Выбрать главу

– Jaka to wiadomość?

– Że twój chiński proszek zadziałał. Mechanik, który zajmuje się silnikiem parowym, wrócił do pracy i jest cały w skowronkach.

– Napiszę do Angusa liścik z wiadomością, że jego mechanik może sobie kupić więcej tego proszku u chińskiego zielarza w Haymarket. Gdyby jednak chciał zażywać to lekarstwo regularnie, powinien popijać je mlekiem, a nie wodą. To wspaniały lek, ale – niestety – żołądek źle go znosi. Mleko pomaga żołądkowi przyjąć każde lekarstwo wszelkiej narodowości.

– Zaczynam dochodzić do wniosku, Nell, że mimo swoich umiejętności technicznych lepiej byś się spisała jako lekarz – powiedział Bede.

Pchnęła go w stronę drzwi, bardziej zadowolona z tego stwierdzenia niż ze wszystkich komplementów, jakie jej prawił.

– Dziękuję, że przyszedłeś.

– Dziękuję, że mnie zaprosiłaś – zareplikował, schodząc ze schodów i nie próbując jej nawet dotknąć. – Może gdy będziesz już po wszystkich egzaminach, przed powrotem do Kinross wpadłabyś do mnie na kolację? Możesz w to uwierzyć lub nie, ale jestem dobrym kucharzem. W mojej rodzinie wszystkie dzieci po kolei pełniły dyżur w kuchni. Mój dom będzie czystszy, obiecuję.

– Dziękuję, chętnie przyjdę. Po prostu zadzwoń – powiedziała, zamykając drzwi.

Zamyślony, szedł w stronę Redfern, niezbyt pewny swoich uczuć. Coś go w Nell bardzo mocno pociągało – może to, że była nieustraszona i nieugięta. Sposób, w jaki zmierzała prosto do celu, a mimo to nigdy nie robiła niczego, dopóki nie nadszedł odpowiedni czas. Ciekawe, czy Alexander Kinross wie, że jego córka chce być lekarzem. Medycyna jest najmocniej bronionym męskim bastionem; może dlatego, że jeśli dobrze się nad tym zastanowić, byłoby to idealne zajęcie dla kobiet? Niemniej sir Alexander z pewnością chce mieć Nell przy sobie w swoich interesach, a przywykł do tego, że stawia na swoim. Z drugiej strony to samo można powiedzieć o pannie Nell.

Nie kontaktowali się ze sobą między tą kolacją a egzaminami, które Nell zdała śpiewająco – pewniejsza siebie dzięki praktykom, które bardzo się od siebie różniły i sprawiały tyle satysfakcji. W głębi duszy się zastanawiała, czy profesorowie zechcą przytrzeć jej nosa, zaniżając oceny z egzaminów, ale gdyby spróbowali to zrobić, była przygotowana. Zabrałaby swoje arkusze egzaminacyjne i zażądała, żeby jej pracę ocenił ktoś z Cambridge – jakiś człowiek, który nie znałby jej płci. Z pewnością wezwanie do sądu nie sprawiłoby przyjemności wydziałowi nauk ścisłych i kierunkowi inżynieria.

Być może jednak profesor Warren i jego koledzy czuli, jak daleko jest gotowa się posunąć ta okropna dziewczyna, a może po prostu zależało im na pieniądzach, które obiecał jej ojciec; tak czy inaczej, niezależnie od powodów, ocenili ją sprawiedliwie. W dziedzinie takiej jak inżyniera, gdzie odpowiedzi przeważnie są albo poprawne, albo błędne, oznaczało to, iż Nell znacznie górowała nad całym swoim rocznikiem. Daleko, daleko za nią, na drugim miejscu znalazł się Chan Min, a tuż za nim Wo Ching. Donny Wilkins był najlepszy na budownictwie lądowym i architekturze, a Lo Chce na budowie maszyn. Studenci pochodzący z Kinross odnieśli zdecydowane zwycięstwo.

Nell napisała do Bede na adres domowy, że jeśli zaproszenie jest nadal aktualne, chętnie zje kolację w jego domu. Bede w odpowiedzi podał dzień i godzinę.

Zauważył, że Nell nie lubi obnosić się ze swym bogactwem. Kiedy dwa tygodnie później pojawiła się u niego punktualnie o szóstej, skorzystała z tramwaju, a potem kilka przecznic od centrum handlowego pokonała na piechotę, chociaż mogła wsiąść do dorożki, wyruszyć spod swoich drzwi i wygodnie dojechać do Arncliffe. Miała na sobie inną szarą, bawełnianą, bezkształtną suknię, której dolny obrąbek znajdował się przynajmniej dziesięć centymetrów powyżej kostek – byłoby to bardzo wyzywające, gdyby kreacja uszyta została z czerwonego materiału, a zbyt śmiałe w każdym innym kolorze. Nell nie miała na głowie kapelusza – następna gafa – nie nosiła żadnej biżuterii, a przez ramię przerzuciła ogromną skórzaną torbę.

