Выбрать главу

Geralt skrzywił się.

— Jesteś obrzydliwie trywialny, Codringher.

— Wiem. Prawda też była trywialna. Bo Roegner zaczął się rozglądać za młodą królewną o odpowiednio szerokich biodrach, najlepiej z rodu o potwierdzonej płodności aż do praprababki wstecz. A Calanthe zaczął grunt umykać spod nóg. Każdy posiłek, każdy kielich wina mógł zawierać śmierć, każde polowanie mogło się skończyć nieszczęśliwym wypadkiem. Wiele świadczy o tym, że Lwica z Cintry przejęła wówczas inicjatywę. Roegner zmarł. W kraju szalała wówczas ospa i zgon króla nikogo nie zdziwił.

— Zaczynam rozumieć — rzekł wiedźmin, pozornie beznamiętnie — na czym opierać się będą wieści, które zamierzacie dyskretnie, acz szeroko rozpuścić. Ciri zostanie wnuczką trucicielki i mężobójczyni?

— Nie uprzedzaj faktów, Geralt. Mów dalej, Fenn.

— Calanthe — uśmiechnął się karzeł — uratowała życie, ale korona była coraz dalej. Gdy po śmierci Roegnera Lwica sięgnęła po władzę absolutną, arystokracja ponownie twardo oparła się łamaniu praw i tradycji. Na tronie Cintry miał zasiadać król, nie królowa. Postawiono sprawę jasno: gdy tylko mała Pavetta zacznie choć trochę przypominać kobietę, należy ją wydać za mąż za kogoś, kto zostanie nowym królem. Powtórne małżeństwo bezpłodnej królowej nie wchodziło w grę. Lwica z Cintry zrozumiała, że może liczyć co najwyżej na rolę królowej matki. Na domiar złego mężem Pavetty mógł zostać ktoś, kto by totalnie odsunął teściową od rządów.

— Będę znowu trywialny — ostrzegł Codringher. - Calanthe zwlekała z wydaniem Pavetty za mąż. Zniszczyła pierwszy projekt mariażu, gdy dziewczyna miała dziesięć lat, i drugi, gdy miała trzynaście. Arystokracja przejrzała plany i zażądała, by piętnaste urodziny Pavetty były jej ostatnimi panieńskimi urodzinami. Calanthe musiała wyrazić zgodę. Ale wcześniej osiągnęła to, na co liczyła. Pavetta za długo pozostawała panną. Zaczęło ją wreszcie świerzbić tak, że puściła się z pierwszym z brzegu przybłędą, do tego zaklętym w potwora. Były w tym jakieś okoliczności nadprzyrodzone, jakieś przepowiednie, czary, obietnice… Jakieś Prawa Niespodzianki? Prawda, Geralt? Co stało się potem, pamiętasz zapewne. Calanthe ściągnęła do Cintry wiedźmina, a wiedźmin narozrabiał. Nie wiedząc, że jest sterowany, zdjął klątwę z potwornego Jeża, umożliwiając mu mariaż z Pavettą. Tym samym wiedźmin ułatwił Calanthe utrzymanie tronu. Związek Pavetty z odczarowanym potworem był dla wielmożów tak wielkim szokiem, że zaakceptowali nagłe małżeństwo Lwicy z Eistem Tuirseach. Jarl z Wysp Skellige wydał im się jednak lepszy niż przybłęda Jeż. W ten sposób Calanthe nadal rządziła krajem. Eist, jak wszyscy wyspiarze, obdarzał Lwicę z Cintry zbyt wielkim szacunkiem, by się jej w czymkolwiek przeciwstawiać, a królowanie nudziło go po prostu. Całkowicie oddał rządy w jej ręce. A Calanthe, faszerując się medykamentami i eliksirami, wlokła małżonka do łoża w dzień i w nocy. Chciała rządzić aż do końca swych dni. A jeśli jako królowa matka, to matka własnego syna. Ale, jak już mówiłem, ambicje duże, ale…

— Już mówiłeś. Nie powtarzaj się.

