Przekrzywił głowę i przyjrzał się jej spod półprzymkniętych powiek, potem na obu policzkach pojawiły się dołeczki, a Lee parsknął śmiechem.
– W takim razie ten jeden raz.
Usiedli w szklarni przy herbacie, kanapkach i cieście, a Elizabeth zarzuciła Lee pytaniami. Powiedział jej, że w końcu zrobił doktorat z budowy maszyn, chociaż studiował też geologię.
– Potem przez jakiś czas pracowałem w biurze maklerskim, żeby zorientować się, jak funkcjonuje giełda.
– Czy wyniosłeś z tego jakiś pożytek? – spytała Elizabeth.
– Nie – odparł wesoło. – Przekonałem się, że tylko w jeden sposób można się nauczyć, jak robić interesy – robiąc je. Prawdziwą wiedzę zdobyłem u boku Alexandra, jeżdżąc z nim wszędzie, gdy tylko miałem taką możliwość. Teraz obdarzył mnie zaufaniem i powierzył mi pod swoją nieobecność zarządzanie Apokalipsą i całą spółką, chociaż z tego, co wiem, mąż Sophii Dewy ma tęgą głowę do interesów i właśnie został przez nas zatrudniony.
– Prowadzi księgowość – wyjaśniła Elizabeth, zadowolona, że może coś dodać. – Pracuje raczej w Dunleigh niż w Kinross. Biedna Constance nie może się otrząsnąć po śmierci Charlesa, a jej córki bardzo się o nią troszczą.
– To dobrze, że może zabierać księgi do domu, ale gdy połączenia telefoniczne w Nowej Południowej Walii dogonią ogólnoświatowy poziom, będzie mógł zdziałać z Dunleigh znacznie więcej – powiedział Lee.
– Mamy w Kinross telefony, ale nie możemy zadzwonić do Bathurst ani do Lithgow, dysponujemy jedynie połączeniami miejscowymi.
– Uwierz mi, Alexander zawsze będzie szedł o parę kroków przed postępem.
Kiedy wstał, by wyjść, Elizabeth spojrzała ze smutkiem.
– Przyjdziesz na kolację?
– Nie.
– Nawet jeśli przyprowadzę Nell jako przyzwoitkę?
– Nawet jeśli przyprowadzisz Nell. Dziękuję za zaproszenie. Muszę również pilnować hotelu matki.
Z bólem serca patrzyła, jak Lee idzie przez taras. Czuła się tak, jakby nagle bez ostrzeżenia zabrano jej od ust wspaniały kąsek. Lee wrócił, ale wcale nie krył, że nie ma zamiaru spędzać czasu w jej towarzystwie, chociaż właśnie znalazła tyle pewności siebie, żeby trochę odtajać. Gdy poczuła się wystarczająco pewnie, by traktować go jak przyjaciela, a nie jak groźne stworzenie, które niegdyś zakłóciło spokój sadzawki. Och, jaka szkoda!
Lee dotrzymał jednak słowa; przysłał Dragonfly. Była to stara Chinka o nieprzeniknionej twarzy, tak charakterystycznej dla wszystkich mieszkańców Wschodu. Tam, gdzie była Anna, była też Dragonfly, tak dyskretna i nierzucająca się w oczy, że po dwóch dniach dziewczynka całkowicie przestała zwracać uwagę na nową opiekunkę.
– Idealny pies podwórzowy – powiedziała Elizabeth do Lee przez telefon, ponieważ nie bywał w Kinross House. – Serdecznie dziękuję, Lee. Naprawdę. Dzięki Dragonfly Jade i ja możemy trochę odpocząć, a potem, gdy nowa opiekunka ma wolne, jesteśmy w stanie przejąć jej obowiązki. Proszę, wpadnij kiedyś na poranną herbatkę.
– Kiedyś – powiedział i odłożył słuchawkę.
– Kiedyś, czyli nigdy – westchnęła cicho Elizabeth.
Jeśli chodzi o Lee, rzeczywiście słowo „nigdy” wszystko wyjaśniało. Kiedy wyszedł zza żywopłotu i zobaczył Elizabeth, która z ponurą miną prowadziła za rękę swoją młodszą wersję, jego nadzieje, że w końcu udało mu się uwolnić od żony Alexandra, prysnęły jak bańka mydlana. Ogarnęła go fala uczuć: miłość, żal, pożądanie, rozpacz. Nie ufał sobie, w związku z tym odrzucił zaproszenie na herbatę, potem jednak zdał sobie sprawę, że Elizabeth jest bardzo samotna, dlatego ten jeden jedyny raz złamał zasady przyzwoitości i powiedział „tak”. W jej oczach, w wyrazie twarzy, w jej sylwetce dostrzegł potworną samotność! Niemniej ten jeden sympatyczny podwieczorek wystarczył, by Lee był bliski wyznania, które Elizabeth raz na zawsze by odrzuciła. W związku z tym nie mógł się więcej z nią spotykać, chyba że w obecności innych ludzi, a takie sytuacje zdarzały się rzadko, ponieważ nie było Alexandra.
