Mówiła jak prawdziwa dziwka amatorka, ale była zdecydowanie słodka i czysta. Sam O'Donnell uciszył skrupuły i przystał na jej propozycję.
– W porządku – powiedział.
Jade włożyła płaszcz i znów stała się nijaka: włosy ukryła pod kołnierzem, nie było widać ani kawałka nóg, zniknęły również piersi.
– Będę czekać – powiedziała, znikając.
Sam skończył pracę, płonąc z pożądania. Poszedł ścieżką z psem, który zachowywał się, jakby wiedział, co się święci. Może rzeczywiście wiedział.
W zasadzie Sam O'Donnell był wstrzemięźliwym mężczyzną, który lubił pozostawać w dobrych stosunkach z kobietami, ale nie wykorzystywał ich seksualnie. Jak sam siebie określał, był wybrednym gnojkiem. Jedynymi istotami, które rozpalały jego pożądanie, były cnotliwe kobiety po dwudziestce albo – poprawił się – wypacykowane dziwki, które przypominały suki z burdelu na przedmieściach.
Urodził się w pobliżu Molongu, maleńkiego miasteczka na dalekim zachodzie, a o jego przeznaczeniu zadecydowały okoliczności. Ojciec z trudem zarabiał na życie, pomagając przy zbiorach i strzygąc owce, matka rodziła dzieci. Kiedy Sam skończył dwanaście lat, u boku ojca nauczył się strzyc owce. Była to uciążliwa dla kręgosłupa, okropna robota w najpodlej – szych warunkach. Postrzygacze owiec mieszkali w szopach, które eufemistycznie nazywano barakami, spali na gołych matach i dostawali jedzenie, którego nie tknąłby nawet dziki pies. Nic dziwnego, że byli najbardziej wojowniczymi członkami związków zawodowych! Sam trzymał się tego zajęcia, dopóki żyła matka, potem powędrował do Gulgongu i zaczął pracować w kopalni złota, gdzie nauczył się zawodu. Potem, tuż przed czterdziestką, trafił do Kinross i został zatrudniony przez nadzorcę kopalni. Nigdy nie spotkał wielkiego sir Alexandra Kinrossa – nawet wtedy, gdy do miasta przyjechał Bede Talgarth.
W jego głowie roiło się od marzeń o lepszym życiu dla ludzi pracy, o sprawiedliwszych warunkach i troskliwszych szefach, dlatego zapisał się do Amalgamated Miners' Association. Związek działał w Gulgongu. Sam myślał, że organizacja ta będzie również aktywna w Kinross, ale przebiegły sir Alexander zapobiegł temu. Dobre warunki, dobra płaca, czyste, tanie, miłe miasto. To jedynie sprawiło, że Sam O'Donnell jeszcze bardziej nienawidził sir Alexandra Kinrossa. Ten człowiek musiał mieć jakąś tajemnicę, nawet jeśli Sam nie potrafił jej wykryć. Gdy pracownicy Apokalipsy spokojnie zareagowali na zwolnienia, Sam pojechał do Sydney i pozyskał dla swojej sprawy najlepszego demagoga w związku, Bede Talgartha. Mimo to owce nadal nie chciały zamienić się w wilki! Zwolnieni wzięli swoje odprawy i pogodzili się z losem. Sam wiedział, dlaczego nie poszedł w ich ślady.
Wszystko zaczęło się na początku lipca, dzień po zwolnieniu. Sir Alexander zwalniał swoich ludzi grupami, a Sam O'Donnell był w pierwszej z nich. Wściekły, zemścił się, wkraczając na zakazany, prywatny teren i idąc na szczyt góry cholernego Kinrossa. Tam, w pobliżu kolejki, ale z przeciwnej strony niż Kinross House, natknął się na zjawę. Zobaczył śliczną młodziutką dziewczynę. Szła wśród paproci i mamrotała coś pod nosem. Stary Rover, zazwyczaj wrogo nastawiony do obcych, radośnie zaszczekał, podbiegł do dziewczynki i skoczył na nią. Zamiast krzyknąć i odepchnąć psa pisnęła z radości i zaakceptowała jego radosne powitanie. Potem, kiedy Sam podszedł z przepraszającym uśmiechem na ustach, spojrzała na niego szarobłękitnymi oczami i powitała go równie przyjaźnie.
– Cześć – powiedział, a do psa: – Do nogi, Rover! Do nogi!
– Cześć – odparła zjawa.
– Jak masz na imię? – spytał.
Nie mógł się nadziwić, że jego rozmówczyni wyraźnie nie odczuwa strachu przed obcym mężczyzną w odosobnionym miejscu – strachu, który wpaja się młodym dziewczętom i który w przeszłości niejednokrotnie pokrzyżował już Samowi szyki.
Nie odpowiedziała, tylko kucnęła, by poklepać płowego psa, który obrócił się na plecy i dyszał.
