Выбрать главу

– Tak, wiem, spotkałem w Sydney Johna Robertsona – powiedział Alexander, odstawiając filiżankę – Ale nie przyjechałem tu jedynie ze względów towarzyskich, panie Dewy. Chciałbym pana poinformować, że odkryłem złoże okruchowe w Kinross River, w miejscu, gdzie znajduje się moja działka.

– Kinross River? Co to za rzeka?

– Dotychczas był to bezimienny dopływ Abercrombie, więc dałem mu swoje nazwisko. Ja kiedyś umrę, ale mam nadzieję, że moja rzeka będzie płynąć wiecznie. Jest w niej dużo, bardzo dużo złota.

– Chryste! – jęknął Dewy. – Dlaczego tyle złota musi się znajdować na moich terenach? Mój ojciec zajął tę ziemię w tysiąc osiemset dwudziestym pierwszym roku, panie Kinross, i opiekował się krainą o powierzchni ponad pięciuset kilometrów kwadratowych. Potem pojawiło się złoto i John Robertson. Dunleigh kurczy się, sir.

– Tak, to prawda – przyznał Alexander spokojnie.

– Gdzie znajduje się ziemia, którą pan kupił?

Alexander wyjął z sakwy mapę ministerstwa. Dewy odstawił kieliszek, włożył na nos okulary i podszedł, żeby zerknąć Alexandrowi przez ramię. Starszy pan zauważył, że jego gość pachnie czymś słodkim: ze skórzanego stroju unosił się zapach skóry, a jego posiadacz wyraźnie lubił się myć. Długą, czystą i kształtną dłonią wskazał miejsce na wschodniej granicy posiadłości.

– Gdy byłem chłopcem, oczyściłem nieco ten teren – przypomniał sobie Dewy, wracając na swój fotel. – Nim jeszcze ktokolwiek zaczął myśleć o złocie. Chyba nigdy później tam już nie byłem. W pobliżu zaczynają się dzikie góry, więc nie można wypasać owiec ani bydła: zwierzęta wchodzą w busz i znikają na zawsze. Teraz mówi mi pan, że w tamtejszej strudze jest pełno aluwialnego złota. To oznacza, że będzie to oficjalny teren złotonośny, co pociągnie za sobą powstanie slumsów i napływ okropnej zbieraniny istot ludzkich, których jedynym motorem działania jest chciwość.

– Kupiłem również na aukcji dziesięć tysięcy akrów góry – ciągnął Alexander, dolewając sobie herbaty. – Wybuduję na niej dom, żeby móc uciec od całej tej nędzy i szpetoty. – Wychylił się do przodu i przyjrzał się uważnie swojemu rozmówcy. – Panie Dewy, nie chcę, żeby stał się pan moim wrogiem. Wiem sporo o geologii, znam się także na mechanice, więc jak się pan zapewne domyśla, nie bez powodu zapłaciłem pięć tysięcy funtów za pozornie bezużyteczną górę. Miasto, które pojawi się na terenie złotonośnym, będzie się nazywało Kinross.

– To niezwykłe nazwisko – przyznał Dewy.

– Jest moje i tylko moje. Zgodnie z naturalną koleją rzeczy, gdy w osadzie rzecznym skończy się złoto, miasto Kinross powinno zniknąć z powierzchni ziemi, ale moim celem wcale nie jest złotonośne złoże okruchowe, chociaż już zarobiłem na nim sporo pieniędzy. We wnętrzu mojej góry jest coś, co mieszkańcy Kalifornii nazywają żyłą złota – jest to żyła kwarcu, który zawiera czyste złoto, złoto bez pirytu. Jak pan wie, każdy człowiek może wypłukiwać złoto z osadu rzecznego, ale aby eksploatować żyłę głęboko w skale, potrzebne są o wiele większe fundusze niż te, którymi dysponują przeciętni poszukiwacze złota. Gdy więc będę gotów zająć się moją żyłą złota na mojej prywatnej ziemi, będę szukał inwestorów, żeby utworzyć spółkę. Zapewniam pana, że każdy udziałowiec owej spółki po jakimś czasie będzie bogatszy od samego Krezusa. Nie chcę, żeby agitował pan przeciwko mnie swoich politycznych przyjaciół w Sydney, panie Dewy. Wolałbym mieć w panu sprzymierzeńca.

– Innymi słowy – powiedział Dewy, ponownie napełniając swój kieliszek – chce pan, żebym zainwestował w pańską kopalnię.

– Oczywiście, gdy nadejdzie odpowiedni czas. Nie chcę, żeby moja spółka stała się własnością wszystkich i by wpływ na jej losy mieli ludzie, których osobiście nie znam i nie mogę im zaufać, sir. Ma to być prywatne przedsiębiorstwo, które nie będzie korzystało z państwowych funduszy. Kto będzie lepszym wspólnikiem niż człowiek, którego rodzina przebywa na tych terenach od tysiąc osiemset dwudziestego pierwszego roku?

