Kopiąc przed sobą szpulę z drutem, poszedł śliskim chodnikiem do galerii. Czekali tam już na niego Summers, Lee i Prentice. Ten ostatni podciągnął szpulę do rozdzielni i pochylił się, by uciąć drut, który miał zamiar osobiście podłączyć. Alexander odebrał mu kabel i sam wykonał to zadanie. Co za wybredny, pieprzony gnojek! – pomyślał Prentice. Osobiście musi wszystko zrobić, jakby tylko on jeden to potrafił.
– Kochany numer jeden jest gotowy do odstrzału – oznajmił Alexander rzeczowo i uśmiechnął się do nich.
Był brudny i cholernie zmęczony, ale wyraźnie szczęśliwy.
Prentice włączył syrenę, która ostrzegała wszystkich, że lada chwila nastąpi wybuch. Gdy w końcu przestała wyć, Alexander nacisnął przełącznik na rozdzielni. Amperomierz pokazał, że prąd popłynął. Stali z rękami na uszach, tak samo jak czterdziestu innych mężczyzn, ale wybuch nie nastąpił. Korytarz numer jeden tonął w ciemności, ponieważ wyłączyło się w nim światło.
– Cholera! – mruknął Alexander. – Kabel musi być przerwany.
– Zaczekaj! – krzyknął ostrzegawczo Lee. – Alexandrze, zaczekaj chwilę,. Może nastąpić opóźniony zapłon.
W odpowiedzi Alexander wyłączył prąd. Wskazówka amperomierza opadła na zero.
– Sam to naprawię – powiedział, biorąc lampę i ruszając w głąb korytarza. – To mój odstrzał. Wy wszyscy macie stać tutaj, jasne?
Tym razem pokonał całą odległość w kilku susach, uśmiechnięty od ucha do ucha i zadowolony, że mu się udało. Mężczyźni, którzy zostali za jego plecami, nie wiedzieli, że prąd wciąż płynął; w rozdzielni zamontował obejście, które uruchomiło się w chwili, gdy wyłączył przełącznik. Obejście omijało również amperomierz.
Na ziemi leżały dwa druty, nagie miedziane końcówki połyskiwały różowawo w świetle lampy. Alexander postawił latarnię na ziemi i wziął po jednym drucie do każdej ręki.
– To zdecydowanie lepsze rozwiązanie niż sikanie na starość do własnych butów – powiedział i z dziką przyjemnością połączył oba druty.
Cały tunel rozerwał się na kawałki, odłamy skalne pofrunęły na odległość trzystu metrów. Góra, w której trzy metry od powierzchni ściany znajdował się spory uskok, zdawała się zapaść po odpaleniu ogromnej ilości dynamitu. Po pierwszym wybuchu w powietrzu rozległ się straszliwy huk. Mężczyźni w galerii zostali porozrzucani na boki jak pęcherze w gotującej się wodzie. W powietrzu zawirowały drobne cząsteczki i przetoczyła się chmura pyłu, która popędziła sztolniami do góry i na zewnątrz, a także w dół do punktu przeładunkowego. Huk było słychać w Kinross, słabe odgłosy dotarły nawet na szczyt góry, mimo to, gdy pył opadł, Lee, któremu wciąż dzwoniło w uszach, zobaczył, że galeria została nietknięta. Na zewnątrz wyły syreny, z miasta biegli ludzie – o Jezu, tylko nie tąpnięcie! Kto zginął? Ile korytarzy i sztolni znalazło się pod zwałami kamieni?
Najważniejsze było zapewnienie bezpieczeństwa. Kiedy Lee wraz z grupką sztygarów przeprowadzał inspekcję, okazało się, że zawalił się tylko korytarz numer jeden. W innych miejscach nie było nawet pęknięć na dźwigarach, podartego płótna, wygięć na szynach. Cała siła wybuchu ograniczyła się do korytarza numer jeden.
Ten człowiek to geniusz – pomyślał Lee tępo, gdy razem z Summersem poszedł korytarzem numer jeden tak daleko, jak się dało. Alexander tak podłożył ładunek, żeby spowodować jak największe spustoszenie w bardzo ograniczonej przestrzeni. Nie ucierpiał żaden fragment Apokalipsy poza najstarszym korytarzem.
