Выбрать главу

Piszczałka:

— Też to widzę. Cirocco:

— Masz lepsze oczy ode mnie.

Przez chwilę słychać było tylko oddechy i od czasu do czasu szelest, gdy ktoś czołgał się po piachu. W pewnym momencie Robin poczuła, że ktoś się ociera o jej nogę. Potem rozległ się ostrzegawczy krzyk Piszczałki. Coś upadło na piasek w zasięgu wzroku Robin. Patrzyła na paznokieć swojego kciuka; musiała przesunąć wzrok, by spojrzeć na intruza. To było cienkie ostrze ze szkła o długości około pół metra. Jeden koniec był zaostrzony, drugi wbił się w piasek.

— Wszyscy cali? — To był głos Cirocco. Kilka potwierdzeń. — Strzelają na ślepo w powietrze. Muszą się kryć za tą wydmą. Za chwilę nabiorą śmiałości i wyjrzą, a wtedy strzały będą nieco bardziej celne. Przygotujcie proce.

W chwilę później Robin usłyszała brzęk oręża tytanii. Chris:

— Myślę, że jednego trafiłaś, Valiha. Oops! Niewiele brakowało.

Cirocco:

— Cholera, popatrzcie na Robin. Czy nie da się z tym czegoś zrobić? To musi być piekielne uczucie.

Robin znowu usłyszała świst strzał padających w piasek i poczuła, jak drobiny piasku osypują jej nogi. Zupełnie jej to nie obchodziło. Znowu świst i jakaś ręka chwyciła strzałę, którą obserwowała, wyciągnęła ją i odrzuciła. O kilka centymetrów od niej pojawiła się twarz Gaby.

— Jak ci idzie, dziecko? — Wzięła Robin za rękę i ścisnęła, a potem pogłaskała ją po policzku. — Czy byłoby ci łatwiej, gdybyś wszystko widziała lepiej? Nie wiem, jak można cię ochronić. Gdybym wiedziała, wszyscy byśmy z tego skorzystali.

— Nie — odpowiedziała Robin, jakby z olbrzymiej odległości.

— Chciałabym… Psiakrew. — Gaby walnęła pięścią w ziemię. — Czuję się taka bezsilna. Wyobrażam sobie, jak ty się czujesz. — Kiedy Robin nie odpowiedziała, pochyliła się znowu w jej stronę.

— Posłuchaj, czy nie miałabyś nic przeciwko, gdybym pożyczyła sobie twój pistolet?

— Proszę.

— Zostało ci jeszcze trochę tych rakietowych ładunków? Z wybuchowymi pociskami?

— Trzy magazynki.

— Będę ich potrzebowała. Mam zamiar ustrzelić tę bombę, jeśli tylko zejdzie dostatecznie nisko. A ty leż spokojnie i staraj się o tym nie myśleć. Niedługo zrobimy skok do kabla.

— W porządku — powiedziała Robin, ale tamtej już nie było.

— Jestem z tobą — powiedziała Obój gdzieś z tyłu. Poczuła, jak ręka tytanii obejmuje ją i przelotnie dotyka wilgotnego policzka. — Nie żałuj łez, mała. I na duszy robi się lżej i wszystkich nas to ochroni.

31. Morze ognia

— Jak uważasz, ile sprytu mają te stwory? — spytał Chris, obserwując samotną bombę skręcającą w lewo, żeby wykonać kolejne kółko.

Gaby popatrzyła i nachmurzyła się.

— Nigdy nie należy lekceważyć możliwości intelektualnych czegokolwiek na Gai. Najlepiej dla pewności założyć, że przeciwnik jest tak samo bystry jak ty i dwa razy bardziej nikczemny.

— Czemu więc tak długo zwleka?

Gaby poklepała lufę swojego pożyczonego rewolweru.

— Może już słyszał o tym trafieniu Robin. — Znowu spojrzała w niebo i potrząsnęła głową. — Myślę jednak, że to nie jest całe wytłumaczenie. Wcale mi się to nie podoba. — Popatrzyła na Cirocco.

— No dobra, przekonałaś mnie. Mnie też się to nie podoba. Chris popatrywał to na jedną, to na drugą, ale one na razie najwidoczniej wyczerpały temat.

Nad ich głowami bomba zataczała swoje cierpliwe kręgi. Wydawała się na coś czekać. Ale na co? Od czasu do czasu byli zasypywani gradem kilkudziesięciu strzał piaskowych widm. Wystrzeliwane pionowo w górę, kiedy lądowały na ziemi, miały już tylko niewielką prędkość. Jedna trafiła Piszczałkę w tylną nogę. Wbiła się na pięć-sześć centymetrów w mięsień; postrzał był bolesny, ale strzała była łatwa do wyciągnięcia, bo ostrze nie miało zadziorów. Był to ogień zaporowy, którego celem prawdopodobnie było przygwożdżenie ich do ziemi. Chris czytał gdzieś, że w czasie wojny zużyto w tym celu miliony pocisków.