– Dlaczego masz taką krótką suknię? – spytał, witając ją w bramie.

Nell puściła to pytanie mimo uszu. Z przyjemnością patrzyła na otoczenie.

– Bede, widzę, że pozbyłeś się chwastów! Czyżbym na tyłach naprawdę widziała grządkę z warzywami?

– Tak A zauważyłaś, że zniknął mi brzuszek? – spytał. – Miałaś rację, potrzebowałem ruchu. Wyjaśnij mi jednak, dlaczego masz taką krótką suknię.

– Ponieważ nie lubię zamiatać kurzu – powiedziała, krzywiąc się. – Wystarczy, że brudzę sobie podeszwy butów. Po co brudzić coś, czego nie można wyprać po każdym użyciu?

– Czy to znaczy, że każdorazowo myjesz podeszwy butów?

– Oczywiście, zwłaszcza po pobycie w miejscu, gdzie było brudno. Tylko pomyśl, co przylepia się do podeszew! Ulice są śliskie od śliny, śluzu, świństwa, które jakiś facet wydmuchał z nosa, korzystając z palców. Obrzydlistwo! Nie mówię już o wymiocinach, odchodach psów i zgniłych śmieciach.

– Wiem coś na temat śliny. Musieliśmy wprowadzić mandat za spluwanie w wagonach tramwajowych i kolejowych – powiedział, idąc ścieżką w stronę frontowych drzwi.

– Zasłony są czyste, okna też – pochwaliła, wyraźnie zadowolona.

Wprowadził ją do środka, jednak nie robił tego ze zbyt wielką dumą, ponieważ nie miał żadnych mebli, które byłyby godne uwagi: jedną starą sofę ze zwisającymi sprężynami, komodę i ogromne, zniszczone stare biurko z wsuniętym pod nie krzesłem. Jednak przy stole kuchennym stały teraz dwa krzesła, a skrzynka po pomarańczach zniknęła. Podłogę stanowiły czyste deski, część przykrywało tanie linoleum, ale ktoś zeskrobał ze ścian ślady po muchach i nigdzie nie było widać odchodów myszy czy szczurów. Ani karaluchów.

– Jeszcze nie udało mi się pozbyć tych wstrętnych stworzeń – powiedział, siadając przy stole kuchennym. – Są niezniszczalne!

– Porozstawiaj spodeczki z czerwonym winem – poradziła Nell. – Nie oprą się pokusie i potoną. – Zachichotała. – To ucieszyłoby Towarzystwo Antyalkoholowe, nie sądzisz? – Kaszlnęła uprzejmie. – Zakładam, że tylko wynajmujesz ten domek. Nie jesteś jego właścicielem? – spytała.

– Nie jestem.

– W takim razie spróbuj namówić gospodarza, żeby ogrodził teren parkanem wysokim na metr osiemdziesiąt. Wtedy mógłbyś trzymać na podwórku tuzin kur. Dzięki temu miałbyś jajka, a jednocześnie zewnętrznych obrońców przed karaluchami. Kury uwielbiają wydziobywać karaluchy.

– Skąd ty to wszystko wiesz?

– Mieszkamy w Glebe, gdzie aż się roi od karaluchów. Butterfly Wing pozbyła się ich za pomocą spodeczków z czerwonym winem i armii kur, które spacerują po podwórku.

– Czemu nie nosisz kapelusza? – spytał, otwierając drzwi pieca i zaglądając do środka.

– Cudownie pachnie – westchnęła. – Po prostu nienawidzę kapeluszy, to wszystko. Są kompletnie bezużyteczne, a z dnia na dzień stają się coraz brzydsze. Jeśli długo przebywam na słońcu, wkładam słomkowy kapelusz, jakiego używają chińscy kulisi; to jest rozsądne rozwiązanie.

– A, jak zauważyłem w Constantine Drills, w fabryce nosisz kombinezon. Nic dziwnego, że stary Angus nie chciał się na ciebie zgodzić.

– Zastanów się, czy ktokolwiek rozsądny chciałby, żeby w fabryce czy warsztacie koło zamachowe wciągnęło kobiecą spódnicę. Chociaż rzeczywiście kombinezony nie są zbyt seksowne, jeśli wiesz, o co mi chodzi.

– To prawda – przyznał, ustawiając garnki na piecu.

– Co jest na kolację? – spytała.

– Pieczony udziec jagnięcy, ziemniaki, pieczona dynia, trochę zmielonych amerykańskich orzeszków oleistych i „zamordowana fasola”.