Выбрать главу

– Rover! Rover! – wciąż wołała Anna, przez cały czas wyciągając ręce.

– Panie Summers! – zawołała Jade. Podszedł razem z psem.

– Czy on ma na imię Rover? – spytała Jade, wskazując na czworonoga.

Sympatyczne zwierzę podeszło prosto do Anny i odpowiedziało na jej radosne powitanie, skacząc i energicznie machając ogonem.

– Nie, nazywa się Bluey – odparł Summers z kamienną twarzą. – To Bluey, Anno, nie Rover.

Summers nie znał imienia psa Sama O'Donnella. Jade czuła się tak, jakby płynęła w gęstym syropie. Pozwoliła Annie pobawić się z psem, a potem pomachać na pożegnanie Summersowi, który poszedł własną drogą. Do samego lunchu bawiły się tak jak uprzednio. Potem okazało się, że Anna źle zniosła słońce, ponieważ gdy weszły do domu, skarżyła się, że ma „obolałą” głowę.

– Gdy coś jej dolega, masz do niej większą cierpliwość niż ja – powiedziała Jade do Butterfly Wing, stojąc niespokojnie z porcją laudanum. – Może zostałabyś z nią? Chciałabym zjechać do Kinross.

Kiedy Butterfly Wing podawała laudanum Annie (która, na szczęście, nawet je lubiła), Jade podeszła do szafki z buteleczkami i wyjęła jedną z nich. Na etykietce był napis: „chloroform”. Potem, gdy Butterfly Wing usadowiła się na skraju łóżka Anny, by położyć jej na czole zimny kompres, Jade zabrała z szuflady jedną gazę. Wszystko to zrobiła tak niepostrzeżenie, że Butterfly Wing nawet się nie obejrzała, chociaż Jade zbyt głośno zamknęła drzwi.

Ile razy już o tym myślała! Starannie zaplanowała każdy ruch, przewidziała wszelkie komplikacje. Jade zmierzała do celu z błogim spokojem i pewnością siebie. Z pokoju dziecinnego poszła do szopy na tyłach domu, gdzie wiele lat temu wyznaczyła jej mieszkanie Maggie Summers. Potem drewniana chatka została zamieniona na tymczasowe miejsce odosobnienia dla kuchcika, który zwariował i trzeba było zamknąć go pod kluczem, póki nie udało się w kajdankach przewieźć go do szpitala psychiatrycznego. Następnie traktowano tę przybudówkę jako tymczasową izbę zatrzymań. W związku z tym okna zabezpieczono kratami i okiennicami, ściany wyłożono grubymi workami ze słomą, a ciężkie żelazne łóżko przyśrubowano do podłogi. Na łóżku leżał tylko goły materac, ale Jade przyniosła ze sobą pościel i starannie je zasłała. Resztę umeblowania stanowiły: stół, krzesło i mały stolik z szufladą – wszystko żelazne i przykręcone do podłogi. Chociaż szopę wielokrotnie myto i sprzątano, wciąż unosił się w niej zapach odchodów i wymiocin. Jade otworzyła wszystkie okna i zapaliła trociczki, które ustawiła na stole w starym słoiku po dżemie. Kilkakrotnie wpadła do kuchni, ale Chang i jego pomocnicy w ogóle nie zwracali uwagi na jej zachowanie, zbyt przyzwyczajeni do tego, że często przychodziła i wychodziła. Zabrała mały piecyk na spirytus z miedzianym czajnikiem do gotowania wody, kilka chińskich miseczek do picia herbaty i paczuszkę zielonej herbaty.

Na podwórku na tyłach domu było pusto, ponieważ tego dnia nie robiono prania, a Chang całą uwagę skupił na przygotowaniu kolacji. Kiedy Jade była zadowolona z wyglądu szopy, zamknęła z powrotem okiennice, po cichutku wślizgnęła się do domu i poszła do swojego pokoju. Tutaj włożyła swoją najładniejszą sukienkę: wąską kreację, uszytą z haftowanego, błękitnego jedwabiu, rozciętą wzdłuż obu boków, żeby można było w niej chodzić. Żadna Chinka nie pokazałaby się w takiej sukni w mieście białych, dlatego Jade mimo upału zarzuciła na nią płaszcz. Z szafki w łazience wzięła małą buteleczkę laudanum i wsunęła ją do kieszeni płaszcza.