Jeżeli jednak piaskowe potwory chciały im po prostu utrudnić ruchy, musiało się za tym coś kryć. Szykowały najwidoczniej jakąś niespodziankę albo też czekały na posiłki. Chris pomyślał, że bez względu na to, które z tych przypuszczeń było prawdziwe, logicznym ruchem z ich strony byłby szybki skok do podstawy kabla. Z pewnością dawno by to już zrobili, gdyby nie bomba krążąca nad ich głowami.

— Myślisz, że demony i bomby współpracują ze sobą? — spytał.

Gaby popatrzyła na niego i nie od razu odpowiedziała.

— Mocno wątpię — powiedziała wreszcie. — O ile wiem, duchy pracowały dotąd wyłącznie z przedstawicielami swojej rasy, nawet i wtedy nie szło im zbyt sprawnie. — Kiedy znowu spojrzała w niebo, zasępiła się jeszcze bardziej. Pogładziła Robin kolbą rewolweru i przymierzyła się do odległego celu, szepcząc niby na kurczaka: cip, cip, maleńki, chodź no tu.

— Przestali strzelać — powiedziała Valiha.

Chris zauważył to już przed kilkoma minutami, ale nie odzywał się w irracjonalnym lęku, iż ostrzał zacznie się wtedy od nowa, powodowany czystą przekorą. Rzeczywiście jednak przez pół godziny, jakie minęło od momentu, gdy wykopali swoją wspólną lisią jamę, pociski nadlatywały regularnie co jedną-dwie minuty, a teraz przestały.

— Może jestem pesymistą — powiedziała Gaby — ale to też mi się nie podoba.

— Może sobie poszły — spróbował zgadnąć Piszczałka.

— Pewnie. Jak sobie poszły, to ja jestem tytania z urwanym zadkiem.

Chris nie mógł się już dłużej powstrzymać. Nie było sensu wiecznie sobie powtarzać, że Gaby i Cirocco były znacznie starsze, mądrzejsze i bardziej doświadczone w tych sprawach od niego.

— Myślę, że powinniśmy teraz skoczyć — powiedział. — Mamy już jednego rannego. Jeśli będziemy czekać, aż znowu zaczną strzelać, może być jeszcze gorzej. — Przerwał, czekając na reakcję przyglądających się mu towarzyszy, ale bez skutku. Brnął więc dalej. — To tylko przeczucie, ale martwi mnie, że bomba na coś czeka. Może na posiłki.

Oczekiwał, że przynajmniej Czarodziejka się odezwie. Nie miał właściwie żadnych argumentów z wyjątkiem faktu, że bomby działały już zespołowo, w czasie ataku, który tak tragicznie skończył się dla Psałterium.

Ku jego zaskoczeniu Cirocco i Gaby popatrzyły na siebie z wyraźnym zaniepokojeniem. Zrozumiał, że poza pewną podstawową wiedzą nawet Czarodziejka nie była w stanie odgadnąć, czym jeszcze zaskoczy ich Gaja. Tak wiele było możliwości i nawet rzeczy, o których sądzili, że je znają, mogły się zmienić z dnia na dzień, jeżeli Gai spodobało się stworzyć nowe, nieznane istoty lub zmieniać reguły postępowania stworzeń już znanych.

— Mówi to bardzo wielki szczęściarz, Rocky — odezwała się w końcu Gaby.

— Wiem, wiem. Nie mam zamiaru lekceważyć jego przeczuć. Sama też na to wpadłam. Ale może na to czeka ten sukinsyn tam w górze. Choćbyśmy biegli nie wiem jak, zdąży nas przynajmniej raz zaatakować, a przecież teren jest tam płaski jak naleśnik.

— Myślę, że utrzymam tempo — powiedział Piszczałka.

— Zajmę się Robin — powiedziała Obój.

— Do licha, to przecież wy, tytanie, macie tutaj najwięcej do stracenia — krzyknęła Cirocco. — Myślę, że jestem w stanie zakopać się w piach w kilka sekund, ale kiedy wy leżycie plackiem, tyłek sterczy wam na półtora metra w górę.

— Tym bardziej jestem skłonny pobiec — powiedział Piszczałka. — Nie uśmiecha mi się leżeć tu w roli poduszeczki na igły.