Lee nie chciał wracać do Kinross, ale zdawał sobie sprawę, że Alexander ma prawo dysponować jego osobą – zrobił poza domem wszystko, co się dało, teraz nadszedł czas, żeby sprawdzić się na miejscu, w samym środku sieci Apocalypse Enterprises. Alexander miał czterdzieści sześć lat i wyraźnie szukał następcy, który uwolniłby go od obowiązków i umożliwił podróże oraz wykonywanie mniej uciążliwych zadań związanych z firmą.
Gdy Lee spotkał w Sydney matkę i Alexandra, zauważył ich ogromne szczęście, radość z tego, że mogą być razem, że mogą we dwoje wyjechać gdzieś daleko, dlatego mocniej zabiło mu serce. Teraz znał już dobrze całą historię Alexandra: wiedział, że jest on bękartem, słyszał o niewyjaśnionej tajemnicy jego matki, znał jego pragnienie, by zdobyć bogactwo i władzę. Mimo to Alexander prawie nic nie mówił o swoim związku z Elizabeth. Lee wiedział tylko tyle, ile powiedziała mu matka: że Elizabeth nie może mieć więcej dzieci, w związku z czym mieszka w domu Alexandra jako jego żona, chociaż w rzeczywistości nią nie jest. To jednak nie wyjaśniało tajemnicy; Lee wiedział, że przy pomocy Chińczyków albo Alexander, albo Elizabeth mogliby znaleźć sposób, żeby cieszyć się życiem małżeńskim bez strachu przed ewentualną ciążą. Chociaż Chińczycy byli znani z tego, że bardzo szybko ich przybywa, doskonale wiedzieli, jak w razie potrzeby unikać skutków współżycia – zwłaszcza wykształceni Chińczycy. Na pewno należał do nich Hung Chee z chińskiej apteki. W naturze nie brakuje środków poronnych, sporo jest również metod zapobiegania ciąży.
Dzięki miłości do Elizabeth Lee zaczął zwracać uwagę na wyraz twarzy Alexandra, jego spojrzenia czy skurcz mięśni, kiedy mówił o swojej żonie. Pozasłowny przekaz świadczył o konsternacji i bólu, ale nie o wszechobecnej miłości. Nie, tym uczuciem Alexander darzył Ruby, co do tego nie było żadnych wątpliwości. Mimo to czuł też coś i do żony. Z pewnością nie nienawiść ani obrzydzenie. Lee odnosił wrażenie, że Alexander zrezygnował z Elizabeth, co oznaczało, że przyczyna takiego stanu rzeczy musiała leżeć w niej. Żaden mężczyzna nie mógł być wobec niej obojętny, była na to zbyt piękna – wewnątrz i na zewnątrz. Piękna w sposób, który raczej przyciąga panów, niż ich odpycha. Otaczała ją aura nieprzystępności, a to budziło w każdym mężczyźnie myśliwego, zdobywcę. W każdym, ale nie w Lee, który tęsknił za Elizabeth w mniej prymitywny sposób. Pod pozorami wyniosłości i opanowania dwukrotnie dostrzegł przerażoną istotę, która wpadła w pułapkę. Marzył o tym, żeby ją uwolnić, nawet gdyby po odzyskaniu wolności Elizabeth nadal miała go traktować z całkowitą obojętnością.
Och, ale ucieszyła się, że go widzi! Tak bardzo się ucieszyła, że nie chciała, by odszedł. Błagała, żeby przyszedł ponownie. No cóż, powodem takiego stanu rzeczy była jej samotność, a rozwaga nakazywała odmówić. Nadal musi odmawiać. Alexander jest jego przyjacielem i mentorem – Lee za nic w świecie nie mógłby zdradzić Alexandra.
Zajął się więc sprawami Apokalipsy, zakopał się w pracy, z dala od Kinross House i od Elizabeth.
2. SPORY O PRZEMYSŁ I NIE TYLKO
Alexander wrócił do domu bardzo zrelaksowany w kwietniu tysiąc osiemset dziewięćdziesiątego roku, akurat w porę, by uczcić swoje czterdzieste siódme urodziny. Skrócił wyprawę z powodu Ruby, której bardziej podobał się pomysł podróży niż sama podróż.
– A może chodzi o to – powiedziała do Elizabeth, gdy tylko zdjęła kapelusz – że Alexander jest niezmordowanym podróżnikiem? Ani na chwilę się nie zatrzymuje. Czasami błagałam wszystkich możliwych bogów o parę skrzydeł. San Francisco, potem Chicago, następnie Waszyngton, Filadelfia, Nowy Jork, Boston… Tymczasem Stany Zjednoczone to dopiero początek.