– Już wszystko w porządku, Alexandrze, wiem, że nie mogę uciec. Chciałam tylko przyjść nad sadzawkę. Pewnie myślisz, że zwariowałam, ale to nieprawda. Słowo daję. Po prostu musiałam tu przyjść.
Lee podszedł tak blisko, że mógł jej dotknąć, ale nie zrobił tego, jedynie usiadł tuż za nią ze skrzyżowanymi nogami i rękami luźno wspartymi na kolanach. Och, co za ulga! Mówiła jak osoba bardzo wyczerpana, ale nie jak wariatka.
– Dlaczego musiałaś przyjść nad sadzawkę, Elizabeth? – spytał przez wiatr i deszcz.
– Kim jesteś?
– To ja, Lee.
– Ochhh… – westchnęła. – Wciąż śnię!
– To naprawdę ja, nie sen, Elizabeth.
Zbiorniczek lampki górniczej był już niemal pusty. Rzucała jeszcze niewielki krąg światła na skałę, tuż obok jego kolan, ale oświetlała jedynie dłonie Lee. Elizabeth odwróciła się i bacznie im się przyjrzała.
– To rzeczywiście ręce Lee – przyznała. – Rozpoznałabym je nawet na końcu świata.
Wstrzymał oddech i zaczął drżeć.
– Dlaczego?
– Są takie piękne.
Lee wysunął jedną z nich do przodu, zdjął z kolan dłoń Elizabeth, pogłaskał żonę Alexandra po plecach i odwrócił ją w swoją stronę.
– Te ręce cię kochają – zapewnił. – Ja również. Zawsze cię kochałem, Elizabeth, i zawsze będę cię kochał.
Wokół było tak mało światła, a jednak oślepiało jak słońce. Dzięki temu Elizabeth ujrzała wyraz oczu Lee, nim ich wargi zbliżyły się do pierwszego pocałunku, delikatnego i czułego, jak przystało na chwilę, na którą oboje czekali przez pół życia.
Lee za bardzo się bał, że znów może ją stracić, dlatego nawet nie pomyślał o tym, żeby pójść do juków po koce, płaszcz przeciwdeszczowy i zapas nafty, więc położył Elizabeth na swoim ubraniu. Była zbyt wniebowzięta, by dostrzec cokolwiek poza jego ustami, rękami i skórą. Kiedy zsunął jej z ramion suknię, by odsłonić piersi i przytulić ją do siebie, jęknęła i zadrżała z rozkoszy, która przeniknęła ją do szpiku kości. To uczucie trwało i trwało, i trwało…
Kto wie, ile razy kochali się na twardej ziemi i w strugach deszczu? Z pewnością nie wiedziała tego nawet lampka, której płomyk zmalał do rozmiaru główki od szpilki, a potem zgasł.
W końcu wyczerpana Elizabeth zapadła w sen. Lee, całkowicie przytomny, zaskoczony tym, co się właśnie wydarzyło, i zdumiony reakcją Elizabeth, musiał wrócić do rzeczywistości. Chociaż rozstanie z nią powodowało fizyczny ból, po omacku dotarł do cierpliwie czekającego konia, żeby wyjąć zapasową naftę i zegarek. Była trzecia w nocy. Z powodu ciężkich chmur i deszczu świt nastąpi nieco później niż zwykle, mimo to zostało do niego nie więcej niż dwie godziny. Skoro to on ją znalazł, poszukiwania dwóch pozostałych panów okazały się bezowocne, w związku z tym rozgorączkowany Alexander może wyruszyć o świcie z ludźmi, którzy nie będą potrzebni do walki z powodzią Poziom wody w sadzawce wyraźnie się podniósł i nadal będzie się podnosił. Trzeba przenieść Elizabeth w inne miejsce. Jak to zrobić? Lee za nic w świecie nie mógł dopuścić do tego, żeby Alexander znalazł ich splecionych w uścisku jak para kochanków, którymi właśnie się stali.
Zdjął juki z konia i zaniósł je z powrotem na skałę, po czym otworzył piersiówkę z brandy.
– Elizabeth! Elizabeth, kochanie! Elizabeth, obudź się!
Poruszyła się, niewyraźnie zaprotestowała i z powrotem zapadła w sen. Potrzebował kilku minut do namówienia jej, by się trochę podniosła. Gdy jednak wypiła łyk brandy, całkowicie oprzytomniała i zadrżała.
– Kocham cię – powiedziała, trzymając jego twarz w dłoniach. – Odkąd sięgam pamięcią.
• Pocałował ją, ale szybko się odsunął, nie czekając, aż wszystko zacznie się od nowa. Była przemarznięta do szpiku kości, ratowało ją jedynie podniecenie i ciepło jego ciała.
