Выбрать главу

Podeszła do nas kelnerka i kiedy nalewała mi herbatę, Leszek odezwał się do niej po polsku.

— Co jej powiedziałeś? — zapytałem, gdy kobieta odeszła.

– Żeby ci przyniosła śniadanie.

— Czy mają tu menu?

— Nie, nie. Śniadanie jest tylko jedno.

Kilka minut później na stół wjechały rozgotowane parówki i jakiś dziwny polski ser topiony. Byłem tak głodny, że łapczywie pochłonąłem to wszystko.

Leszek wytrwale konsumował swoją porcję, nie okazując ani zachwytu, ani obrzydzenia. W trakcie posiłku zagadnął z ustami pełnymi jedzenia:

— Jesteś z Londynu, tak?

— Owszem.

Na jego twarzy pojawił się uśmiech.

— To poproszę cię o przysługę — rzekł i ściszył głos do szeptu. — Mógłbyś mnie poznać z Samanthą Fox?

Samantha Fox była obdarzoną obfitym biustem angielską piosenkarką, która zaczynała swoją karierę od zdjęć topless publikowanych na trzeciej stronie dziennika „Sun”.

— Obawiam się, że nie — odparłem rozbawiony. — Nie znam jej.

Mój tłumacz odchylił się na oparcie krzesła i spojrzał na mnie z niedowierzaniem.

— Powinieneś — upierał się. — Przecież jesteś z Londynu.

— Chętnie bym ci pomógł, ale w Londynie mieszka siedem milionów ludzi.

Nie chciałem być nieuprzejmy, ale sytuacja wydała mi się absurdalna. Jak miałem postawić na nogi bankrutującą spółkę, kiedy jedynym ogniwem łączącym mnie ze światem dookoła był ten dziwny facet mający bzika na punkcie angielskiej modelki topless?

Po śniadaniu obaj wyszliśmy z hotelu i wcisnęliśmy się do maleńkiego czerwonego polskiego fiata, który fabryka autobusów przydzieliła mi na okres pobytu. Musiałem podjąć kilka prób, zanim silnik zakasłał i ożył. Leszek, uśmiechając się, wskazywał mi drogę do siedziby Autosana, która mieściła się w stojącym nieopodal rzeki białym sześciopiętrowym budynku z betonowych płyt. Zaparkowałem samochód i weszliśmy do środka. W holu poczułem tę samą nieprzyjemną woń rozpuszczalnika, która przykuła moją uwagę zeszłego wieczoru podczas kolacji. Wjechaliśmy windą na ostatnie piętro i udaliśmy się do gabinetu dyrektora naczelnego. Dyrektor stał na progu niczym barykada, zasłaniając prawie całe drzwi rozłożystymi ramionami, a jego gęste wąsy nie mogły ukryć promiennego uśmiechu. Wyglądał na dwa razy starszego ode mnie i pracował w Autosanie od początku swojej kariery. Wyciągnął do mnie wielką dłoń robotnika o grubych palcach, a gdy podałem mu swoją, ścisnął ją tak mocno, że miałem wrażenie, jakbym został wciągnięty przez wyżymaczkę.

Dyrektor wpuścił nas do gabinetu i zaczął szybko mówić po polsku.

— Witamy w Sanoku. — Leszek tłumaczył, mówiąc równocześnie z nim. — On pyta, czy chciałbyś się napić brandy, aby uczcić twój przyjazd.

— Nie, dziękuję — odparłem z zakłopotaniem. Nie byłem pewien, czy nie popełniam jakiegoś nietaktu, odmawiając picia mocnego alkoholu z samego rana.

Potem dyrektor naczelny wygłosił mowę, w której po raz kolejny zaznaczył, że bardzo się cieszy z mojego przybycia. Wyjaśnił, że Autosan jest głównym zakładem pracy w Sanoku. Jeżeli upadnie, katastrofa czeka również miasto. Zarówno dyrekcja, jak i cała załoga Autosana spodziewała się, że BCG — czyli na dobrą sprawę ja — uchroni całe przedsiębiorstwo przed bankructwem. Potakująco kiwałem głową z wyrazem powagi na twarzy, starając się robić wrażenie pewnego siebie, ale zakres mojej odpowiedzialności napawał mnie przerażeniem.

Zakończywszy swą krótką przemowę, dyrektor dodał:

— Panie Browder, zanim przystąpi pan do pracy, muszę zapytać, czy mogę zrobić coś, co umili panu pobyt w Sanoku?

