Выбрать главу

W drzwiach powitała ich Elizabeth. Ruby, koniecznie chcąc zobaczyć jej reakcję na widok niespodziewanego gościa, wypchnęła Lee przed siebie i Sunga.

Jak to jest, kiedy po raz pierwszy widzi się jakąś kobietę po tak długiej przerwie? Lee poczuł potworny ból, przykry ucisk we wnętrznościach, agonię i żal, smutek i rozpacz; wszystko dlatego, że zobaczył widmo własnych uczuć, nie Elizabeth.

Z uśmiechem na ustach pocałował dłoń widma, pochwalił jego wygląd i poszedł do salonu, zostawiając za sobą Ruby i Sunga. W salonie byli już Alexander i Constance Dewy. Constance podeszła do Lee, żeby go pocałować, uścisnęła mu ręce i przyjrzała mu się z prawdziwym współczuciem, które go zaskoczyło. Dopiero gdy siedział bezpiecznie w fotelu, zdał sobie sprawę, że tak naprawdę w ogóle nie widział Elizabeth.

Nie widział jej również podczas kolacji. Ponieważ było ich tylko sześcioro, Alexander nie wykorzystał miejsc na końcach stołu. W związku z tym Lee siedział z jednej strony Sunga, a Elizabeth z drugiej. Naprzeciwko miejsca zajęli Alexander i – nieco dalej – Constance i Ruby.

– W towarzystwie nikt nie zaakceptowałby takiego rozmieszczenia gości – przyznał beztrosko Alexander – ale we własnym domu mogę sadzać mężczyzn razem, a kobietom umożliwić babskie pogaduszki. Nie zostaniemy również w jadalni na porto i cygara, lecz wyjdziemy z paniami.

Lee wypił więcej wina niż zazwyczaj, na szczęście jedzenie, tak wspaniałe jak zawsze – Chang wciąż był szefem kuchni – złagodziło skutki nadmiernego spożycia alkoholu. Gdy przenieśli się do salonu na kawę i cygara, Lee pokrzyżował plany Alexandra, jeśli chodzi o zajmowanie miejsc, odsuwając swoje krzesło nieco do tyłu i odgradzając się od powszechnej wesołości. Żyrandole wyposażone były teraz w żarówki elektryczne zamiast świec, gazowe niegdyś kinkiety na ścianach również wykorzystywały prąd. To światło jest takie ostre – pomyślał Lee. Brakuje sympatycznych wysepek cienia, zielonkawego blasku lamp gazowych i pieszczotliwego, złocistego światła świec. Być może elektryczność jest naszą przyszłością, ale brak jej… romantyzmu. Jest raczej bezlitosna.

Ze swojego miejsca ze zdumiewającą wyrazistością widział Elizabeth. Och jaka ona piękna! Jak z obrazu Vermeera – tak jasno oświetlona, że wyraźnie widać każdy szczegół. Jej włosy wciąż były tak czarne jak jego, delikatne fale zebrała w ogromny kok z tyłu głowy, rezygnując z tak modnych obecnie loków. Czy ona kiedykolwiek nosi ciepłe kolory? Lee nie mógł sobie tego przypomnieć. Tego wieczoru miała na sobie ciemnoniebieską suknię z krepy, z prostą spódnicą bez trenu. Większość tego typu kreacji ozdabiano koralikami, ale suknia Elizabeth była gładka i pozbawiona frędzli. Jej szyję, uszy i nadgarstki zdobił garnitur szafirów i brylantów, miała też brylantowy pierścionek zaręczynowy. Zniknął jednak turmalin. Na prawej ręce Elizabeth nie nosiła żadnych pierścionków.

Między pozostałymi osobami toczyła się ożywiona dyskusja, więc Lee cicho odezwał się do Elizabeth:

– Widzę, że nie nosisz już turmalinu.

– Alexander dał mi go w podziękowaniu za dzieci, które miałam mu urodzić – wyjaśniła. – Zieleń za chłopców, róż za dziewczynki. Nie dałam mu chłopców, więc zdjęłam pierścionek. Zresztą był za ciężki.

Ku zdumieniu Lee Elizabeth sięgnęła do srebrnej szkatułki na stoliku obok swojego krzesła i wyjęła długiego papierosa oraz zapałki, które znajdowały się w bocznej przegródce. Lee wstał, wziął od niej zapałki i podpalił jej papierosa.

– Zapalisz? – spytała, unosząc wzrok.

– Dziękuję.

Swoim spojrzeniem nie przekazywała mu żadnej informacji, w jej oczach było widać jedynie uprzejme zainteresowanie. Wrócił na swoje krzesło.

– Odkąd palisz papierosy? – spytał.

