Ciąża jedynie podkreślała urodę Elizabeth, a coraz bardziej ociężała sylwetka sprawiała, że musiała wysoko trzymać swoją śliczną głowę, co dodatkowo podkreślało jej łabędzią szyję. W poskręcane czarne włosy wpięła diadem z szafirów i brylantów. Zachowuj się jak królowa, Elizabeth! Stań w drzwiach u boku swojego niewiernego męża i uśmiechaj się, uśmiechaj, uśmiechaj!
Chociaż, oczywiście, nie podejrzewała Ruby o ogładę, ta naprawdę potrafiła być taktowna, zwłaszcza gdy czuła, że wymaga tego sytuacja, dlatego przyjechała z ostatnią grupką, na końcu, w towarzystwie Sunga w pozie pełnego godności mandaryna. Bezskutecznie błagała Alexandra, żeby usprawiedliwił jej nieobecność.
– W takim razie – oznajmiła – powinieneś dać swojej żonie szansę na to, żebyśmy się spotkały prywatnie, przed całym tym pretensjonalnym przyjęciem. Na pewno nieźle będzie musiała się nabiedzić, żeby dać sobie radę z pociągiem zadzierających nosa ważniaków, nie mówiąc już o mnie.
– Wolałbym, żeby twoje pierwsze spotkanie z Elizabeth odbyło się w tłumie obcych ludzi – oświadczył Alexander głosem, który nie znosi sprzeciwu. – Jest trochę niespełna rozumu.
– Niespełna rozumu?
– Chyba pomieszało jej się w głowie. Jak twierdzi Summers, często mówi sama do siebie. Pani Summers bardzo się o nią niepokoi. Nie było tak źle, póki mogła siedzieć przy fortepianie i brać lekcje muzyki, ale gdy panna Jenkins odwołała swoje wizyty, Elizabeth trochę się podłamała.
– W takim razie dlaczego nie załatwiłeś tego tak – spytała zrozpaczona Ruby – żeby Theodora dalej przychodziła, nawet jeśli nie mogła dawać dziewczynie lekcji? Twoja biedna żona musi być bardzo samotna.
– Jeżeli uważasz, Ruby, że nie płacę pannie Jenkins, jesteś w błędzie! – warknął zdenerwowany Alexander. – Oszczędziła trochę na urlop w Londynie, więc pozwoliłem jej na odpoczynek i zapewniłem odpowiednią zapłatę. Nie jestem skąpcem!
– Nie, nie jesteś skąpcem! Jesteś kutasem!
Alexander uniósł ręce i poddał się. Niezależnie od tego, co robi mężczyzna, nie jest w stanie zadowolić kobiet.
Ruby pojawiła się w rubinowym aksamicie, obwieszona fortuną w postaci rubinów. Wyglądała wspaniale. Celowo. Jeżeli Elizabeth musiała spotkać kochankę męża w tłumie obcych ludzi, Ruby postanowiła przynajmniej pokazać dziewczynie, że wcale nie jest panienką spod latarni. W ten sposób starała się również nieco uchronić dumę Elizabeth, chociaż – pomyślała z lekką drwiną, wchodząc po schodach, wsparta na ramieniu Sunga – żona Alexandra prawdopodobnie i tak tego nie zrozumie.
Oczywiście, sama też była bardzo ciekawa. Wieść gminna niosła, że pani Kinross jest całkiem ładna, chociaż nie potrafi tego wykorzystać. Jest na to za cicha i podchodzi do innych ze zbyt dużym dystansem. Ruby doskonale zdawała sobie jednak sprawę, że nikt w Kinross nie widział Elizabeth. Jedynym źródłem informacji była pani Summers, którą Ruby uważała za złośliwą sukę.
Tak więc gdy Ruby w końcu zobaczyła Elizabeth, dostrzegła znacznie więcej, niż chciałby Alexander. Elizabeth nie mogła się poszczycić wysokim wzrostem, ale trzymała prosto głowę i była naprawdę piękna. Miała skórę białą jak mleko, bez śladu różu czy pudru, naturalnie czerwone wargi, brwi i rzęsy zbyt czarne, by trzeba je było podbarwiać. Jednak z bardzo ciemnych, niebieskich oczu wyzierało przerażenie i smutek. Ruby instynktownie wyczuła, że to nie ona jest tego powodem. Alexander ujął dłoń żony, żeby podprowadzić ją nieco do przodu, a wtedy w ciemnobłękitnych oczach Elizabeth pojawiła się rozpacz, a na ustach – prawie niewidoczny wyraz obrzydzenia.
