłu. Robin zmówiła modlitwę i mocniej uchwyciła wiosła.

Czółno zadrżało. Woda chlupnęła przez burtę i zalała jej twarz. Próbowała utrzymać łódź z prądem. Wydawało jej się, że słyszy krzyk Obój, ale ryk zagłuszał słowa. Usłyszała trzask rozdzieranego drewna i nagle znalazła się w wodzie, uczepiona burty łodzi.