Выбрать главу

Podobnie jak w przypadku Gazpromu, kiedy cała kampania osiągała temperaturę wrzenia, do akcji wkraczał rząd Putina, żeby zademonstrować swoją władzę.

Gdy ujawniłem, że prezes zarządu JeES próbował sprzedać oligarchom majątek swojej spółki po znacznie zaniżonych cenach, Kreml tymczasowo zawiesił sprzedaż aktywów. Kiedy oskarżyłem Sbierbank i jego radę dyrektorów o sprzedaż tanich udziałów osobom ze swoich kręgów przy wykluczeniu akcjonariuszy mniejszościowych, rząd rosyjski zmienił przepisy, zakazując takich nadużyć.

Od razu nasuwa się pytanie, dlaczego Władimir Putin pozwolił mi na to wszystko. Otóż przez pewien czas nasze interesy się pokrywały. Gdy w styczniu 2000 roku Putin przejął obowiązki głowy państwa, został prezydentem Federacji Rosyjskiej, ale faktyczną władzę prezydencką sprawowali oligarchowie, lokalni gubernatorzy i zorganizowane grupy przestępcze. Od chwili objęcia urzędu stało się dla niego sprawą najwyższej wagi odebranie władzy tym ludziom i przywrócenie jej Kremlowi — lub raczej, ściśle rzecz ujmując, wzięcie jej we własne ręce.

Putin wyznawał polityczną zasadę, która głosiła: „wróg mojego wroga jest moim przyjacielem”, i w zasadzie moja kampania przeciwko korupcji dawała mu pretekst, by uderzyć w politycznych przeciwników, z czego regularnie korzystał.

Byłem tak zaabsorbowany swoimi sukcesami i niespodziewanymi zyskami, jakie osiągał fundusz, że nie zdawałem sobie z tego sprawy. Naiwnie sądziłem, że Putin kieruje się interesem kraju i rzeczywiście pragnie oczyścić Rosję.

Wielu ludzi pytało, czemu oligarchowie po prostu mnie nie zabili za ujawnienie ich korupcji. To dobre pytanie. W Rosji ludzie ginęli za dużo mniejsze przewinienia. W tym społeczeństwie bezprawia wszystko mogło się wydarzyć i często do tego dochodziło.

Uszedłem z życiem nie dlatego, że ktoś żywił respekt wobec prawa, lecz dzięki paranoi. Rosja jest krajem opartym na teoriach konspiracyjnych. Ludzie tworzą mnóstwo różnych koncepcji, usiłując coś wytłumaczyć, ale żadna z nich nie jest prosta ani przejrzysta. Dla przeciętnego Rosjanina było niepojęte, że jakiś skromny Amerykanin, który znał zaledwie kilka słów po rosyjsku, mógł w pojedynkę rzucić się na najbardziej wpływowych oligarchów w Rosji. Jedyne sensowne wyjaśnienie było takie, że muszę działać w imieniu kogoś potężniejszego. Ponieważ każda z moich potyczek prowadziła do interwencji rządu, większość ludzi przypuszczała, że stoi za mną sam prezydent. Było to jednak niedorzeczne. Nigdy w życiu nie spotkałem się z Putinem, ale ponieważ wszyscy podejrzewali, że jestem „jego człowiekiem”, nikt nie ważył się mnie tknąć.

Następstwem moich kampanii i interwencji Putina była spektakularna poprawa kondycji funduszu. Do końca 2003 roku wartość Hermitage wzrosła o 1200 procent od najniższego punktu. Zrekompensowałem wszystkie straty, jakie ponieśliśmy w 1998 roku. Zajęło to pięć lat i wymagało nadludzkich wysiłków, ale osiągnąłem zamierzony cel, wyciągając swoich klientów ze straszliwego kryzysu. Zrehabilitowałem się, a poza tym miałem wrażenie, że odkryłem idealny model biznesu — nie tylko zdobywałem mnóstwo pieniędzy, ale również przyczyniałem się do tego, aby w Rosji było lepiej. Na świecie niewiele jest takich profesji, które pozwalają zarówno się wzbogacić, jak i czynić dobro, a ja pracowałem w jednej z nich.

Wydawało się, że wszystko to jest zbyt piękne, aby mogło być prawdziwe, ale tak było. W pewien sobotni ranek w październiku 2003 roku, kiedy ćwiczyłem na bieżni w swoim mieszkaniu, oglądając CNN, na pasku u dołu ekranu pojawiła się sensacyjna wiadomość, że Michaił Chodorkowski, prezes Jukosu i najbogatszy człowiek w Rosji, został aresztowany.

Zeskoczyłem z bieżni, wytarłem pot z czoła i pognałem do kuchni, gdzie Elena przygotowywała śniadanie.

— Słuchałaś wiadomości?! — krzyknąłem, wciąż jeszcze łapiąc oddech.