O Jezu! – pomyślała Ruby, czując, że topnieje jej serce. Ona odczuwa do niego fizyczny wstręt! Alexandrze, Alexandrze, popełniłeś potworny błąd, wybierając na żonę dziewczynę, której nigdy nie widziałeś! Szesnaście lat to przełomowy okres. W tym wieku można wszystko zbudować albo zniszczyć.
Elizabeth zobaczyła niezwykłą kobietę, wspartą na ramieniu mężczyzny, który miał na sobie kaftan w smoki. Oboje byli wysocy i majestatyczni: Sung w królewskiej czerwieni i żółci, Ruby w kolorze rubinowym i rubinach. Ponieważ Elizabeth znała już Sunga, jej wzrok przeniósł się na Ruby i zatrzymał na jej pięknych, niewiarygodnie zielonych i życzliwych oczach. Tego żona Alexandra w ogóle się nie spodziewała. Nie chciała tego. Ruby współczuła jej – jak kobieta kobiecie. W żaden sposób nie można jej było uznać za ladacznicę, nie zezwalały na to jej strój, maniery i niski, lekko zachrypnięty głos. Elizabeth zauważyła również, że kochanka jej męża mówi zaskakująco poprawnie jak na kogoś z Nowej Południowej Walii – zwłaszcza kogoś o takim pochodzeniu. Co więcej, nie stara się zwracać uwagi na swoje zmysłowe ciało, natomiast porusza się w iście królewski sposób, jakby cały świat należał do niej.
– Tak się cieszę, że pani przyszła, pani Costevan – szepnęła Elizabeth.
– Tak się cieszę, że mnie pani zaprosiła, pani Kinross.
Ponieważ była to już ostatnia para gości, Alexander odsunął się od drzwi. Nie bardzo wiedział, jak rozwiązać poważny dylemat: czy podać ramię swojej kochance, żonie czy najlepszemu przyjacielowi? Zgodnie z obyczajem nie powinna to być żona ani kochanka, ale jak mógł pozwolić, by żona i kochanka szły razem za nim i Sungiem?
Problem rozwiązała Ruby, popychając Sunga w stronę Alexandra.
– Idźcie, panowie! – powiedziała wesoło. Potem szepnęła do Elizabeth: – Nieprawdopodobna sytuacja!
Elizabeth wbrew własnej woli odpowiedziała uśmiechem.
– Zgadzam się, niemniej najmocniej dziękuję, że ułatwiła mi pani zadanie.
– Moje biedne dziecko, jesteś jak chrześcijanin rzucony lwom na pożarcie. Pokażmy im, że to Alexander został rzucony między lwy – zaproponowała Ruby, otaczając Elizabeth ramieniem. – Spróbujmy przyćmić tego dra… rozpustnika.
W związku z tym weszły do ogromnego salonu ramię w ramię, obie z uśmiechem na ustach. Sprawiały wrażenie, jakby doskonale zdawały sobie sprawę, że przyćmiewają wszystkie pozostałe kobiety w pomieszczeniu, łącznie z Constance Dewy.
Niemal w tym samym momencie oznajmiono, że kolacja została podana. Wynajęty na tę okazję francuski szef kuchni był przerażony; liczył na to, że zostało mu jeszcze trzydzieści minut, w związku z czym suflet szpinakowy nie był gotowy. Musiał podać na stół zimne krewetki zalane ogromną ilością zwyczajnego majonezu. Merde, merde, merde, toć to kulinarna katastrofa!
Alexander próbował w ten sposób rozdzielić żonę i kochankę, ponieważ, co oczywiste, ich miejsca przy stole były oddalone od siebie. Elizabeth siedziała na jednym końcu, między gubernatorem, sir Herculesem Robinsonem, a premierem, Johnem Robertsonem. Ponieważ sir Hercules autokratycznie sprawował rządy i nie żył w zbyt wielkiej przyjaźni z premierem, na Elizabeth spadł obowiązek godzenia obu panów. Zadanie to było znacznie utrudnione z powodu rozszczepionego podniebienia premiera i związanej z tym wady wymowy, nie mówiąc już o sporej ilości spożytego przez niego wina i tendencji do kładzenia ręki na kolanie pani domu.
Alexander siedział po drugiej stronie stołu między lady Robinson i panią Robertson. John Robertson był teoretycznie prezbiterianinem, mimo to miał wyraźną słabość do kobiet i alkoholu. Jego zdecydowanie odsunięta na bok prezbiteriańska żona rzadko uczestniczyła w ważnych uroczystościach, a zaproszenie jej do Kinross świadczyło o wysokiej pozycji Alexandra.
Alexander zastanawiał się nad zimnymi krewetkami, o czym może rozmawiać z bywałą w świecie idiotką i ściśle związaną z kościołem męczennicą. Czuł, że nie jest do tego stworzony.