Dewy wstał.

– Wierzę panu, panie Kinross… Alexandrze, jeśli zgodzisz się mówić do mnie: Charles… Jesteś przebiegłym Szkotem, nie marzycielem. – Ciężko westchnął. – Nie da się powstrzymać gorączki złota, więc oby szarańcza jak najszybciej oczyściła osad. Potem w Kinross rozwinie się normalne górnictwo, takie jak w Trunkey Creek. Zainwestowałem niegdyś w kopalnie Trunkey Creek. Z zysków wybudowałem ten dom. Zostaniesz na noc, zjesz z nami kolację?

– Jeżeli wybaczysz mi brak stroju wieczorowego.

– Oczywiście. Ja też nie będę się przebierał.

Alexander wniósł swoje sakwy na piętro, do pięknego pokoju, z którego okien roztaczał się widok na pobliskie wzgórze i smutne, zanieczyszczone wody Abercrombie, ponieważ w górnym biegu rzeki w dziesiątkach miejsc odkryto złoto.

Chociaż Constance Dewy początkowo była nieprzychylnie nastawiona do Alexandra Kinrossa, w końcu bardzo go polubiła. Była młodsza od męża przynajmniej o piętnaście lat i w młodości musiała być naprawdę piękna, chociaż od tego czasu minęło dwadzieścia lat. Jak się okazało, to ona nadała domowi ostateczny kształt. Miała wspaniały gust. Pięknie prezentowała się w kremowej satynowej sukni z wchodzącą właśnie w modę turniurą. Szyję i uszy Constance zdobiły rubiny, nosiła je nawet na nadgarstkach, na kremowych satynowych rękawiczkach, które sięgały aż do łokci. Ona i Charles – jak zauważył Alexander – pozostawali ze sobą w bardzo dobrych stosunkach.

– Nasze trzy córki… nie mamy synów… są w szkole w Sydney – powiedziała Constance z wyraźną zadyszką. – Och, jak ja za nimi tęsknię! Niestety, guwernantka nie mogła ich już dłużej uczyć. Dziewczęta po ukończeniu dwunastego roku życia powinny przebywać wśród swoich rówieśnic i nawiązać przyjaźnie, które pomogą im, gdy będą wystarczająco dorosłe, by myśleć o małżeństwie. Jesteś żonaty, Alexandrze?

– Nie – odparł krótko.

– Brakuje ci czasu na znalezienie odpowiedniej kandydatki czy może bardziej odpowiada ci życie w kawalerskim stanie?

– Ani jedno, ani drugie. Już wybrałem żonę, ale małżeństwo musi zaczekać, aż wybuduję dla niej dom. Będzie podobny do waszego. Widzę, Charles, że jest z wapienia, ale gdzie, do diabła, znalazłeś kamieniarzy, którzy tak profesjonalnie poukładali poszczególne bloki? – spytał Alexander, zręcznie zmieniając temat.

– W Bathurst – wyjaśnił Charles. – Gdy rząd prowadził tory kolejowe przez Góry Błękitne, zygzak na zachodnim stoku Clarence wymagał wybudowania trzech wysokich wiaduktów. W pobliżu był do dyspozycji piaskowiec, ale inżynier Whitten nie mógł znaleźć kamieniarzy. Skończyło się na tym, że sprowadził ich z Włoch, dzięki czemu wiadukty i ten dom zostały zbudowane w układzie metrycznym, nie w tradycyjnym brytyjskim systemie miar i wag.

– Zauważyłem te wiadukty, gdy jechałem z Sydney; są tak idealne, jakby wznieśli je Rzymianie.

– Rzeczywiście. Po ukończeniu pracy niektórzy kamieniarze osiedlili się w Bathurst, gdzie nie brakuje im zajęcia. W pobliżu Abercrombie Caves otworzyłem kamieniołom wapienia, wydobyłem bloki i zatrudniłem włoskich specjalistów, żeby wybudowali mi dom.

– Zrobię to samo – powiedział Alexander.

Później obaj panowie wrócili do gabinetu: Dewy, żeby wypić porto, Alexander, by wypalić cygaro. To wtedy Alexander poruszył drażliwy temat.

– Zauważyłem – powiedział – że w Nowej Południowej Walii nie brakuje uprzedzeń w stosunku do Chińczyków. Zakładam, że tak samo jest w Wiktorii i Queenslandzie. Jak wygląda twój stosunek do przybyszów z Państwa Środka? Starszy pan wzruszył ramionami.