W odpowiedzi wybuchnęła gromkim śmiechem.
– Jaki pan pruderyjny! Pewnie chodzi pan do kościoła, co?
– Nie rozumiem, co Bóg ma wspólnego z kobietami, które lubią świntuszyć.
– A więc jednak chodzi pan do kościoła.
– Prawdę mówiąc, nie.
Ruby opuściła wachlarz i pokazała dołki w tak radosnym uśmiechu, że trudno mu się było oprzeć.
– Jest pan człowiekiem z Trades and Labour Council i nazywa się pan Bede Talgarth – domyśliła się. – Jak typowy przedstawiciel związków zawodowych gorąco broni pan poniewieranych robotników, ale z takim samym zdecydowaniem opowiada się pan za utrzymaniem kobiet w kuchni, przy dzieciach, sprzątaniu i wiecznym praniu. Nazywam się Ruby Costevan, jestem właścicielką tego hotelu i zdecydowanym wrogiem podwójnej moralności.
– Podwójnej moralności? – spytał bezbarwnie.
– Jest pan mężczyzną i zawsze może pan powiedzieć: „pieprzyć”, ja jestem kobietą i nie mogę mówić: „pieprzyć”. W takim razie pieprzyć to wszystko! – Podeszła do niego i wzięła go pod ramię. – Znacznie szybciej i dalej pan zajdzie, jeśli uzna pan kobiety za równe sobie – chociaż ja osobiście uważam, że niewielu mężczyzn mi dorównuje.
Łagodniał, chociaż nie bardzo wiedział, dlaczego. Zdawał sobie tylko sprawę, że właścicielka hotelu jest wyjątkowo piękna i ma wspaniałe poczucie humoru. W końcu zaaprobował jej ramię i pozwolił poprowadzić się korytarzem. Oczywiście, w chwili kiedy się przedstawiła, wiedział, z kim ma do czynienia: z kochanką sir Alexandra Kinrossa i jednym z dyrektorów Apokalipsy.
– Dokąd idziemy? – spytał.
– Zjeść lunch w moim prywatnym pokoju. Zatrzymał się.
– Nie stać mnie na to.
– Ja stawiam… tylko proszę nie raczyć mnie tym gównem, że jesteśmy po przeciwnych stronach barykady, w związku z tym nie ma pan zamiaru korzystać z owoców wstrętnej mamony! Jest pan młodym człowiekiem o sztywnym karku i idę o zakład, że nigdy nie jadł pan posiłku z milionerką. Teraz może pan sprawdzić, jak wygląda życie z drugiej strony barykady.
– Raczej życie jednej setnej procenta.
– Czy w czymś skłamałam?
W foyer rozległ się stukot, a potem pacnięcie. Gdy Ruby i Bede odwrócili się, ujrzeli kobietę, która leżała na podłodze i wyglądała jak orzeł.
– O kurwa! – powiedział kobiecy głos, gdy Bede pomagał jej wstać. – Niech diabli wezmą te cholerne długie suknie!
– To Bede Talgarth, Nell. Bede, to Nell. Ma czternaście i pół roku i ostatnio wyrosła z krótkich sukienek – przedstawiła ich sobie Ruby. – Niestety, jeszcze nie zdążyliśmy jej namówić, żeby czesała włosy do góry, i za nic w świecie nie chce nosić gorsetu.
– Człowiek ze związków zawodowych – domyśliła się Nell, przyłączając się do nich z szelestem odrażającej sukni. – Jestem starszą córką Alexandra Kinrossa.
Jej błyszczące, błękitne oczy rzucały mu wyzwanie, gdy siadała naprzeciwko niego przy okrągłym stoliku.
– Gdzie jest Anna? – spytała Ruby.
– Jak zwykle nie wiadomo. Anna – wyjaśniła Nell Bede – to moja młodsza siostra. Jest opóźniona w rozwoju. To nowe określenie, które ostatnio znalazłam w literaturze, ciociu Ruby. Podoba mi się bardziej niż „upośledzona”, ponieważ raczej sugeruje, że taka osoba jest w stanie myśleć, a nie zakłada z góry całkowitej niezdolności do tego.
