– Proszę zwracać się do mnie per Alexandrze. Proszę kontynuować, panie Sung.
– Wystarczy Sung. Chińczycy, Alexandrze, są wyjątkowo pracowici, a jednocześnie niezwykle oszczędni. Niestety, ksenofobia wszędzie zbiera obfite żniwo, dlatego ludzie, którzy inaczej wyglądają i mówią są atakowani przez mężczyzn i kobiety, którym albo nie chce się ciężko pracować, albo nie oszczędzają tego, co zarobili. Chińczycy są nienawidzeni… uwierz mi, to wcale nie jest zbyt mocne słowo. Bije się ich, okrada, nawet torturuje, a czasami wręcz morduje. Angielskie prawo nie jest w stanie im pomóc, ponieważ często ich największym dręczycielem jest policja. W związku z tym ludzie tacy jak ja płacą zbyt wysoką cenę za możliwość poszukiwania złota, zwłaszcza jeśli mają talent i dobry zmysł do interesów. – Sung rozłożył ręce z długimi paznokciami. – Ruby powiedziała, że masz dla mnie propozycję.
– Tak, ale muszę cię ostrzec, że przynajmniej na początku będzie chodziło o poszukiwanie aluwialnego złota – chociaż na żadnym z już istniejących pól. Znalazłem nowe tereny na południowy wschód od Bathurst. Jest tam dopływ Abercrombie, któremu nadałem swoje nazwisko. – Alexander uniósł brwi i uśmiechnął się. – Chciałbym utrzymać tę wiadomość w tajemnicy przed innymi ludźmi, wolałbym podzielić się nią z niewielką grupką Chińczyków. Widzisz, byłem kiedyś w Chinach. Wiem nieco o Chińczykach i bardzo ich lubię. – Na twarzy Sunga pojawiło się zdumienie. – Dlaczego Ruby pozostaje w dobrych stosunkach z Chińczykami?
– Ma kuzyna, który przez przypadek spędził w Chinach dziesięć lat. Człowiek ten nazywa się Isaac Robinson i obecnie mieszka na wyspie Norfolk. Rozwoził broń i opium amerykańskim kliperem, który zatonął na Morzu Południowochińskim. Uratowali go franciszkanie, wówczas zamieszkał w ich klasztorze na półwyspie Shandong. Po jakimś czasie znudziło mu się życie zakonnika, wpakował się w tarapaty i uciekł. Wracając z Chin do swojego nowego domu, odwiedził Hill End, żeby zobaczyć się z Ruby, którą bardzo lubi. Nawzajem darzą się ogromną sympatią, co może tłumaczyć jej słabość do Chińczyków. – Sung wstał, wsunął dłonie w obszerne rękawy swojego kaftana i zaczął krążyć tam i z powrotem. – To bardzo interesująca i kusząca propozycja, Alexandrze. Jakie stawiasz warunki?
– To, co znajdziemy, podzielimy na dwie części, połowa dla mnie, połowa dla ciebie. Ze swojej połowy opłacisz innych Chińczyków, których ze sobą zabierzesz. Ja z mojego udziału zapłacę Ruby za to, że skontaktowała mnie z tobą. – Alexander oderwał wzrok od Sunga i rozsiadł się wygodnie w krześle. – Jeżeli, tak jak myślę, są tam bogate złoża okruchowe, w pobliżu powstanie miasto. Wtedy będziesz mógł osobiście zająć się handlem i usługami, a Ruby zostanie właścicielką hotelu lepszego niż „Costevan's”. W pojedynkę nie będę miał żadnego wpływu na osadników, którzy nieuchronnie tam się pojawią, jeżeli jednak będziemy stanowić sporą i zwartą grupę, która zajmie się podstawowymi sprawami, przy założeniu, że reszta z was zgodzi się na moje kierownictwo, wówczas miasto na zawsze pozostanie pod moją kontrolą.
– Widzę, że wszystko dokładnie przemyślałeś – powiedział Sung cicho.
– Nie mam zamiaru postępować pochopnie, przyjacielu. Zastanów się nad moją propozycją, dobrze? Na początek dwudziestu mężczyzn, żadnych kobiet, i zaczniemy od wypłukiwania złota. Zgodnie z prawem muszę ogrodzić moją ziemię i wybudować na niej coś w rodzaju domu. To jest teraz najważniejsze. Gdy to zrobimy, staniemy się legalnymi i uczciwymi właścicielami tych terenów. Musimy od tego zacząć, ponieważ tą ziemią zarządza miejscowy squatter, który prawdopodobnie nie będzie zbyt szczęśliwy.
– Jezu! – zareagowała Ruby. – Postradałeś zmysły, Alexandrze?
– Jestem tak zdrowy na umyśle, jak… – uśmiechnął się -…nieważne. Był u ciebie Sung, prawda?
– Tak. Zawsze o wszystkim się informujemy.
Stali oparci o drzwi stajni, jakby witali się z klaczą Alexandra. Było to jedyne miejsce, gdzie nikt nie mógł ich podsłuchać.