– Ubierz się – powiedział. Nie był to rozkaz, lecz błaganie.
– Musimy wrócić, nim Alexander rozpocznie poszukiwania na pełną skalę.
Było zbyt ciemno, żeby mógł zobaczyć jej twarz. Widział tylko rozmazaną plamę, ale wyczuł, że na wspomnienie męża zaniepokoiła się i napięła mięśnie. Otulił ją kocem, zarzucił na niego płaszcz przeciwdeszczowy, a potem napełnił zbiorniczek lampy i zapalił ją, żeby oświetlała im drogę powrotną.
– Nie masz butów?
– Nie, zgubiłam je.
Trudno było podsadzić ją na konia. Kiedy już jednak siedziała w siodle, a Lee mocno ją trzymał, mogli rozmawiać podczas jazdy na grzbiecie klaczy, która wyraźnie czuła, że zmierza w stronę domu i ciepłej stajni.
– Kocham cię – zaczął, nie chcąc mówić o niczym innym.
– Ja ciebie też.
– Ale to nie wszystko, najdroższa Elizabeth.
– Wiem. Jest jeszcze Alexander – przyznała.
– Co chcesz zrobić? – spytał.
– Mieć cię przy sobie – oświadczyła spokojnie. – Nie zniosłabym rozstania z tobą, Lee. Jesteś dla mnie zbyt cenny.
– Czy to znaczy, że wyjedziesz ze mną?
W tym momencie Elizabeth wróciła do rzeczywistości. Lee poczuł, jak skuliła się w jego ramionach i westchnęła.
– Nie mogę, Lee! Nie sądzę, by Alexander pozwolił mi odejść. A nawet gdyby się zgodził, jest jeszcze Dolly, którą muszę się opiekować. Nie mogę opuścić dziecka Anny.
– Wiem. W takim razie co chcesz zrobić?
– Mieć cię przy sobie. Niech to będzie nasza tajemnica, przynajmniej na razie, dopóki nie będę w stanie logicznie się nad tym zastanowić. Jestem taka zmęczona, Lee!
– W takim razie zachowajmy to w tajemnicy.
– Kiedy znów się zobaczymy? – spytała przestraszona.
– Najpierw musi przestać padać, kochanie. Jeśli będzie powódź, to dopiero za jakiś tydzień. Umówmy się za tydzień.
– Och, chyba umrę!
– Nie, będziesz żyła… dla mnie. Spotkajmy się za siedem dni nad sadzawką. Popołudniu, dobrze?
– Dobrze.
– Jak sądzisz, uda ci się dochować tajemnicy?
– Od ślubu z Alexandrem bez przerwy coś przed nim ukrywam, więc dlaczego miałoby mi się nie udać?
– Śpij.
– A jeśli coś się stanie i nie będziesz mógł przyjść?
– Wtedy dowiesz się od Alexandra, ponieważ będę z nim. Spij, najdroższa.
Tuż przed świtem Lee podjechał pod dom i zawołał, że znalazł Elizabeth. Alexander delikatnie odebrał od niego śpiącą i bladą żonę, po czym wniósł ją do domu, do Nell. Kiedy po chwili wyszedł, by z całego serca podziękować wybawcy, okazało się, że Lee oddał konia Summersowi i poszedł do domu, do Ruby.
– To dziwne – mruknął Alexander, marszcząc czoło.
– Myślę, że nie, sir Alexandrze – powiedział Summers, który starał się logicznie myśleć. – Biedak był kompletnie przemoczony, a jest o wiele masywniej zbudowany od pana, więc pańskie ubranie by na niego nie pasowało, prawda?
– Zgadza się, Summers. Zapomniałem.
W związku z tym Lee przyjął gorące podziękowania dopiero trzydzieści sześć godzin później, gdy Alexander pojawił się w hotelu po wizycie u swojego prawnika Brumforda.
– Czy Elizabeth dobrze się czuje? – spytał Lee, dochodząc do wniosku, że w takich okolicznościach bez strachu może wyrazić pewne obawy.
– Tak, co bardzo mnie dziwi. Nell jest trochę zdezorientowana. Przygotowała się na wszystko – od zapalenia płuc po zapalenie opon mózgowych – ale po dwudziestoczterogodzinnym śnie Elizabeth obudziła się dziś rano świeża, wypoczęta i zjadła obfite śniadanie.
Alexander wcale nie wyglądał na świeżego i wypoczętego; miał zaczerwienione oczy i wymizerowaną twarz. Chociaż wyraźnie starał się nadrabiać miną, nie bardzo mu to wychodziło.
– Dobrze się czujesz, Alexandrze? – spytał Lee.