Elizabeth rozumiała to wszystko, słyszała w głosie córki nienawiść – nie, nie nienawiść, raczej niechęć – i zastanawiała się nad tymi słowami. Zdała sobie sprawę, że jest w nich dużo prawdy. Ktoś zakorkował butelkę, w której znajduje się mój duch, moja dusza – myślała – i zalakował ją na całą wieczność. Będę smażyć się w piekle, zasługuję na to, żeby smażyć się w piekle.
– Proponuję – zawołała za Nell – żebyś się wykąpała i włożyła suknię, skoro wybierasz się do miasta!
Jade odmówiła odwołania zeznań. Sierżantowi Stanleyowi Thwaitesowi nawet przez myśl nie przeszło, żeby zabronić Nell widzenia z więźniarką. Wpuścił dziewczynę do celi dla poważnych przestępców, oddzielonej od sześciu pomieszczeń, w których trzymano pijaków i złodziejaszków.
– Jade, powieszacie! – krzyknęła Nell, znów płacząc.
– Nie mam nic przeciwko temu, miss Nell – szepnęła Jade. – Dla mnie najważniejsze jest to, że zabiłam człowieka, który zgwałcił Anne.
– Zgwałcił – poprawiła automatycznie Nell.
– Zbrukał moją kruszynkę, dlatego musiał umrzeć. Nikt inny by się tego nie podjął, miss Nell, dlatego to ja musiałam go zabić.
– Nawet jeśli naprawdę to zrobiłaś, Jade, wyprzyj się tego! Wtedy przynajmniej będziesz miała normalny proces, a to umożliwi nam przedstawienie okoliczności łagodzących. Jestem pewna, że tatuś zaangażuje obrońców, którzy… którzy sprawiliby, że nawet Piłat uwolniłby Jezusa! Odwołaj swoje zeznania, proszę!
– Nie mogę, miss Nell! Naprawdę go zabiłam i jestem z tego dumna.
– Och Jade, nie ma takiej rzeczy, która warta byłaby życia, zwłaszcza twojego!
– Nie ma panienka racji, miss Nell. Mężczyzna, który podstępnie uwodzi małe dziecko, takie jak moja Anna, zaspokaja swoje obrzydliwe żądze i bruka niewinną istotkę swoim cuchnącym nasieniem, to nie człowiek. Sam O'Donnell zasłużył sobie na to, co mu zrobiłam. Zrobiłabym to jeszcze nie raz. Zabiłam go z prawdziwą przyjemnością.
Jade nie ustąpiła ani na krok.
Nazajutrz o brzasku wsadzono ją do policyjnego dyliżansu i przewieziono do więzienia w Bathurst. Jeden posterunkowy powoził zaprzęgiem, drugi siedział obok niej. Z jednej strony bali się jej, z drugiej – nie odczuwali ani cienia strachu. Kiedy sierżant Thwaites powiedział, że nie muszą zakładać jej kajdanków, uznali go za głupca, ale podróż przebiegła bez zakłóceń. Jade Wong dotarła do więzienia niemal w tym samym czasie, kiedy Sam O'Donnell został pochowany na cmentarzu w Kinross. Koszty pogrzebu pokryły Theodora Jenkins i kilka innych pogrążonych w żalu, zrozpaczonych kobiet. Pastor Peter Wilkins wygłosił mowę nad grobem, ponieważ nie chciał urazić Boga wprowadzeniem zwłok do kościoła, na wypadek gdyby okazało się, że nieboszczyk naprawdę uwiódł Anne. Żałobnice szły z wieńcami, szlochając za czarnymi woalkami.
Chociaż policja z godną podziwu gorliwością i dokładnością przeszukała obozowisko Sama O'Donnella i pobliski teren, nie znalazła niczego, co wiązałoby go z Anną Kinross. Żadnego fragmentu kobiecej odzieży, żadnych błyskotek, żadnej chusteczki z inicjałem – jednym słowem, nic.
– Pootwieraliśmy puszki z farbą i opróżniliśmy je, porozkładaliśmy na kawałki pędzle, rozpruliśmy szwy jego ubrań, sprawdziliśmy nawet, czy nie ukrył niczego między liśćmi i korą, z których zrobił dach swojej rozlatującej się chałupy – powiedział sierżant Thwaites do Ruby. – Słowo honoru, pani Costevan, zajrzeliśmy wszędzie. Wygląda na to, że wcale nie był brudasem. Bardzo schludny, jak na obozowicza: miał umocowany sznur do suszenia bielizny, tarę do prania, jedzenie trzymał w starych puszkach, żeby nie dostały się tam mrówki, miał nawet pastę i szczotki do butów, a także czystą pościel na sienniku… Tak, był bardzo, bardzo schludny.
