Выбрать главу

Na jej miejscu stało na stole małe aksamitne pudełeczko. Z bólem serca je otworzyła. Zobaczyła pierścionek z długim na dwa i pół centymetra, prostokątnym kamieniem. Na jednym końcu był zielony jak morze, na drugim – różowy. Otaczały go brylanty.

– To turmalin. Kupiłem go u brazylijskiego kupca – wyjaśnił Alexander, siadając na swoim miejscu. – Prezent dla przyszłej matki. Zielony w podziękowaniu za chłopców, różowy – za dziewczynki.

– Jest śliczny – powiedziała automatycznie i wsunęła go na palec serdeczny prawej ręki.

Teraz rękawiczki będą pasować.

Usiadła, by zjeść kurczaka w sosie kaparowym. Między daniami, zgodnie z życzeniem Alexandra, podano kwaskowaty sorbet, potem Elizabeth z żalem zerknęła na niewielki filet. Marzyła o rybie, ale rybie rzecznej, a tych było tu jak na lekarstwo, a Sydney leżało za daleko, by coś stamtąd przywieźć. Zerknęła na sos bearnaise i szybko pobiegła do łazienki, żeby wyrzucić z siebie mus i sorbet.

– Zbyt dużo sherry czy zbyt dużo prawdy? – szepnęła.

– Prawdopodobnie ani jedno, ani drugie – wyjaśnił Alexander, ocierając wilgotną szmatką jej twarz. – To mogą być poranne mdłości, tyle że trafiły ci się po południu. – Uniósł jej dłoń i delikatnie pocałował. – Idź do łóżka i prześpij się. Obiecuję, że nie będę ci przeszkadzał.

– No tak – burknęła. – Zjedziesz do Kinross i poprzeszkadzasz Ruby.

Ciekawe – myślała, zasypiając – jaki jest syn Ruby i księcia Sunga. Co za egzotyczne połączenie! Ma jedenaście lat i przebywa w Anglii, w szkole dla ważnych osobistości. Przypuszczam, iż matka wysłała go tak daleko, żeby ukryć jego pochodzenie. Jakie to mądre z jej strony!

Alexander nie zjechał jednak do Kinross, by poprzeszkadzać Ruby; wyszedł na taras, gdzie płonące w domu lampy rzucały na trawnik złote snopy światła.

Ten wieczór przyniósł mi gorzki zawód – pomyślał. Elizabeth mnie nie kocha. Delikatnie i kusicielsko wodząc dłońmi po jej ciele, które teraz dla mnie odsłania, aż do dzisiaj wierzyłem, że kiedyś mi się uda. Że Elizabeth zareaguje na mój dotyk, przytuli się do mnie, jęknie i mruknie, skorzysta ze swoich rak i ust, by poznać moje ciało, popieścić części, od których się odsuwa, gdy próbuję ją tam skierować. Dzisiejszy wieczór pokazał mi, że moja żona zawsze będzie się odsuwać. Co jej zrobiłeś, niegodziwy Murrayu? Zatrułeś jej życie. Dla niej seks jednoznacznie kojarzy się z zepsuciem. W takim razie w jakim facecie by się zakochała, gdyby miała wybór? Boże, miej go w swojej opiece, gdyby próbował jej dotknąć!

– Mówiłam ci, że jest oziębła – brzmiał werdykt Ruby, gdy Alexander zdał relację ze swojej rozmowy z Elizabeth. – Są kobiety, których nic na świecie nie jest w stanie podniecić. Twoja żona do nich należy. Jeśli ty nie możesz skłonić jej do żadnej reakcji, nikomu się to nie uda. Korzystaj zatem z tego, co jest ci potrzebne, tam, gdzie możesz to dostać, Alexandre. – Wybuchnęła gardłowym śmiechem. – Twoja żona jest wysoko, w niebie, ja na dole, w piekle. Zawsze wiedziałam, że piekło jest bardziej podniecające niż niebo. Musi tak być, skoro stanowi taką mieszaninę. Będziesz musiał zadowolić się dwiema kobietami. Och, co za okropna perspektywa!

Po tej konfrontacji stosunki między Alexandrem a Elizabeth bardzo się ochłodziły, chociaż częściej wracał teraz do domu na kolację i spędzał wieczory w ej towarzystwie. Coraz lepiej grała na fortepianie, zwłaszcza że polubiła muzykę, mimo to Alexander powiedział pewnego razu, pragnąc jej dokuczyć:

– Grasz tak samo, jak się kochasz. Beznamiętnie. Wręcz bez jakiegokolwiek uczucia. Technikę zawdzięczasz pannie Jenkins, która musi nad tobą bardzo ciężko pracować. Szkoda, że nie próbujesz dać z siebie czegoś więcej, pokazać własnego wnętrza; tyle że ty lubisz tajemnice, prawda?

