Выбрать главу

– Właściwie mogę tylko powiedzieć, że nie mam nic przeciwko bezbożnym żółtkom. Zresztą rzadko się z nimi stykam. Sporo jest ich na terenach, gdzie występuje złoto, w Bathurst mają kilka punktów handlowych i usługowych: parę restauracji i sklepów. Z tego, co widziałem, są cisi, przyzwoici, pilnują własnego nosa i nikomu nie robią krzywdy. Niestety, są w stanie bardzo ciężko pracować, co irytuje wielu białych Australijczyków, którzy woleliby tak nie harować, by dostać kilka pensów. Chińczycy nie mieszają się z innymi i nie są chrześcijanami. Ich świątynie zazwyczaj nazywane są tu domami bożków chińskich; to określenie sugeruje jakąś niegodziwą działalność. Oczywiście, największym problemem jest to, że wysyłają pieniądze do domu, do Chin. Panuje powszechna opinia, że jest to wysyłanie australijskiego bogactwa poza Australię. – Charles roześmiał się w głos. – Moim zdaniem pieniądze wysyłane do Chin stanowią kroplę w morzu w porównaniu z tym, co wędruje stąd do Anglii.

Alexander poruszył się niespokojnie, mając świadomość, że jego fundusze ulokowane są w Banku Anglii. Charles Dewy wyraźnie należał do coraz szerszego grona australijskich patriotów, którzy nie żyli z Anglią w zbytniej zgodzie.

– Mój wspólnik jest Chińczykiem – wyjaśnił Alexander – i mam zamiar się go trzymać na dobre i na złe. Gdy byłem w Chinach, przekonałem się, że Chińczycy mają kilka cech wspólnych ze Szkotami: skłonność do ciężkiej pracy i oszczędności. Biją natomiast Szkotów na głowę pogodą ducha. Chińczycy dużo się śmieją, podczas gdy Szkoci są ponurzy, bardzo ponurzy!

– Jesteś cyniczny w stosunku do swoich rodaków, Alexandrze.

– Mam ku temu powód.

– Coś mi mówi, Connie – szepnął Charles do żony, gdy energicznie czesał jej długie włosy – że Alexander Kinross jest jednym z tych wyjątkowych ludzi, którzy nigdy nie popełniają błędów.

W odpowiedzi Constance zadrżała.

– Och kochanie! Znasz powiedzenie: „Za wszystko trzeba zapłacić”?

– Nigdy go nie słyszałem. Czy chodzi ci o to, że im więcej pieniędzy zrobi Kinross, tym wyższa będzie tego cena?

– Tak. Dziękuję, kochanie, wystarczy – oznajmiła i odwróciła się twarzą do męża. – Skłamałabym, gdybym powiedziała, że go nie lubię, czuję jednak, że po głowie chodzi mu dużo ponurych myśli. Jego słabym punktem są sprawy osobiste. Potknie się na sprawach osobistych, ponieważ uważa, że może podchodzić do nich tak samo jak do swoich interesów.

– Z tego, co pamiętam, powiedział, że wybrał już żonę.

– No właśnie. To dziwny sposób postawienia sprawy. Jakby nawet nie zadał sobie trudu, by sprawdzić, czego ona pragnie. – Skubnęła paznokieć. – Gdyby nie był bogatym człowiekiem, problem by nie istniał, ale bogaci mężczyźni są mile widzianymi kandydatami na mężów.

– Czy to znaczy, że wyszłaś za mnie za mąż dla pieniędzy? – spytał Charles z uśmiechem.

– Wszyscy w bliższej i dalszej okolicy tak właśnie myślą, ale ty sam doskonale wiesz, że nie, ty oszuście. – Jej oczy złagodniały. – Byłeś taki wesoły, taki niezłomny i pracowity. Poza tym zawsze uwielbiałam, gdy twoje wąsy łaskotały mnie po udach.

Charles odłożył szczotkę.

– Chodź do łóżka, Constance.

3. W POSZUKIWANIU ŻYŁY ZŁOTA I ŻONY

W rok po odnalezieniu złoża okruchowego w Kinross River Alexander Kinross wrócił do Hill End i Błękitnego Pokoju w „Costevan's”.

Ruby powitała go szorstko, ale ciepło. Było to przyjęcie, które mówiło, że jest mile widziany jako stary przyjaciel, ale jego szanse na to, żeby Ruby znów wskoczyła mu do łóżka… nie są zbyt wielkie. Takie podejście dyktowała jej duma. Niemniej prawda wyglądała tak, że od samego początku wpadł jej w oko, a teraz, gdy w pobliżu nie było Sunga ani Lee, Alexander podobał jej się jeszcze bardziej. Normalną koleją rzeczy pięć dziewcząt z ubiegłego roku odeszło z powodu chorób, rozczarowania i niezadowolenia, a ich miejsce zajęły inne panienki.