– Stary, kochany numer jeden. Lubi mnie jak nikt. Summers zachowywał się jak mały chłopiec, większość mężczyzn w galerii szlochała, ale Lee nie mógł zdobyć się na łzy. Podczas gdy Prentice i sztygarzy przygotowywali sprzęt do próby odkopania Alexandra, Lee podszedł dyskretnie do rozdzielni i wyjął kabel, który łączył ją z generatorem. Obrócił drut w rękach, odsunął dodatkową osłonę i zrozumiał, co zrobił Alexander. Zawsze lubiłeś sztuczki, prawda? Nikt go nie obserwował, więc Lee odpiął obejście, wsadził kabel do kieszeni spodni, a potem zdemontował całe urządzenie. Gdyby ktoś je zbadał, nawet przetestował w laboratorium, zachowałoby się dokładnie tak, jak powinno. Idę o zakład, że nawet wiedziałeś, iż ja to znajdę. Alexandrze Kinrossie, chciałeś zginąć w wypadku, który wyglądałby na kaprys losu i za który nikt nie ponosiłby żadnej odpowiedzialności. Pomogę ci w dokonaniu przestępstwa. Jestem ci to winien. Zresztą nie tylko to.
Oczywiście, nigdy go nie znajdą. Kiedy nastąpił koniec świata, Alexander wcale nie wracał do galerii. Był tam, na przodku, z gołymi drutami w rękach. Wzniosłeś sobie wieczny grobowiec, Alexandrze Kinrossie. Jak król w złotym mauzoleum.
– Jim – powiedział Lee do Summersa, który wciąż zawodził. – Posłuchaj mnie! Nie mogę tu zostać, ponieważ ktoś musi zawiadomić kobiety. Mężczyźni, jeśli chcą, mogą przekopać trzydzieści metrów, nie więcej. Jeśli nie znajdą go w tej odległości, będzie to znaczyło, że nie żyje. Zresztą i tak wszyscy dobrze wiemy, że zginął. Pozwól im jednak spróbować, dzięki temu poczują się lepiej. Wrócę tak szybko, jak będę mógł.
Summers, który przez całe życie słuchał rozkazów, wytarł twarz i nos, po czym spojrzał na Lee zmęczonymi oczami.
– Tak jest, doktorze Costevan. Dopilnuję wszystkiego.
– Dobry z ciebie człowiek – powiedział Lee, poklepując go po plecach.
Zjechać w dół, do miasta, czy zacząć od Kinross House? Pojadę w dół – zadecydował. Ruby pierwsza usłyszy plotki, więc to ją trzeba zawiadomić najpierw.
Co Alexander powiedział wczoraj pod koniec rozmowy? Że musi wymyślić jakiś sposób, aby mnie zatrzymać, a jednocześnie zwrócić wolność Elizabeth? Tak, coś takiego. Tylko kto się domyśli, że tak właśnie wyglądało jego rozwiązanie? Kto będzie na tyle zdeterminowany, by spróbować dotrzeć do sedna sprawy? Kobiety nigdy się nie dowiedzą, że to nie był wypadek, w związku z tym Elizabeth nie będzie miała wyrzutów sumienia, a Ruby nie zacznie pałać nienawiścią. Gdyby moja matka wiedziała, że Alexander popełnił samobójstwo, uważając, że to najlepszy sposób na wybrnięcie z trudnej sytuacji, znienawidziłaby Elizabeth na zawsze. To oznaczałoby następny rozłam. W ten sposób rozmowa między mną a Alexandrem została naszą tajemnicą. Zginął w wypadku w kopalni. Zdarza się. Och, nie obejdzie się bez spekulacji! Jakim cudem ładunek wybuchnął, skoro był wyłączony prąd? Dlaczego wybuch był tak silny? Dlaczego Alexander nie wpuścił nikogo innego do korytarza numer jeden? Tyle że nikt nie będzie znał prawdy – oprócz mnie… i Alexandra.
Kiedy Ruby, która czekała niespokojnie na werandzie, zobaczyła, jak Lee nadchodzi od strony kolejki, musiała przytrzymać się słupka, żeby nie upaść. Gdy Lee podszedł bliżej, zobaczyła jego twarz – twardą, poważną, napiętą. Czy to widok syna, czy może jakieś tajemnicze przeczucie, coś jednak nagle powiedziało jej z absolutną pewnością, że Alexander nie żyje. Wyciągnęła jedną rękę, drugą nadal trzymając się palika jak kuli. Lee ujął jej dłoń i pogłaskał ją.
– W korytarzu numer jeden był wypadek. Alexander nie żyje.
Ogromne zielone oczy wyglądały dokładnie tak samo jak oczy kotki, której odebrano kocięta, żeby je potopić: były pełne smutku, konsternacji, bólu. Wkrótce – pomyślał Lee – mama zacznie go szukać w zakamarkach zrozpaczonego umysłu, pewna, że to jakaś pomyłka.