— Natomiast królewna Pavetta, żona dziwacznego Jeża, już w czasie ślubnej ceremonii miała na sobie podejrzanie luźną suknię. Zrezygnowana Calanthe zmieniła plany. Jeśli nie jej syn, pomyślała, to niech to będzie syn Pavetty. Ale Pavetta urodziła córkę. Przekleństwo, czy jak? Królewna mogła jednak jeszcze rodzić. To znaczy mogłaby. Bo zdarzył się zagadkowy wypadek. Ona i ów dziwaczny Jeż zginęli w nie wyjaśnionej katastrofie morskiej.

— Czy ty nie za dużo sugerujesz, Codringher?

— Staram się wyjaśnić sytuację, nic więcej. Po śmierci Pavetty Calanthe załamała się, ale na krótko. Jej ostatnią nadzieją była wnuczka. Córka Pavetty, Cirilla. Ciri, szalejący po królewskim burgu wcielony diabełek. Dla niektórych oczko w głowie, zwłaszcza dla starszych, bo tak przypominała Calanthe, gdy ta była dzieckiem. Dla innych… odmieniec, córka potwornego Jeża, do której rościł sobie nadto prawa jakiś wiedźmin. I teraz dochodzimy do sedna sprawy: pupilka Calanthe, ewidentnie szykowana na następczynię, traktowana wręcz jak drugie wcielenie, Lwiątko z krwi Lwicy, już wówczas uważana była przez niektórych za wykluczoną z praw do tronu. Cirilla była źle urodzona. Pavetta popełniła mezalians. Zmieszała królewską krew z pośledniejszą krwią przybłędy o nieznanym pochodzeniu.

— Chytrze, Codringher. Ale to nie tak. Ojciec Ciri wcale nie był pośledniejszy. Był królewiczem.

— Co ty powiesz? O tym nie wiedziałem. Z jakiego królestwa?

— Z któregoś na południu… Z Maecht… Tak, właśnie z Maecht.

— Interesujące — mruknął Codringher. - Maecht od dawna jest nilfgaardzką marchią. Wchodzi w skład Prowincji Metinna.

— Ale jest królestwem — wtrącił Fenn. - Panuje tam król.

— Panuje tam Emhyr var Emreis — uciął Codringher. - Ktokolwiek siedzi tam na tronie, siedzi z łaski i decyzji Emhyra. Ale jeśli już przy tym jesteśmy, to sprawdź, kogo Emhyr tam uczynił królem. Ja nie pamiętam.

— Już szukam — kaleka popchnął koła swego fotela, skrzypiąc odjechał w kierunku regału, ściągnął z niego gruby rulon zwojów i zaczął je przeglądać, rzucając przejrzane na podłogę. - Hmmm… Już mam. Królestwo Maecht. W herbie srebrne ryby i korony naprzemiennie w polu błękitno-czerwonym czterodzielnym…

— Pluń na heraldykę, Fenn. Król, kto jest tam królem?

— Hoet zwany Sprawiedliwym. Wybrany w drodze elekcji… — …przez Emhyra z Nilfgaardu — domyślił się zimno Codringher.

— …dziewięć lat temu.

— Nie ten — policzył prędko adwokat. - Ten nas nie interesuje. Kto był przed nim?

— Chwileczkę. Mam. Akerspaark. Zmarł…

— Zmarł na ostre zapalenie płuc, przebitych sztyletem przez siepaczy Emhyra albo tego Sprawiedliwego — Codringher znowu popisał się domyślnością. - Geralt, czy rzeczony Akerspaark budzi u ciebie jakieś skojarzenia? Czy to mógłby być tatunio tego Jeża?

— Tak — potwierdził wiedźmin po chwili namysłu. - Akerspaark. Pamiętam, Duny tak nazwał swego ojca.

— Duny?

— Takie nosił imię. Był królewiczem, synem tego Akerspaarka…

— Nie — przerwał Fenn, zapatrzony w zwoje. - Tu są wszyscy wymienieni. Legalni synowie: Orm, Gorm, Torm, Horm i Gonzalez. Legalne córki: Alia, Valia, Nina, Paulina, MaMna i Argentina…

— Odwołuję oszczerstwa rzucone na Nilfgaard i na Sprawiedliwego Hoeta — oświadczył poważnie Codringher. - Ten Akerspaark nie został zamordowany. On zwyczajnie zachędożył się na śmierć. Bo pewnie miał i bękartów, co, Fenn?

— Miał. Sporo. Ale żadnego o imieniu Duny tutaj nie widzę.