— Tak, właśnie słucham radia. To niewiarygodne.

— Jak myślisz, co teraz będzie?

— Nie wiem. Nie wyobrażam sobie, żeby go nie wypuścili do poniedziałku. W Rosji bogaci ludzie nie spędzają aż tyle czasu w areszcie.

Aresztowanie oligarchy wzbudziło we mnie mieszane uczucia. Na krótką metę byłby to silny cios dla rosyjskiego rynku i mój fundusz mógłby ponieść straty, gdyby Chodorkowski spędził za kratkami choćby kilka dni. Jednak z bardziej długofalowej perspektywy, gdyby jakimś cudem pozostał w więzieniu i byłby to początek represji wobec oligarchów, Rosja miała szansę stać się normalnym krajem. Koniec końców byłby to pomyślny obrót wydarzeń nie tylko dla mojego funduszu, ale dla wszystkich obywateli tego kraju.

Gdy w poniedziałkowy ranek przyjechałem do biura, Chodorkowski nadal przebywał w areszcie, a indeks giełdowy poleciał w dół o 10 procent. Informacja o aresztowaniu oligarchy pojawiła się na pierwszych stronach wszystkich liczących się na świecie gazet. Moi klienci wpadli w panikę i dzwonili do mnie przez cały dzień. Pytali, do czego to wszystko może doprowadzić i czy powinni wycofać się z inwestycji w Rosji.

Nie wiedziałem, co odpowiedzieć na te pytania. Nikt nie miał pojęcia, co będzie dalej. Wszystko sprowadzało się do osobistych negocjacji między Władimirem Putinem i Michaiłem Chodorkowskim, w których ani prawo, ani logika nie grały żadnej roli.

Z jakichś przyczyn, których nikt tak naprawdę nigdy nie pozna, negocjacje te przybrały niekorzystny obrót dla oligarchy, który pod koniec tygodnia nadal przebywał w areszcie. Potem napięcie wzrosło, kiedy rosyjski rząd zajął należący do Chodorkowskiego trzydziestosześcioprocentowy pakiet akcji Jukosu.

To bezprecedensowe wydarzenie było katastrofą nie tylko dla Chodorkowskiego, ale dla całego rynku finansowego. Każdy inwestor w głębi ducha żywi lęk przed wywłaszczeniem, a teraz właśnie coś takiego zdarzyło się pod rządami Władimira Putina. W ciągu czterech następnych dni roboczych indeks giełdowy poleciał w dół o dalsze 16,5 procent, a akcje Jukosu straciły 27,7 procent wartości.

Dlaczego Putin to robił? Najbardziej popularna teoria głosi, że Chodorkowski nie przestrzegał złotej zasady Putina: „Nie mieszaj się do polityki, a będziesz mógł zachować profity ze swoich szemranych interesów”. Oligarcha złamał tę zasadę, kiedy ofiarował partiom opozycyjnym miliony dolarów na kampanię przed zbliżającymi się wyborami do parlamentu i kiedy zaczął wyrażać opinie, które były jednoznacznie wymierzone w prezydenta. Putin jest człowiekiem, który wierzy w siłę symboli, a ponieważ Chodorkowski przeciągnął strunę, należało go przykładnie ukarać.

Jakby dla zaakcentowania powagi sytuacji Putin urządził szeroko zakrojone polowanie na wszystkich, których coś łączyło z Chodorkowskim. W ciągu kilku tygodni po jego aresztowaniu rosyjskie organy ścigania rozprawiły się z partiami politycznymi, które finansował, jego organizacjami dobroczynnymi oraz pracownikami.

W lipcu 2004 roku Chodorkowski i jego wspólnik, Płaton Lebiediew, stanęli przed sądem i usłyszeli oskarżenie o sześć aktów oszustwa, dwa przestępstwa podatkowe i jedną kradzież. Każdy z nich został skazany na dziewięć lat więzienia. Ponieważ wszystko to odbywało się na pokaz, Putin zrobił rzecz bezprecedensową, wpuszczając na salę rozpraw kamery telewizyjne, aby sfilmowały najbogatszego człowieka w Rosji zamkniętego w klatce dla oskarżonych.

Ten widok robił wielkie wrażenie. Wyobraź sobie, że zajmujesz siedemnaste miejsce na liście najbogatszych oligarchów Rosji. Jesteś na swoim jachcie zacumowanym przy Hotel du Cap w Antibes na Lazurowym Wybrzeżu. Właśnie skończyłeś posuwać kochankę i wychodzisz do kambuza po dwa kieliszki szampana i trochę kawioru. Chwytasz pilota, zmieniasz kanał na CNN i na ekranie widzisz znajomą twarz — człowieka, który jest o wiele bogatszy, sprytniejszy i potężniejszy od ciebie, a teraz siedzi za kratami.