– Co dalej? – spytała Ruby.
– Przypuszczalnie sędziowie niższej instancji przedstawią Jade akt oskarżenia, a prośba o zwolnienie za kaucją zostanie odrzucona ze względu na wagę przestępstwa.
Wiadomość dotarła do Sydney, gdzie gazety nie szczędziły makabrycznych szczegółów. Nie wspomniały tylko, które części ciała morderczyni odcięła Samowi O'Donnellowi i wetknęła mu do ust, jakkolwiek dziennikarze sugerowali, że musiał je zjeść. Wydawcy przede wszystkim skupili się na ryzyku, jakie pociąga za sobą zatrudnianie chińskiej służby, wykorzystując śmierć Sama O'Donnella jako dowód, że należy powstrzymać imigrację Chińczyków. Gazety codzienne i tygodniki opowiadały się wręcz za masową deportacją Chińczyków, którzy już przebywali w kraju, nawet jeśli urodzili się w Australii. Fakt, że skromna opiekunka do dziecka z dumą przyznawała się do winy, uważano za dowód całkowitej deprawacji. Jakimś cudem Anne Kinross opisywano jako „nieco ograniczoną”, w związku z czym czytelnicy zakładali, że dziewczynka potrafiła dodać dwa do dwóch, nawet jeśli nie wiedziała, ile to jest trzynaście plus dwadzieścia cztery.
Depesza dotarła do Alexandra, gdy był na zachodnich krańcach Australii, chociaż nie zawiadomił jeszcze swoich dyrektorów, że wkrótce przyjeżdża. Mimo upływu lat nadal wykazywał skłonność do trzymania pewnych rzeczy w tajemnicy. Jego okręt przybił do Sydney tydzień po przedstawieniu Jade aktu oskarżenia. Na spotkanie sir Kinrossa wyszedł tłum dziennikarzy, rzesze polityków międzystanowych i korespondentów ogromnych gazet – od „Timesa” po „New York Timesa”. Nie tracąc rezonu, zorganizował na nabrzeżu improwizowaną konferencję prasową, odpowiadając niemal na każde pytanie w taki sam sposób: że wszyscy w Sydney wiedzą więcej niż on, więc właściwie dlaczego zawracają mu głowę?
Na spotkaniu pojawił się też Summers, który potem zaprowadził Alexandra do nowego hotelu przy George Street, z dala od okropnych tramwajów parowych.
– Co się stało, Jim? – spytał Alexander. – Chcę wiedzieć, jak wygląda prawda.
Forma „Jim” była dla Summersa czymś nowym. Zamrugał kilka razy powiekami i odpowiedział dopiero po krótkiej chwili.
– Jade zabiła faceta, który uwiódł Anne.
– Faceta, który naprawdę uwiódł Anne, czy faceta, który w jej mniemaniu uwiódł Anne?
– Nie mam cienia wątpliwości, sir Alexandrze, że zrobił to Sam O'Donnell. Byłem przy tym, jak Anna zawołała na mojego psa: „Rover”. Widziałem wyraz jej twarzy: dziewczynka bardzo się ucieszyła i wyraźnie rozglądała się za właścicielem zwierzęcia. Gdybym wiedział, że Sam O'Donnell ma psa do pilnowania bydła o imieniu Rover, od razu bym się zorientował. Jade wszystko zrozumiała, ponieważ spotkała Sama O'Donnella i jego psa w domu Theodory Jenkins. Malował starszej pani dom. Niestety, nie połapałem się, tylko dlatego Jade mnie uprzedziła.
Alexander przyjrzał się jego twarzy, a potem westchnął.
– Kiepska sprawa, prawda? Zakładam, że nie znaleziono żadnego innego dowodu, tak?
– Nie znaleziono, sir. Sam musiał być bardzo ostrożny.
– Jak sądzisz, jesteśmy w stanie ją z tego wyciągnąć?
– Nie ma na co liczyć, sir, nawet jeśli pan stanie po jej stronie.
– W takim razie muszę robić dobrą minę do złej gry ze względu na moją rodzinę i przygotować ją na najgorsze.
– Tak jest, sir.
– Gdyby Jade podzieliła się swoimi spostrzeżeniami z tobą albo Ruby!
– Może wiedziała – powiedział Summers z rezerwą – że nawet w takim przypadku byłaby wersja O'Donnella przeciwko wersji Anny, i doszła do wniosku, że lepiej nie wciągać w to dziewczynki.