Выбрать главу

– Weekendy spędzam wśród swoich wyborców – wyjaśnił sztywno.

– Jedząc ciastka, popijając słodką herbatę, pochłaniając babeczki z dżemem i śmietaną, a później ogromne kufle piwa. Umrze pan przed czterdziestką, panie Talgarth, chyba że wcześniej zmieni pan tryb życia.

– Zupełnie nie rozumiem, dlaczego tak bardzo przejmuje się pani moim zdrowiem, panno Kinross! – warknął. – Sądzę, że czegoś pani ode mnie potrzebuje. O co chodzi?

– Chciałabym wejść do środka i wypić filiżankę herbaty. Skrzywił się.

– Tam nie jest… hm… zbyt czysto.

– Nie zakładałam, że będzie. Pańskie zasłony aż się proszą o pranie, a okna należałoby umyć. Na szczęście herbatę robi się z wrzącej wody, więc z pewnością jakoś to przeżyję.

Stała i czekała z uniesionymi brwiami. Miała szyderczą minę, ale jej oczy błyszczały łobuzersko. Ciężko westchnął.

– W takim razie proszę, pani pierwsza.

Tylne drzwi prowadziły do pralni z dwiema betonowymi wannami do prania i kurkiem z wodą.

– Przynajmniej ma pan bieżącą wodę – zauważyła. – Dlaczego zatem pański wychodek wciąż znajduje się na podwórku?

– Nie ma kanalizacji – wyjaśnił krótko.

Wprowadził ją do małej kuchni, w której był zlew, piecyk gazowy z czterema palnikami i duży stół z wetkniętymi pod blat drewnianymi krzesłami. Kremowożołte ściany upstrzone były przez muchy; ogromna liczba drobnych kropek tworzyła swoisty wzór. Na stole widać było nieco większe ślady pozostawione przez karaluchy, a na podłodze walały się odchody myszy i szczurów.

– Naprawdę nie może pan tak mieszkać – oświadczyła Nell.

Wysunęła krzesło i usiadła na nim. Z dużej torby wyjęła chusteczkę do nosa i przetarła nią stół, by zrobić czyste miejsce pod łokieć.

– Obecnie parlament płaci panu całkiem niezłe wynagrodzenie, prawda? Niech pan wynajmie kogoś, kto będzie panu sprzątał.

– Nie mogę tego zrobić! – krzyknął, coraz bardziej zdenerwowany jej pogardliwymi uwagami. – Jestem laborzystą, nie zatrudniam służby!

– Bzdury! – powiedziała pogardliwie. – Jeśli chce pan mieć argument z socjalistycznego punktu widzenia, proszę, oto on: daje pan pracę komuś, kto prawdopodobnie rozpaczliwie szuka możliwości zarobienia odrobiny pieniędzy, i dzieli się pan swoim bogactwem z jednym z wyborców. Prawdopodobnie będzie to kobieta, więc w przyszłości nie odda na pana głosu, ale jestem pewna, że jej mąż to zrobi.

– Jej mąż prawdopodobnie już go na mnie oddał.

– Pewnego dnia kobiety też będą głosować, panie Talgarth. Nie można mówić o równości i demokracji, nie dostrzegając, że kobieta to też obywatel.

– Jestem zdecydowanym wrogiem posiadania służby.

– W takim razie nie musi pan traktować jej jak służącej. Niech pan potraktuje ją tak, jak na to zasługuje: jak osobę dobrą w swoim zawodzie, który polega na sprzątaniu. Nie ma w tym żadnej hańby, prawda? Niech pan jej dobrze i w terminie płaci, dziękuje za wspaniałą pracę i sprawi, żeby czuła się potrzebna. Nie zaszkodzi pan sobie u swoich wyborców, jeśli jakaś kobieta w gronie swoich przyjaciółek będzie pana wychwalała pod niebiosa jako demokratycznego pracodawcę. Owszem, to mężczyźni głosują, ale kobiety mogą wpływać na ich głosy, i jestem pewna, że często to robią. Niech więc pan zatrudni kobietę, która nie pozwoli, żeby rósł panu brzuch.

– Ma pani rację – ustąpił niechętnie, wlewając wrzącą wodę do jej filiżanki. Stuknął o stół cukierniczką. – Karaluchy zostawiły na niej swoje ślady, obawiam się również, że nie mam mleka.