– Jak masz na imię? – spytał Sam ponownie. Uniosła głowę i uśmiechnęła się.
– Jak masz na imię?
– Anna – powiedziała w końcu. – Anna. Anna. Anna. Ja Anna.
Sam nagle wszystko zrozumiał. Miał przed sobą upośledzoną umysłowo córkę Alexandra Kinrossa – biedne, ograniczone stworzenie, które podobno co niedziela przychodziło do kościoła razem z matką, ale oprócz tego pojawiało się w Kinross tylko wtedy, gdy udało mu się tak daleko zawędrować. Sam nigdy wcześniej jej nie widział, nie miał pojęcia, że Anna Kinross jest tak piękna, tak godna pożądania, tak kobieca… a jednocześnie stanowi ucieleśnienie niewinności. Nic dziwnego, że rozesłali wici, by odprowadzać ją, jeśli zajdzie za daleko! Była najcudowniejszym niespełnionym marzeniem każdego mężczyzny.
Sam przykucnął obok niej. Jakiś instynkt podpowiedział mu, żeby nie zdradzać swojego imienia. Wcześniej zawołał jednak po imieniu psa, a Anna, która natychmiast pokochała czworonoga, błyskawicznie zapamiętała jego imię, co rzadko jej się zdarzało.
– Rover! – powtarzała, wciąż poklepując psa. – Rover! Rover!
– Tak, to jest Rover – potwierdził Sam, uśmiechając się.
Od tego zaczęła się najradośniejsza i najcudowniejsza przygoda w życiu Sama O'Donnella – z jedyną przerwą na dwudniową wyprawę do Sydney po Bede Talgartha.
Cierpliwie, spokojnie i powoli zaczął skłaniać dziewczynkę do drobnych nieprzyzwoitości: najpierw pocałunek w policzek, potem pocałunek w usta. Kobiecą reakcję obudził w niej pocałunek w bok szyi. Wtedy odważył się odsłonić jej piersi. Anna cichutko posapywała, kiedy całował i ssał jej brodawki. Gdy zaczął delikatnie wsuwać rękę w jej reformy, wyginała się i przeciągała jak kot. Powolutku, stopniowo doprowadził ją do niemal niewolniczego posłuszeństwa: codziennie pojawiała się w tym samym miejscu, szczęśliwa, że będzie mogła poklepać Rovera, zadowolona, że ktoś ją całuje, przytula, pieści, podnieca do takiego stopnia, iż zamienia się w cudowną, ogromną ćmę, rozpaczliwie pragnącą złożyć się w ofierze w ogniu, którego nie zna. Przerwanie błony dziewiczej nie było żadnym problemem, Anna była tak podniecona, że nawet tego nie poczuła, a kiedy Sam szczytował, ona przeżyła wspaniały orgazm.
Najcudowniejszy aspekt uwiedzenia Anny Kinross wiązał się z tym, kim była, i podniecającą tajemniczością całej sprawy. Nie bez znaczenia pozostawała również tożsamość jej wysoko postawionego i potężnego ojca.
Na początku lipca Sam w końcu zaczął żyć tak, jak chciał. Został swoim pracodawcą! Koniec z szefami, koniec z niewdzięczną pracą w śmierdzącej szopie albo zamkniętej kopalni, z dala od słońca i świeżego powietrza. Ponieważ malarz Scripps coraz bardziej pił i nikt nie chciał go zatrudniać, Sam zajął się malowaniem zewnętrznych ścian domów, nie przyjmował jednak żadnych większych zleceń, przy których wykonaniu musiałby korzystać z pomocy i sam być szefem! Między jednym a drugim malowaniem robił wszystko, co wpadło mu w ręce. Zaczął również co sobota chodzić do Świętego Andrzeja na wieczorne nabożeństwo. Pomógł pastorowi pozbyć się szczurów. Zawsze był uprzejmy. Nigdy nie wchodził do domu żadnej kobiety. Wyprowadził się z pensjonatu i wybudował sobie prymitywną chatkę w pobliżu zapory, żeby nikt nie wiedział, co robi. Traktował dorywcze prace, malowanie i wszelkie inne zajęcia jako sposób na zachowanie w tajemnicy swojej znajomości z Anną Kinross. Mówił więc jednej kobiecie, że idzie do drugiej, by w czymś jej pomóc. Był bardzo przebiegły! W rzeczywistości czuł się całkiem bezpieczny. Sir Alexander Kinross uważał się za mądrego, prawda? Tymczasem w porównaniu z Samem O'Donnellem był ślimakiem pełzającym w błocie. Anna należała do Sama: była jego prywatną własnością, jego posłuszną niewolnicą, jego seksualnym rajem. Nie miała absolutnie żadnych zahamowań, a mimo to była czysta jak śnieg. Była uosobieniem najbardziej szalonych marzeń wybrednego mężczyzny.