To bolało, ale odkąd Alexander stał się chłodny i okrutny, Elizabeth zrobiła się niezwykle opanowana.

– Czy Ruby gra? – spytała uprzejmie.

– Jak zawodowa pianistka, prezentując przy okazji całą gamę emocji.

– Musi ci to sprawiać ogromną przyjemność. Czy również śpiewa?

– Jak diwa operowa, tyle że dysponuje kontraltem. Kompozytorzy nie napisali zbyt wielu wspaniałych arii na kontralt.

– Obawiam się, że nie znam tego słowa.

– Ma niski, głęboki głos. Nie słyszałem jeszcze, jak ty śpiewasz.

– Panna Jenkins uważa, że nie powinnam śpiewać.

– Jestem pewien, że wie, co mówi.

Ponieważ Elizabeth nie miała komu opowiadać o takich wymianach ciosów, zaczęła wszystko omawiać z samą sobą – owszem, może to było trochę bezsensowne, ale przynajmniej przynosiło jakąś ulgę.

– Lepiej, że sprawa Ruby wyszła na jaw, nie sądzisz? – spytała Elizabeth numer jeden.

– Z pewnością jest to ciekawy temat rozmów… prawdę mówiąc, nie zdarza się nic, o czym warto byłoby porozmawiać – powiedziała Elizabeth numer dwa.

– Przestałam nawet lubić Alexandra – zdradziła Elizabeth numer jeden.

– Masz ku temu powód – przytaknęła Elizabeth numer dwa. – Twój mąż po prostu cię dręczy.

– Ale noszę pod sercem jego dziecko. Czy to oznacza, że nie będę lubiła również jego dziecka?

– Nie sądzę. Przypomnij sobie tylko, jaki miał w tym wszystkim udział: posapał, popodrygiwał, jęczał przez jakąś minutę i na tym koniec. Reszta należy do ciebie, a przecież siebie lubisz, prawda? – spytała Elizabeth numer dwa.

– Nie – wyznała ze smutkiem Elizabeth numer jeden. – Chcę mieć dziewczynkę, którą mogłabym polubić.

– Ja też. Alexander nie chce dziewczynki – zwróciła uwagę Elizabeth numer dwa.

Pojedynczy tor kolejowy, który łączył Lithgow z Kinross, wychodził z tego pierwszego miasta i przez czterdzieści kilometrów prowadził na południowy zachód, potem skręcał na południowy wschód i w tym kierunku pokonywał ostatnie sto dwanaście kilometrów. Krótki czas ukończenia tej inwestycji wyraźnie kontrastował z żółwim tempem, w jakim posuwała się budowa państwowej linii między Lithgow i Bathurst. Odległość wynosiła zaledwie osiemdziesiąt kilometrów, prace rozpoczęto jeszcze w tysiąc osiemset sześćdziesiątym ósmym roku i trwały nadal.

Nachylenie torów było idealne; Alexander osobiście zaprojektował linię, decydując się na poprowadzenie jej skrajem gór, trzydzieści metrów nad dnem doliny, by w jak największym stopniu wyrównać poziom. Po drodze pociąg miał do pokonania dziesięć wysokich, mocnych drewnianych mostów nad skłonnymi do wylewania strumieniami, prawie trzystumetrowe tunele i dziewięć przekopów. Ponieważ Alexander korzystał z pracy Chińczyków i nie miał z nimi żadnych problemów, uznał, że widocznie podziwiają sposób, w jaki silniki wprawiają w ruch maszyny, i dlatego pracują, jakby nie wiedzieli, co to zmęczenie.

Tory kosztowały osiem tysięcy funtów za półtora kilometra, a wydatki na całą budowę wynosiły osiemset czterdzieści jeden tysięcy funtów. Była to ogromna suma, którą Apokalipsa pożyczyła od banków z Sydney, a nie z Banku Anglii; w zamian za obniżkę podatku opłacało się eksportować złoto do Banku Anglii, który był gwarantem. Nic dziwnego, Bank Anglii miał na zabezpieczenie więcej złota Apokalipsy, niż wynosiła pożyczka, a pan Walter Maudling zapewniał swoich zwierzchników, że cennego kruszcu będzie przybywać jeszcze przez wiele lat. Alexander i Ruby byli jego stałymi klientami. Charles Dewy wolał bank w Sydney, Sung Chow – bank w Hongkongu, obiecującym, nowym porcie przeładunkowym we wschodniej Azji.

Alexander od Great Northern Railway kupił dwie dobre, ale wycofane już z użytku lokomotywy. Wykorzystał fakt, że kolonialna spółka kolejowa właśnie modernizowała swój tabor, dzięki czemu udało mu się nabyć owe parowozy w doskonałym stanie i za znacznie niższą cenę, niż gdyby kupował je prosto z fabryki.