– Chyba powinnam powiedzieć, że są to nowe twarze, ale w rzeczywistości można je uznać za te same stare postacie miotane wichrami i burzami – wyznała Ruby z pewnym znużeniem, nalewając Alexandrowi herbaty. – Chyba już zbyt długo siedzę w tej branży… Kiedy bar jest pełny, zapominam, która ma na imię Paula, a która Petronella. Petronella! Też mi imię! Brzmi jak coś, co wciera się w skórę, żeby odstraszyć komary.

– Masz na myśli olejek cytronelowy – podpowiedział łagodnie, wyjmując z kieszeni kopertę. – Proszę, to twój udział w dotychczasowych zyskach.

– Jezu! – krzyknęła, patrząc na przekaz. – Dziesięć tysięcy funtów. Ile to procent?

– Jedna dziesiąta mojej części. Sung za część swojego zysku kupił sześćdziesięcioakrową działkę na szczycie wzniesienia siedem kilometrów za miastem i buduje na niej chińskie miasto. Wszystko błyszczy od płytek ceramicznych i kolorowych cegieł, domy mają powyginane łukowato dachy i wyłożone płytkami wieżyczki. Oddał mi do dyspozycji stu kulisów, którzy z odpadów kopalnianych i skał budują u wylotu doliny potężny mur. Będzie stanowił idealną zaporę. Kiedy ją skończą, przeniosą się nieco wyżej, by skierować część czystej rzeki w stronę tamy. Potem wraz z pozostałą armią chińskich robotników zaczną kłaść tory kolejowe. Wszystko to robią za taką samą pensję, jaką dostają biali ludzie. Sung jest szczęśliwy jak chiński cesarz.

– Kochany Sung! – Westchnęła. – To wyjaśnia, dlaczego Sam Wong jest taki niespokojny. Mogę się obejść bez Pauli, Petronelli i innych dziewcząt, ale nie obejdę się bez Sama czy Chana Hoi. Obaj przebąkują o powrocie do Chin.

– Są bogatymi ludźmi. Sung zarejestrował działki na ich nazwiska, tak jak zrobiłby każdy brat czy kuzyn – powiedział Alexander przebiegle, przyglądając się jej spod przymrużonych powiek. – Kinross jest jedynym terenem złotonośnym, gdzie Chińczycy wykonują podstawowe prace i są odpowiednio traktowani.

– Wiesz doskonale, Alexandrze, że Sam wcale nie jest bratem Sunga ani Chan jego kuzynem. Są jego… poddanymi, niewolnikami… niezależnie od tego, jak w Chinach określa się wyzwolonych niewolników, którzy wciąż pozostają pod władzą swojego pana.

– Tak, oczywiście, wiem. Rozumiem jednak, dlaczego Sung zachowuje tę fikcję. Jest panem feudalnym, który uporczywie trzyma się swojego stroju i obyczajów, żądając również, by jego ludzie robili to samo. Chińczycy, którzy przejęli europejskie obyczaje, nie kochają go.

– Może tak, ale nie wydaje mi się, by Sung mógł rządzić Chińczykami, którzy obcięliby warkoczyki i włożyli wykrochmalone koszule. Póki tego nie zrobią, biały człowiek jest ich wspólnym wrogiem.

– Dzięki temu mogłem być pewien, że nikomu o niczym nie powiedzą. Zyskałem na tym sześć miesięcy – wyznał Alexander, podsuwając przekaz. – Wysokość tej kwoty w znacznej mierze wynika z faktu, że Sung ma taką władzę nad swoimi ludźmi. Tajemnica wyszła na jaw dopiero wtedy, gdy zarejestrowałem nasze działki.

– I teraz masz dziesięciotysięczne miasto namiotów.

– Tak, ale już podjąłem pewne starania, żeby nad tym zapanować. Upłynie wiele lat, nim Kinross stanie się pięknym miastem, ale zaplanowałem już, jak będzie wyglądało, podzieliłem swoją ziemię, przeznaczyłem odpowiednią liczbę działek na potrzeby władz miejskich i rządu, sprowadziłem nawet sześciu dobrych policjantów. Zostali przeze mnie starannie wybrani i wiedzą, że nie mają prawa czepiać się Chińczyków. Zatrudniłem również inspektora sanitarnego, który na razie zajmuje się tylko jednym: pilnowaniem, żeby szamba były kopane w odpowiednich miejscach i nie zanieczyszczały wód gruntowych. Nie chcę, by w Kinross wybuchła epidemia tyfusu. Jest już prymitywna na razie droga do Bathurst, dostosowana do tego, by mogły po niej jeździć dyliżanse Cobb & Co. Druga droga prowadzi do Lithgow. Kapusta jest sprzedawana po funcie za sztukę, marchewka po funcie za pół kilograma, jaja są po szylingu, ale to nie będzie trwało wiecznie. Na szczęście na razie nie ma suszy, a nim nadejdzie, zapora będzie już gromadzić wodę.