– Niech pan sobie kupi skrzynię z lodem. W Arncliffe na pewno jest jakiś sprzedawca lodu. Wychodząc, wcale nie musiałby pan zamykać przed nim domu; nie ma tu niczego, co warto byłoby ukraść. Będzie się pan również musiał pozbyć karaluchów. Żyją w kratkach ściekowych, szambach, wszędzie tam, gdzie jest brud, a kiedy się najedzą, zwracają pożywienie. Widzi pan to, co ja? Na brzegu cukierniczki? To śmiertelna pułapka. Idę o zakład, że w Arncliffe dużo ludzi choruje na tyfus, nie mówiąc już o syfilisie i chorobie Heine – Medina. Jest pan parlamentarzystą. Weźcie się za ścieki. Sydney będzie niebezpiecznym miejscem, dopóki ludzie nie nauczą się czystości. Wytępcie szczury i myszy, bo inaczej pewnego dnia wybuchnie plaga dymienicy morowej.

Nell przyjęła od niego filiżankę czarnej, gorzkiej herbaty i wypiła ją z przyjemnością.

– Chce pani w przyszłości zostać inżynierem, prawda? – spytał cicho. – Ale mówi pani bardziej jak lekarz.

– Tak, właśnie kończę pierwszy rok inżynierii, ale tak naprawdę marzę o tym, żeby zostać lekarzem, zwłaszcza że teraz otworzyli przed kobietami podwoje medycyny.

Niezależnie od tego, jak bardzo go wkurzała, lubił ją. Była taka rzeczowa, taka logiczna, nie użalała się nad sobą, a mimo krytycznych uwag, jakich mu nie szczędziła, wcale nie brzydziła się jego kawalerskimi przyzwyczajeniami. Nell Kinross po prostu lubiła udzielać rozsądnych rad. Szkoda, że jest po przeciwnej stronie barykady – pomyślał. Byłaby cennym nabytkiem w naszych szeregach, nawet gdyby tylko działała poza sceną.

Ku jej ogromnej uciesze przysunął skrzynkę po pomarańczach, żeby na niej usiąść – tak jak przypuszczała, nie przejmował się sprawami materialnymi. Jak bardzo musi go denerwować konieczność noszenia garnituru! Idę o zakład – pomyślała – że gdy w weekendy odwiedza swoich wyborców, wkłada spodnie robocze i podwija rękawy.

– Mam pomysł – powiedziała nagle, wyciągając rękę z filiżanką po dolewkę herbaty. – Zamiast jeść ciastka czy babeczki z dżemem i śmietaną, kiedy walczy pan o głosy, mógłby pan zaproponować, że będzie kopał pan doły, porąbie drewno, po – przesuwa meble. Będzie pan miał trochę ruchu i zabraknie panu czasu na to, żeby się opychać.

– Dlaczego pani tu przyszła, panno Kinross? – spytał. – Co mogę dla pani zrobić?

– Mów do mnie „Nell”, a ja będę mówić do ciebie „Bede”. To takie ciekawe imię, Bede. Wiesz coś o swoim patronie?

– To imię rodzinne – wyjaśnił.

– Nosił je czcigodny Bede, mnich z Northumberland. Podobno pieszo pokonał całą drogę do Rzymu i z powrotem. Napisał pierwszą prawdziwą historię Anglików, chociaż nie wiadomo, czy był Anglosasem, czy Celtem. Żył na przełomie siódmego i ósmego wieku naszej ery i był bardzo dobrym, wręcz świętym człowiekiem.

– To nie ja – zapewnił beztrosko. – Skąd wiesz takie rzeczy?

– Czytam – odparła szczerze. – W Kinross oprócz tego nie było nic do roboty, póki ciocia Ruby nie dała mi zajęcia. To dlatego inżynieria nie sprawia mi żadnych problemów: bardzo dobrze znam teorię, nowinki, a zwłaszcza górnictwo. Potrzebny mi tylko dyplom.

– Wciąż mi nie powiedziałaś, o co ci chodzi.

– Chcę, żebyś porozmawiał z pewnym wrednym starym Szkotem, Angusem Robertsonem, który jest mężem zaufania w Constantine Drills. Chcę odbyć tam praktykę, a właściciele wyrazili już na to zgodę. Tymczasem Robertson powiedział prosto z mostu: „Nie”.

– No tak, metalowcy. Nie rozumiem, dlaczego czują się zagrożeni przez kobietę. Nie wyobrażam sobie, żeby jakakolwiek dama, nawet ty, chciała wiercić, spawać, walić młotkiem, kuć i robić wszystko inne, co robi się ze stalą.

– Nie, chcę opanować sztukę obrabiania stali na tokarce. Żaden inżynier nie może zaprojektować stalowych elementów, nie znając możliwości tokarki.

– Zgadzam się, że praktyka zawodowa to podstawa.

Bede wykrzywił usta, zmarszczył czoło i wbił wzrok w nie – wypitą herbatę.

– W porządku. Porozmawiam z Angusem. Muszę również przekonać przywódców związkowych. Mogą wywrzeć na niego większy nacisk niż ja.