Potem bez cienia strachu poprosiła o wagonik i zjechała do Kinross. Była prawie czwarta po południu; Jade wiedziała, że Theodora Jenkins będzie w tym czasie w kościele Świętego Andrzeja ćwiczyła na organach przed specjalną mszą, która miała się odbyć w ostatnią niedzielę przed wielkim postem. Zmiana szychty w kopalni nastąpi dopiero o szóstej, dzięki czemu Chinka miała kolejkę tylko dla siebie. Przy wejściu do kopalni było stosunkowo pusto. Po dotarciu do podnóża góry Jade poszła prosto do domu Theodory, szerokim łukiem okrążając Kinross Square.

Sam O'Donnell nie zmienił swojego harmonogramu – to znaczy jak zwykle od poniedziałku do piątku pracował do piątej po południu. Jeśli znikał, żeby pomóc jakiejś innej pani, wychodził po lunchu, żeby móc jeszcze wrócić. Nim Jade pojawiła się w polu widzenia, odezwał się pies, więc gdy wyszła zza rogu, Sam O'Donnell wiedział, że ktoś się zbliża. Wstał z pędzlem w dłoni, spodziewając się, że to Theodora. Gdy zobaczył opatuloną płaszczem Jade, ze zdumienia zmarszczył czoło i uśmiechnął się, po czym położył ostrożnie pędzel w poprzek puszki z farbą.

– Nie za gorąco ci w tym? – spytał.

– Jak w piecu – powiedziała Jade. – Nie masz nic przeciwko temu, że zdejmę płaszcz, Sam?

– Nie ma sprawy.

Dotychczas nie uważał chińskiej przyjaciółki Theodory – z pewnością mieszańca – za atrakcyjną, ale kiedy zrzuciła z ramion płaszcz i pokazała mu się w niewiarygodnie kusicielskiej sukni, ogarnęło go pożądanie, którego nie odczuwał od ostatniego spotkania z Anną Kinross. Ta dziwka była naprawdę wspaniała! Miała cienką talię, jędrne piersi, a jej nogi w jedwabnych pończochach sięgały aż do koronkowych podwiązek powyżej kolan. Wyżej widać było kusicielski fragment gładkiego, nagiego uda. Włosy – proste, czarne, gęste, pełne blasku jak końska grzywa – opadały jej na plecy i odsłaniały idealne uszy. Samowi O'Donnellowi podobały się tylko dwa rodzaje kobiet: młodziutkie, niewinne dziewczęta i dziwki amatorki.

– Gdzie się w tym wybierasz? – wydukał.

– Do miasteczka księcia Sunga, dlatego jestem tak ubrana. Powinnam wziąć dwukółkę, jest po prostu za gorąco. Pomyślałam, że napiję się wody u miss Theodory i wrócę do domu.

– Pani Jay nie ma w domu, ale drzwi są otwarte.

W odpowiedzi dotknęła dłonią skroni, westchnęła i zachwiała się, jakby miała zemdleć. Sam O'Donnell złapał ją i poczuł, że Jade drży. Myląc odrazę z pożądaniem, pocałował ją. Jade odpowiedziała na pocałunek w sposób, z jakim Sam nigdy wcześniej się nie spotkał, ponieważ niezbyt często zadawał się z kobietami. Czyżby tak całowały chińskie dziewczęta? Ileż stracił przez te wszystkie lata, myśląc o nich z pogardą? Małe, ciasne cipki – jeśli prawdą jest to, co mówią o Chinkach – w drobnych ciałkach. Nie wiedział, że Jade pracowała niegdyś dla pani Ruby w jej burdelu i niemal wszystko słyszała, a czasami też widziała.

– Pragnę cię – szepnął. – Jade, bardzo cię pragnę!

– Ja też cię pragnę – zapewniła cichutko, przeczesując mu palcami włosy.

– Gdy skończę pracę, zabiorę cię do swojego obozowiska.

– Nie, mam lepszy pomysł – oznajmiła. – Pojadę do domu kolejką, a ty pójdziesz ścieżynką. Mieszkam w szopie na tyłach Kinross House, w pobliżu miejsca, gdzie kończy się ścieżka. Cała służba będzie w domu, wystarczy więc, jeśli prześlizgniesz się za budynkami gospodarczymi. W ten sposób dotrzesz prosto do moich drzwi. Są jasnoczerwone, jedyne w tym kolorze.

– Byłoby bezpieczniej w moim obozowisku – zaoponował.

– Nie zaszłabym tak daleko, Sam, jestem zbyt krucha. Czubkiem języka musnęła jego ucho, potem szczękę, a w końcu wsunęła mu język między wargi.

– Kocham białych mężczyzn – powiedziała chrapliwie. – Są tacy ogromni! Niestety, jestem służącą w Kinross House i nie wolno mi się spotykać z mężczyznami. Dla ciebie postanowiłam złamać obowiązujące zasady! Sam, pragnę cię! Chcę cię całować! Wszędzie!