Zaraz po wejściu do gabinetu poczułem, że jest w nim bardzo ciepło, co zwróciło moją uwagę zwłaszcza po nieprzespanej nocy w lodowatym pokoju. Zobaczyłem stojący w kącie grzejnik elektryczny, z którego wydobywała się kojąca pomarańczowa poświata. Spoglądając w jego stronę, zapytałem niepewnie:

— Myśli pan, że mógłbym dostać taki grzejnik do swojego pokoju?

Po chwili, gdy Leszek przetłumaczył moje słowa, twarz dyrektora rozjaśnił uśmiech, a na jego policzkach pojawiły się rumieńce.

— Panie Browder, możemy zrobić dużo więcej — oznajmił, mrugając porozumiewawczo. — Możemy przysłać kobietę, która ogrzeje pana w nocy.

— Nie, dziękuję — wyjąkałem z zażenowaniem, spuszczając wzrok. — Grzejnik w zupełności wystarczy.

Bezzwłocznie zabrałem się do pracy, a pierwszy tydzień spędzony w Polsce był największym szokiem kulturowym, jakiego doświadczyłem w całym swoim życiu. W Sanoku wszystko — zapachy, język, zwyczaje — było inne. Ale największym problemem okazało się dla mnie jedzenie. Jedynym dostępnym mięsem była wieprzowina, którą spotykało się na każdym kroku. Parówki na śniadanie, kanapki z szynką na lunch, kotlety na obiad — i tak codziennie. Nie było owoców ani warzyw. Kurczak uchodził za wyjątkowy przysmak. A co najgorsze, każda potrawa pływała w tłuszczu, jak gdyby to była jakaś magiczna przyprawa, która wszystko czyni smaczniejszym, choć było wręcz odwrotnie.

W piąty dzień zacząłem przymierać głodem. Musiałem coś zrobić, więc postanowiłem pojechać do Warszawy, zameldować się w Marriotcie i zjeść coś przyzwoitego. Po przybyciu na miejsce zostawiłem bagaż w pokoju i od razu udałem się do restauracji. Nigdy wcześniej nie czułem się tak szczęśliwy, stojąc przy hotelowym bufecie. Nałożyłem sobie na talerz pełno sałatki, smażonego kurczaka, pieczeni wołowej, sera i kawałków bagietki, po czym rzuciłem się na jedzenie jak opętany. Potem jeszcze dwa razy wracałem po dokładkę. Gdy już byłem gotów wybrać sobie coś na deser, mój żołądek zaczął się buntować i wiedziałem, że jeśli natychmiast nie pognam do toalety, znajdę się w tarapatach.

W pośpiechu skierowałem kroki w stronę męskiej ubikacji, ale gdy szedłem przez hol, niespodziewanie natknąłem się na Wolfganga Schmidta.

— Browner! Co ty, do cholery, robisz w Warszawie? — zapytał Austriak.

Byłem tak zaskoczony jego widokiem, że nie miałem pojęcia, co odpowiedzieć.

— Ja… właśnie pomyślałem, że skoro jest piątkowy wieczór…

— Piątkowy wieczór? — warknął. — Żartujesz sobie? Zabieraj dupsko z powrotem do Sanuka…

— Sanoka — poprawiłem go, przestępując nerwowo z nogi na nogę.

— Jeden chuj. Masz tam wracać i integrować się z klientem podczas weekendu. Tak się robi w tej branży.

Ciśnienie w moim żołądku rosło w takim tempie, że słowa Wolfganga ledwie do mnie docierały.

— W porządku, wrócę. Przepraszam. Naprawdę, bardzo przepraszam.

Łazienka była tuż-tuż, a czas płynął nieubłaganie.

— W porządku, Browner — odparł Wolfgang, a gdy nareszcie zszedł mi z drogi, ruszyłem biegiem do toalety.

To przypadkowe spotkanie tak mnie onieśmieliło, że nie zdobyłem się już nigdy więcej na odwagę, by pojechać do Warszawy. Zamiast tego w weekendy krążyłem swoim małym fiatem po okolicy w poszukiwaniu jedzenia. Zatrzymywałem się w małych restauracjach, a ponieważ nie znałem ani słowa po polsku, wybierałem na chybił trafił trzy albo cztery potrawy z karty, licząc, że choć jedna okaże się jadalna. Modliłem się o kurczaka i czasami go dostawałem. Mogłem sobie na to pozwolić, gdyż kurs polskiego złotego był tak niski, że cena każdego dania stanowiła równowartość czterdziestu pięciu centów. Przyjemnie było wyrwać się z Sanoka, ale dokądkolwiek bym pojechał, wszędzie natrafiałem na tak samo paskudne jedzenie. W ciągu dwóch miesięcy pobytu w Polsce schudłem prawie siedem kilo.