– Co więcej, skąpy Szkot – syknęła Ruby z błyszczącymi oczami – ma zamiar dać jałmużnę podstarzałej prostytutce! Poradzę sobie bez twoich pieprzonych pensów, panie Kinross! Nie oszukasz mnie! Jeśli zdrapie się z ciebie warstewkę pozorów, wyłazi z niej zwolennik Biblii. To prawda, że zaczynałam od wskakiwania klientom do łóżka, a teraz zarabiam na życie, zatrudniając inne kobiety, które robią dokładnie to samo, ale przynajmniej jest to uczciwa praca! Tak, uczciwa! Gdy kobieta po wyjściu za mąż nie chce spełniać obowiązków małżeńskich, nie winię jej o to, ponieważ jej stary prawdopodobnie bywa zbyt pijany, żeby mu co nieco odpowiednio zesztywniało, albo ogranicza jej wydatki na prowadzenie domu, ale nie na własny tytoń i alkohol. Co wtedy? Facet idzie gdzie indziej, żeby sobie ulżyć. Jeżeli nie znasz człowieka, a co za tym idzie, nie kochasz go, masz prawo brać od niego pieniądze za to, że pozwalasz mu, by sobie ulżył. Co ty na to? Powiedz mi, ty świętoszkowaty gnojku!
Alexander oparł się całym ciałem o drzwi stajni, płacząc ze śmiechu.
– Och Ruby, najbardziej cię lubię, kiedy się wściekasz! – Wytarł oczy, ujął jej dłonie i nie pozwolił, by mu je wyrwała. – Posłuchaj, ty głupia bigotko! Po prostu posłuchaj! Niektórzy ludzie wprawiają pewne sprawy w ruch, a ty właśnie do nich należysz. Gdyby nie ty, nigdy nie przyszłoby mi do głowy, żeby wejść w układy z Sungiem Chowem, a gdybym nie zawarł z nim umowy, napotkałbym sporo kłopotów w moim nowym przedsięwzięciu. Nie płacę ci za to, że dzielisz się ze mną rozkoszą, ale za to, że oddałaś mi ogromną przysługę w interesach. To prawda, że jestem skąpym Szkotem, ale czasami Szkoci bywają honorowi tak jak ja. Musiałem oszczędzać, żeby znaleźć się dokładnie w tym miejscu, w którym jestem, ale teraz nie mam już zamiaru dłużej liczyć każdego pensa. To twój udział, należy ci się jako partnerce, Ruby… nawet jeśli na razie jesteś tylko moją partnerką w łóżku.
Słysząc ostatnie, wyraźnie prowokacyjne zdanie, Ruby wybuchnęła śmiechem. Burza minęła.
– Dobrze, już dobrze. Wiem, o co ci chodzi, ty draniu. Daj grabę.
Ścisnął wyciągniętą rękę, potem przyciągnął Ruby, wziął w ramiona i pocałował. Jak łatwo byłoby ją pokochać!
Sojusz między Szkotem a Chińczykiem oznaczał, że wszystko zostanie starannie zaplanowane i zachowane w absolutnej tajemnicy. Sung oznajmił chińskiej społeczności Hill End, że wyjeżdża do Chin na jakieś sześć, może osiem miesięcy i zabiera ze sobą ochronę. Żona i dzieci zostaną pod opieką Sama Wonga, Chana Hoi i kilku innych krewnych.
Dwudziestu mężczyzn Sunga to ludzie młodzi i silni, i jak podejrzewał Alexander – związani ze swoim mandarynem tak mocno, że w ich szeregi nigdy nie mógłby się dostać nikt, kto nie byłby Chińczykiem. Prawdopodobnie będą wierni Sungowi aż do śmierci. Chociaż mówili po angielsku lepiej niż większość Chińczyków ze złotodajnych pól, ubierali się jak kulisi.
„Wyprawa do Chin” wyruszyła drogą do Rydalu, ruchliwszą niż szlak do Bathurst, ponieważ w Rydalu był dworzec kolejowy, z którego korzystali mieszkańcy Hill End. Po zmroku opodal miasta grupka zboczyła z drogi i zniknęła w lesie.
Alexander wyjechał o dzień wcześniej i czekał na swoich towarzyszy na polanie z dala od jakichkolwiek siedzib ludzkich. Towarzyszył mu Summers z kilkoma końmi obładowanymi zwojami drutu, urządzeniami do wiercenia otworów w ziemi, ciężkimi drewnianymi palikami, namiotami, pięciogalonowymi puszkami nafty, lampami, siekierami, kilofami, oskardami, młotkami i dużym wyborem pił. Dzięki tym ostatnim mieli zamiar przygotować więcej palików z rosnących na miejscu drzew. W rzeźbionym kufrze Sunga było tylko jedzenie: ryż, suszone ryby, suszone kaczki, nasiona cebuli, selera i kapusty, różne sosy w butelkach i mnóstwo zakonserwowanych w żelatynie jajek.