Jaka byłaby twoja naturalna reakcja? Co byś zrobił?
Wszystko, by zyskać pewność, że nie trafisz do takiej samej klatki.
Po skazaniu Chodorkowskiego większość rosyjskich oligarchów jeden po drugim przychodziła do Putina, żeby zadać pytanie:
— Władimirze Władimirowiczu, co mam zrobić, żeby nie skończyć jak on?
Nie było mnie przy tym, więc mogę tylko snuć domysły, ale wyobrażam sobie, że odpowiedź Putina brzmiała jakoś tak:
— Pięćdziesiąt procent.
I to nie pięćdziesiąt procent dla rządu czy administracji prezydenckiej, ale pięćdziesiąt procent dla samego Władimira Putina. Nie wiem tego na pewno. Mogło to być trzydzieści albo siedemdziesiąt procent, albo jakiś zupełnie inny układ. Pewne było wtedy tylko to, że po skazaniu Chodorkowskiego interesy moje i Putina nie szły już w parze. Putin zamienił oligarchów w swoje „dziwki”, umocnił swoją władzę i według wielu szacunków stał się najbogatszym człowiekiem świata.
Niestety nie byłem na tyle uważny, by dostrzec, że Putin i ja zaczniemy wchodzić sobie w drogę. Po aresztowaniu i skazaniu Chodorkowskiego w ogóle nie zmieniłem swojego postępowania. Robiłem dokładnie to, co wcześniej — publicznie piętnowałem rosyjskich oligarchów, wyciągając na światło dzienne ich przewinienia. Ale sytuacja się zmieniła. Zamiast ścigać wrogów Putina, teraz godziłem w jego interesy.
Można by się zastanawiać, czemu tego nie zauważałem. Wszystko sprowadza się do tamtego incydentu z mężczyzną leżącym na drodze. Wtedy milicjanci zostawili mnie w spokoju, widząc, że nie jestem Rosjaninem. Nabrałem przekonania, że cudzoziemców nie dotyczą niepisane reguły, które obowiązują wszystkich mieszkańców Rosji. Gdybym prowadził swoją antykorupcyjną krucjatę jako obywatel rosyjski, z pewnością zostałbym aresztowany, pobity albo zamordowany.
Ale wtedy Putin nie był tak zuchwały, jak teraz. Wtedy zamordowanie cudzoziemca wydawało się zbyt drastyczne. Natomiast zamykając mnie w więzieniu, stałby się w równym stopniu jak ja zakładnikiem całej tej sytuacji. Gdyby to zrobił, przez jedną trzecią każdego spotkania z przywódcami zachodnich państw byłby zmuszony dyskutować o moim uwolnieniu. W końcu Putin wpadł na kompromisowe rozwiązanie, które zadowoliło wszystkich — 13 listopada 2005 roku po powrocie z Londynu zostałem zatrzymany w porcie lotniczym Szeremietiewo-2, uwięziony na piętnaście godzin i wydalony z kraju.
Rozdział 19
Zagrożenie bezpieczeństwa narodowego
Gdy tylko wyszedłem z samolotu po deportacji z Rosji w listopadzie 2005 roku, zacząłem wydzwaniać do różnych ludzi, aby ustalić, co zaszło. Elena, która była w ósmym miesiącu ciąży, próbowała mi pomóc w miarę swoich możliwości. Przez ostatnie dziesięć lat pracowicie budowałem swoją firmę od podstaw, wyrzekając się życia towarzyskiego, czujnie śledząc każdy ruch na rynku giełdowym i traktując weekendy jak dni robocze, a wszystko po to, żeby stworzyć fundusz inwestycyjny o kapitale wartym 4,5 miliarda dolarów. Nie mogłem pozwolić, aby zwykłe pozbawienie mnie wizy zniszczyło to wszystko za jednym zamachem.
Najpierw zadzwoniłem do dobrze ustosunkowanego londyńskiego prawnika specjalizującego się w sprawach imigracyjnych. Wysłuchał mojej historii, która go zaintrygowała. Właśnie się dowiedział, że innemu obywatelowi brytyjskiemu, Billowi Bowlingowi, adwokatowi zajmującemu się obroną praw człowieka, też odmówiono wjazdu do Rosji, dlatego podejrzewał, że przyczyną mojego wydalenia mogła być pomyłka spowodowana zbieżnością nazwisk. Uznałem to tłumaczenie za dosyć naciągane, ale w Rosji takie rzeczy były możliwe.