– Mniej więcej od siedmiu lat. Wiem, że damy nie powinny tego robić, ale chyba twoja matka mnie zepsuła. Przestałam się przejmować tym, co myślą inni. Ograniczam się do palenia ich po kolacji, ale gdy jestem z Alexandrem w Sydney i idziemy do jakiegoś lokalu, po zjedzeniu ja zapalam papierosa, a on cygaro. Ze sporym rozbawieniem obserwuję reakcję innych gości – wyznała z uśmiechem na ustach.

Na tym ich rozmowa się skończyła. Elizabeth z pewną przyjemnością paliła papierosa, a Lee się jej przyglądał.

Alexander odciągnął Sunga na bok i o czymś z nim rozmawiał.

Ruby dyskretnie rozciągała palce, przygotowując się do gry na fortepianie; odczuwała w dłoniach denerwującą sztywność, ból, który najbardziej dokuczał jej rano. Okazało się jednak, że Alexander i Sung właśnie doszli do jakiegoś spornego punktu i z pewnością nie byliby zachwyceni, gdyby w tej chwili zaczęła grać, tymczasem Constance drzemała nad swoją szklaneczką porto – ostatnio zaczęła nabierać zwyczajów starszych pań. Nie mając nic lepszego do roboty, Ruby, powodowana niezwykłym przypływem miłości, spojrzała na swoje nefrytowe kociątko. Lee przyglądał się Elizabeth, która odwróciła się do niego bokiem, ukazując mu swój idealny profil, i słuchała Alexandra oraz Sunga. Nagle serce Ruby tak mocno załomotało w piersiach, że uniosła do niego rękę, a potem zacisnęła ją na pasku w talii. Była zaszokowana tym, co dostrzegła w oczach Lee! Bezbrzeżną tęsknotę, ogromne pragnienie. Gdyby nagle zaczął zdzierać z Elizabeth ubranie, nie wyjawiłby swoich uczuć wyraźniej niż patrząc na nią takim wzrokiem.

Mój syn jest po uszy zakochany w Elizabeth! Od jak dawna? Czy to dlatego…?

Ruby gwałtownie wstała, budząc przy tym Constance oraz przerywając rozmowę Alexandra z Sungiem, i podeszła do fortepianu. Co dziwne, jakimś cudem znalazła w palcach siłę i ekspresję, których od dawna jej brakowało, jednak nie była to odpowiednia chwila na Brahmsa, Beethovena czy pieśni Schuberta. Sytuacja aż się prosiła o Chopina, jego tonacje molowe, wzruszające falowanie linii melodycznej i pasaże, które tak pięknie wyrażały to wszystko, co Ruby zobaczyła w oczach syna. Niespełnioną miłość, nieszczęśliwe uczucie, tęsknotę, którą musiał odczuwać Narcyz, gdy bezskutecznie próbował pochwycić własne odbicie w jeziorze, albo Echo, kiedy na niego patrzyła.

Goście zostali do późna, oczarowani Chopinem. Elizabeth od czasu do czasu sięgała po papierosa, a Lee za każdym razem go jej zapalał. O drugiej w nocy Alexander poprosił o herbatę i dodatkowe kanapki, a potem zaproponował, żeby Sung został na noc.

Odprowadził Lee i Ruby do kolejki, a nie chcąc budzić w środku nocy palacza, osobiście uruchomił silnik, co nie było takie trudne, zważywszy, że kocioł zawsze był pełny.

W wagoniku Ruby ujęła dłonie Lee.

– Tak pięknie dzisiaj grałaś, mamusiu. Skąd wiedziałaś, że chętnie posłucham Chopina?

– Ponieważ zauważyłam – powiedziała Ruby prosto z mostu – jak patrzyłeś na Elizabeth. Od jak dawna ją kochasz?

Wstrzymał oddech, a potem wypuścił powietrze z płuc.

– Nie wiedziałem, że się zdradziłem. Czy ktoś jeszcze to zauważył?

– Nie, moje nefrytowe kociątko. Nikt, oprócz mnie.

– W takim razie moja tajemnica jest bezpieczna.

– Tak bezpieczna, jakbym o niczym nie wiedziała. Od jak dawna ją kochasz, Lee? Od kiedy?

– Chyba od siedemnastego roku życia, chociaż potrzebowałem dużo czasu, żeby to sobie uzmysłowić.

– To dlatego się nie ożeniłeś, dlatego nie zostałeś tu zbyt długo i dlatego uciekłeś. – Policzki Ruby błyszczały od łez. – Och Lee, co za cholerny pech!

– Mało powiedziane – westchnął szorstko, szukając chusteczki. – Proszę.

– W takim razie czemu teraz wróciłeś do domu?

– Żeby znów ją zobaczyć.

– Z nadzieją, że ci przeszło?

– Nie, wiedziałem, że wciąż ją kocham. Miłość do niej rządzi moim życiem.