— I nie liczyłem, że zobaczysz. Geralt, twój Jeż nie był żadnym królewiczem. Nawet jeśli rzeczywiście spłodził go gdzieś na boku ten gbur Akerspaark, od praw do takiego tytułu dzieliła go, oprócz Nilfgaardu, cholernie długa kolejka legalnych Ormów, Gormów i innych Gonzalezów, z własną, zapewne liczną progeniturą. Z formalnego punktu widzenia Pavetta popełniła mezalians.

— A Ciri, dziecko mezaliansu, nie ma praw do tronu?

— Brawo.

Fenn przyskrzypiał do pulpitu, popychając koła fotela.

— To jest argument — powiedział, zadzierając wielką głowę. - Wyłącznie argument. Nie zapominaj, Geralt, my nie walczymy ani o koronę dla księżniczki Cirilli, ani o pozbawienie jej korony. Z rozpuszczonej plotki ma wynikać, że nie można dziewczyny wykorzystać do sięgnięcia po Cintrę. Że jeśli ktoś taką próbę podejmie, łatwo będzie można ją podważyć, zakwestionować. Dziewczyna w grze politycznej przestanie być figurą, będzie mało ważnym pionkiem. A wówczas…

— Pozwolą jej żyć — dokończył beznamiętnie Codringher.

— Od strony formalnej — spytał Geralt — jak moc» y jest ten wasz argument?

Fenn spojrzał na Codringhera, potem na wiedźmina.-

— Niezbyt mocny — przyznał. - Cirilla to ciągle Calanthe, choć nieco rozcieńczona. W normalnych krajach może i odsunięto by ją od tronu, ale warunki nie są normalne. Krew Lwicy ma znaczenie polityczne…

— Krew… — Geralt potarł czoło. - Co to znaczy Dziecko Starszej Krwi, Codringher?

— Nie rozumiem. Czy ktoś, mówiąc o Cirilli, używał takiego miana?

— Tak.

— Kto?

— Nieważne kto. Co to znaczy?

— Luned aep Hen Ichaer — powiedział nagle Fenn, odjeżdżając od pulpitu. - Dosłownie to nie byłoby Dziecko, ale Córka Starszej Krwi. Hmmm… Starsza Krew… Spotkałem się z tym określeniem. Nie pamiętam dokładnie… Chyba chodzi o jakieś elfie przepowiednie. W niektórych wersjach tekstu wróżby Itliny, tych starszych, są, jak mi się zdaje, wzmianki o Starszej Krwi Elfów, czyli Aen Hen Ichaer. Ale my tu nie mamy pełnego tekstu tej Trzeba by zwrócić się do elfów…

— Zostawmy to — przerwał zimno Codringher. - Nie za wiele zagadnień naraz, Fenn, nie za wiele srok za ogon, nie za wiele przepowiedni i tajemnic. Dziękujemy ci na razie. Bywaj, owocnej pracy. Geralt, pozwól. Wróćmy do kantoru.

— Za mało, prawda? — upewnił się wiedźmin, gdy tylko wrócili i zasiedli w fotelach, adwokat za biurkiem, on naprzeciw. - Za niskie honorarium, tak?

Codringher podniósł z blatu biurka metalowy przedmiot w kształcie gwiazdy i kilkakrotnie obrócił go w palcach.

— Za niskie, Geralt. Kopanie w elfich przepowiedniach to dla mnie diabelne obciążenie, strata czasu i środków. Konieczność szukania dojść do elfów, bo oprócz nich nikt nie jest w stanie pojąć ich zapisów. Elfie manuskrypty to w większości przypadków jakaś pokrętna symbolika, akrostychy, czasami wręcz szyfry. Starsza Mowa jest zawsze co najmniej dwuznaczna, a zapisana może mieć i dziesięć znaczeń. Elfy nigdy nie były skłonne pomagać komuś, kto chciał rozgryzać ich przepowiednie. A w dzisiejszych czasach, gdy po lasach trwa krwawa wojna z Wiewiórkami, gdy dochodzi do pogromów, niebezpiecznie jest zbliżać się do nich. Podwójnie niebezpiecznie. Elfy mogą wziąć za prowokatora, ludzie mogą oskarżyć o zdradę…