Następnie skontaktowałem się z HSBC, który stał się moim wspólnikiem, kiedy Edmond sprzedał swój bank. Jako niesłychanie biurokratyczna instytucja HSBC był całkowicie pozbawiony polotu w kwestii zarabiania pieniędzy, ale reprezentował światową klasę, jeśli chodziło o stosunki z brytyjskimi władzami.
Najpierw odbyłem rozmowę z dyrektorem generalnym banku komercyjnego HSBC, Clive’em Bannisterem. W ciągu piętnastu minut Bannister skontaktował mnie z sir Roderikiem Lyne’em, byłym ambasadorem brytyjskim w Rosji, który służył HSBC pomocą w takich sprawach jak moja. Sir Roderic obiecał przeprowadzić mnie przez labirynt brytyjskiej administracji rządowej. Kwadrans po rozmowie z nim byłem umówiony na spotkanie z Simonem Smithem, szefem sekcji rosyjskiej Biura Spraw Zagranicznych.
Dwa dni później udałem się do siedziby ministerstwa, imponującego gmachu przy King Charles Street utrzymanego w stylu włoskiego neoklasycyzmu. Zgłosiłem się w recepcji i zostałem przeprowadzony przez wielki dziedziniec do głównego wejścia. Wodziłem wzrokiem po wysokich sklepieniach, marmurowych kolumnach i zdobieniach z epoki wiktoriańskiej. Budynek ten został zaprojektowany w okresie największej świetności imperium brytyjskiego, aby onieśmielić odwiedzających i wzbudzić w nich respekt, i chociaż spotykałem się z wieloma prezesami, politykami i miliarderami, zrobił na mnie ogromne wrażenie.
Simon Smith zjawił się kilka minut później. Był mniej więcej pięć lat starszy ode mnie, miał gęste siwiejące włosy i nosił okulary bez oprawek, które odcinały się na tle jego rumianej twarzy.
— Witam, panie Browder. Cieszę się, że pan przyszedł — powiedział wesoło z wystudiowanym akcentem. Usiedliśmy, a gospodarz sięgnął po biało-niebieski porcelanowy imbryk i napełnił moją filiżankę. Rozniosła się woń cejlońskiej herbaty. — A więc wygląda na to, że narobił pan sobie kłopotów u naszych przyjaciół w Moskwie.
— Na to wygląda.
— Cóż, zatem pewnie ucieszy pana wiadomość, że już zajmujemy się tą sprawą — oznajmił oficjalnym tonem. — Nasz minister do spraw europejskich przebywa teraz w Moskwie. Zamierza porozmawiać jutro na pański temat z doradcą Putina do spraw polityki zagranicznej, Siergiejem Prichodką.
Jego słowa napełniły mnie otuchą.
— To wspaniale. Jak pan myśli, kiedy poznamy wynik tej rozmowy?
Smith wzruszył ramionami.
— Mam nadzieję, że wkrótce — rzekł, po czym nachylił się i chwycił filiżankę w obie dłonie. — Ale jest pewna istotna kwestia.
— Jaka?
— Będąc na placówce w Moskwie, z wielkim podziwem śledziłem pańskie działania w obronie praw akcjonariuszy i wiem, jak skutecznie wykorzystywał pan w tym celu prasę. Ale teraz musi pan bezwzględnie zachować to w tajemnicy przed mediami. Jeżeli ta historia nabierze rozgłosu, nie zdołamy panu pomóc. Rosjanie będą się zapierać rękami i nogami i pański problem nigdy nie zostanie rozwiązany. Oni zawsze muszą zachować twarz w takiej sytuacji.
Odstawiłem filiżankę, starając się nie okazywać zakłopotania. Zastosowanie się do tej sugestii było dla mnie nie do pomyślenia. Ale oto stałem w obliczu najpoważniejszego problemu w mojej karierze zawodowej, a rząd brytyjski był gotów przechylić szalę na moją korzyść. Zrozumiałem, że muszę spełnić żądanie Smitha, więc zgodziłem się i zakończyliśmy spotkanie.
Smith zadzwonił do mnie następnego dnia po południu.
— Prichodko twierdzi, że nie ma pojęcia, czemu pana wydalono, ale obiecał to zbadać — oznajmił, jak gdyby to była dobra wiadomość. Było dla mnie mało prawdopodobne, aby czołowy doradca Putina do spraw polityki zagranicznej nic nie wiedział o deportacji jednego z największych zagranicznych inwestorów w Rosji. — Postanowiliśmy zaangażować w tę sprawę naszego ambasadora w Moskwie, Tony’ego Brentona — dodał Smith. — Chciałby porozmawiać z panem jak najszybciej.