Skołowany Bede Talgarth jadł lunch w towarzystwie dwóch kobiet, jakich nigdy wcześniej nie spotkał. Słownik Nell nie był tak pieprzny jak cioci Ruby, podejrzewał jednak, że trochę się przy nim hamowała i nie ufała mu – w końcu z założenia był wrogiem jej ojca. Nie miał jednak do niej pretensji o to, że jest wobec niego lojalna. Co więcej, miło było na nią patrzeć! Z drugiej strony sir Alexander Kinross musi mieszkać w wyjątkowo zepsutym gnieździe, skoro jego córka je lunch z jego kochanką. Co więcej, nazywa ją ciocią! Gdy Nell trajkotała jak najęta, Bede z niepokojem zdał sobie sprawę, że dziewczyna doskonale zna status Ruby Costevan. To go przeraziło, chociaż zawsze uważał się za wolnego ducha, wyzwolonego ze szponów religii i jej staroświeckich norm moralnych. Dekadencja, ot co – zadecydował. Ci ludzie mają tak dużo pieniędzy i władzy, że przypominają zdeprawowanych i zdegenerowanych starożytnych Rzymian. Mimo to Nell nie sprawiała wrażenia zdeprawowanej ani zdegenerowanej, chociaż była szokująco wygadana. Potem zdał sobie sprawę, że dziewczyna ma tęgą głowę, której nawet on nie jest w stanie dorównać.
– W przyszłym roku wybieram się na uniwersytet w Sydney, na inżynierię – oznajmiła.
– Inżynierię?
– Tak, inżynierię – powtórzyła cierpliwie, jakby rozmawiała z idiotą. – Górnictwo, metalurgia, probierstwo i prawo górnicze. Wo Ching i Chan Min idą ze mną, natomiast Lo Chee będzie studiował budowę maszyn. Donny Wilkins, syn pastora anglikańskiego, wybiera się na inżynierię wodno – lądową i architekturę. Dzięki temu tatuś będzie miał nas troje na tym, co go najbardziej interesuje, to znaczy na górnictwie, jedną osobę, która w przyszłości zajmie się jego silnikami i agregatami, i jedną do budowania mostów oraz zaprojektowania gmachu opery – wyjaśniła Nell.
– Przecież jest pani dziewczyną, a trzej z czterech pani kolegów to Chińczycy.
– No to co? – spytała Nell niebezpiecznie groźnym głosem. – Wszyscy jesteśmy Australijczykami i wszyscy mamy prawo do zdobycia takiego wykształcenia, na jakie pozwalają nam nasze zdolności. Jak pan sądzi, co robią ludzie bogaci? – spytała zadziornie. – Odpowiedź brzmi tak: robimy dokładnie to samo, co ludzie biedni. Jeśli jesteśmy leniwi – marnujemy kolejne dni, a jeśli jesteśmy pracowici – urabiamy sobie ręce po łokcie.
– Co pani może wiedzieć o biednych ludziach, młoda damo?
– Mniej więcej tyle samo, co pan o ludziach bogatych, czyli niewiele.
Zmienił taktykę.
– Inżynieria nie jest zawodem dla kobiet.
– Bzdura! – warknęła Nell. – Podejrzewam, że pańskim zdaniem powinniśmy również deportować Wo Chinga, Chana Mina i Lo Chee.
– Skoro już tu są, to nie, ale naprawdę uważam, że należy powstrzymać napływ chińskich imigrantów. Australia jest krajem ludzi białych, którzy zarabiają jak ludzie biali – oświadczył Bede pompatycznie.
– Jezu! – jęknęła Nell. – Chińczycy są o wiele lepszymi imigrantami niż lenie i pijacy, którzy napływają tu z różnych części Wysp Brytyjskich!
Ta interesująca potyczka nie zmieniła się w otwartą wojnę tylko dzięki pojawieniu się Sama Wonga z pierwszym daniem. Twarz Nell pojaśniała. Ku zdumieniu Bede Nell zaczęła z wyraźnym ożywieniem rozmawiać z kucharzem po chińsku.
' – ' Iloma językami pani włada? – spytał po zniknięciu Sama.
Skosztował polane słodkim sosem sajgonki z krewetkami i uznał, że nigdy w życiu nie jadł nic równie pysznego.
– Znam dialekt mandaryński, ponieważ wszyscy nasi ludzie są mandarynami, nie kantończykami, znam łacinę, grekę, francuski i włoski. Gdy wyjadą do Sydney, będę musiała znaleźć nauczyciela języka niemieckiego. Wiele gazet i tekstów technicznych wydawanych jest po niemiecku.
„Nasi ludzie” – pomyślał, wędrując później przez Kinross. „Nasi ludzie” są mandarynami, nie kantończykami. Co to, do diabła, znaczy? Zawsze myślałem, że Chińczyk to Chińczyk. Widzę, że w osobie sir Alexandra Kinrossa będziemy mieli poważnego przeciwnika, gdy spróbujemy naprawdę wprowadzić zakaz imigracji Chińczyków. Oczywiście, to byłoby prawo ogólnopaństwowe, więc będzie musiało zaczekać na powstanie federacji. Poza tym wszyscy nasi biali biznesmeni będą się sprzeciwiać, ponieważ świeżo przybyłym Chińczykom mogą zapłacić mniej niż połowę tego, co płacą białym. To oznacza, że musimy się zorganizować jako siła polityczna i jest to ważniejsze niż zjednoczenie poszczególnych branż.